Wstrząsające relacje ratowników: „Wyciągnął spod poduszki siekierę”
Anna Kopras-Fijołek, NewsMed: Po tragicznym wydarzeniu w Siedlcach wystosowaliście postulaty dotyczące podniesienia bezpieczeństwa podczas służby. Jak odebraliście zaproszenie do rozmów w Ministerstwie Zdrowia na ten temat?
Michał Winter, wiceprezes Krajowej Rady Ratowników Medycznych: Dla nas to było ważne. W końcu możemy – jako organizacja reprezentująca ratowników medycznych – podejmować decyzje albo brać udział w podejmowaniu decyzji, które nas dotyczą, wskazywać kierunki zmian, które powinny nastąpić. Chodzi nie tylko o bezpieczeństwo ratowników medycznych, ale w ogóle o zawód, o całokształt. O taką organizację, o nasz głos walczyliśmy ponad 20 lat. W końcu nam się udało – w styczniu tego roku zawiązała się Krajowa Izba Ratowników Medycznych i Krajowa Rada Ratowników Medycznych. Wkrótce powołane zostaną ciała doradcze, jak chociażby Komitet Medyczny, ale też różne tematyczne zespoły, grupy zajmujące się poszczególnymi obszarami. Tym, co trzeba naprawić czy zaktualizować. Na początku robimy przegląd tego, co byśmy chcieli, co jest potrzebne. Słuchamy też głosu środowiska, wszystkich ratowników medycznych. Za moment udostępnimy ankietę dla ratowników medycznych z pytaniami m. in., jakie widzą problemy z wykonywaniem zawodu ratownika medycznego, co chcieliby, żebyśmy robili. Na tej podstawie, po analizie tych ankiet powołamy wspomniane grupy czy komisje, które będą się zajmowały tymi problemami. Będziemy rozmawiali o nich z środowiskiem, stroną rządową, innymi organizacjami, żeby dokonać niezbędnych zmian i w miarę, jak to jest możliwe, dojść do ideału wykonywania zawodu ratownika medycznego.
Mówi Pan o tym, że 20 lat czekaliście na to. Czego brakowało?
Być może chęci i woli ze strony rządzących. Ciężko jest odpowiedzieć na to pytanie, czego tak naprawdę brakowało. Ten zawód 20, 25 lat temu dopiero zaczął się tworzyć i rozwijać. Nie mieliśmy żadnej organizacji, która by się nami „opiekowała”, nami i naszym zawodem. Po 20 latach w końcu nadszedł czas, żeby się zrzeszyć, bardziej zorganizować i zacząć walczyć o nasze prawa, o unormowanie naszych praw, obowiązków jako ratowników medycznych. Tak, żeby nasz głos – jako ratowników medycznych – był słyszalny. Do tej pory troszeczkę naszymi interesami kierowali lekarze, którzy nam dawali wytyczne. Pielęgniarki również próbowały. Dzisiaj mamy swoją organizację, która będzie odpowiadała za dalszy rozwój tego zawodu.
Wystosowaliście do rządzących apel zawierający 12 postulatów. Zostaną wdrożone w życie?
Rozmowy na ten temat trwają i mamy nadzieję, że będą kontynuowane. Część naszych postulatów już jest wdrażana. Wiemy, że Ministerstwo Zdrowia wprowadzi kampanię społeczną, medialną, informującą o zawodzie ratownika medycznego, o jego prawach, obowiązkach i poszanowaniu dla zawodu ratownika medycznego. Ministerstwo Zdrowia zadeklarowało też, że zakupi dla zespołów ratownictwa medycznego kamizelki nożoodporne. MZ zapewniło nas także, że będziemy mieli usystematyzowane wsparcie psychologiczne po takich sytuacjach, jak w Siedlcach czy podobnych, po atakach na nas, w przypadku traumy. Tak, żeby każdy z ratowników medycznych mógł odfiltrować negatywne emocje i takie wsparcie psychologiczne otrzymać.
Dramatycznych zdarzeń, z którymi mierzą się ratownicy medyczni na co dzień w całej Polsce, jest dużo. Mówi Pan o „odfiltrowaniu”. Da się to „odfiltrować”?
Da się, jeżeli to jest usystematyzowane i jeżeli my w ratownikach medycznych wzbudzimy taką świadomość: – To nie ty jesteś herosem ratującym cały świat, wszystkich dookoła. Ty też potrzebujesz czasami pomocy.
Udaje Wam się to?
Niestety, gros ratowników medycznych nie wie, że potrzebuje wsparcia albo nie wie, w jaki sposób sobie poradzić z problemem. Ze stresem i traumą. Na początku musimy więc zbudować świadomość wśród ratowników medycznych i środowiska, że taka pomoc psychologiczna jest potrzebna wszystkim. Mnie, tobie. Ja sam też korzystałem z pomocy psychologicznej po traumatycznym zdarzeniu, które miałem i czynnej napaści na moją osobę podczas dyżuru.
Druga ważna sprawa – trzeba usystematyzować tę pomoc. Nie może być tak, że ratownik medyczny, jak ma traumę, poszukuje psychoterapeuty czy psychologa. Powinien wiedzieć od razu, gdzie się zgłosić. My też powinniśmy siebie nawzajem obserwować. Jesteśmy razem na dyżurach, czasami widzimy, że kolega ma problem. Do tej pory był aktywny, dzisiaj jest wyciszony, to się utrzymuje przez dłuższy okres czasu, nie ma z nim normalnego kontaktu, odchodzi gdzieś na bok. My też powinniśmy w swoim środowisku patrzeć na siebie, dbać o swoje własne bezpieczeństwo.
Brakuje usystematyzowania tego. Nie wiemy, gdzie, do kogo się zgłosić. Inne służby – policja, straż pożarna, wojsko mają zatrudnionych psychologów na etatach. Każdy z tych funkcjonariuszy wie, do kogo się zgłosić. My tego nie mamy. Działamy tylko w momencie, kiedy się już mleko rozleje i szukamy na szybko rozwiązania, tzw. protezy.
Wspomniał pan o swoim traumatycznym przeżyciu...
Pojechaliśmy do pacjenta psychiatrycznego z myślami samobójczymi. Weszliśmy do domu, skierowaliśmy się do jednego z pokoi – stał tam pacjent z podniesioną bronią, mierząc w naszym kierunku. Na szczęście udało się szybko zareagować, obezwładnić tego pacjenta, zabrać mu broń. Dalsze czynności przeprowadziła już policja.
Inna podobna sytuacja – wezwał nas pacjent, który skarżył się na bóle w klatce piersiowej. Kiedy weszliśmy, nagle wyciągnął spod poduszki siekierę i zaczął z nią biec w naszym kierunku. Na szczęście udało nam się uciec. Schowaliśmy się w karetce, odjechaliśmy i wezwaliśmy policję.
Przyczyny takich zdarzeń są różne: czasami alkohol, czasami używki, czasami choroba psychiczna, ale – nie tylko. W ludziach jest więcej agresji? Naoglądają się filmów, grają w gry, w których dominuje przemoc? Z czym, pana zdaniem, to się wiąże?
Z tego, co obserwujemy, na pewno jest to podłoże chorób psychicznych. Na pewno wielu jest też pacjentów, którzy są agresywni pod wpływem alkoholu czy używek. Narkotyki również powodują agresję i irracjonalne zachowanie.
W Siedlcach było podobno tak, że do mężczyzny, który ugodził nożem ratownika medycznego, pogotowie już nieraz jechało. Ratownicy medyczni znali go, jego agresywne zachowania, dlatego jeździli w asyście policji. Tym razem policja z nimi nie pojechała, nie poproszono o wsparcie, ponieważ wezwanie było spod innego adresu. Trudno może ocenić, podczas krótkiej rozmowy, wezwania pogotowia, czy „pacjent” może być agresywny… Czy w tej sytuacji można było uniknąć tragedii?
Tamtej sytuacji dokładnie nie znam, nie wiem, jak wyglądało wezwanie. Nie znam pacjenta, nie znam wcześniejszych wizyt, które tam były. Jeśli chodzi o moje doświadczenia, niektórych pacjentów faktycznie już znamy, „poznajemy” ich po numerach PESEL. Doskonale wiemy, bo dosyć często do nich jeździmy, i wiemy czego możemy się po nich spodziewać. Tutaj nie wiemy do końca, jak było. To trudne pytanie...
Wspomniał pan o swoich przeżyciach… Trudno pracować, skupić się na pomocy pacjentom, jeśli człowiek musi się oglądać dookoła siebie – czy sam pacjent, czy ktoś z domowników za chwilę nie wyskoczy np. z nożem.. Jak ratownicy medyczni sobie z tym radzą?
Kiedyś mój kolega, który pracuje na co dzień za granicą, mówił o wsparciu psychologicznym, o programie debriefingu i defusingu. Mówił o tym, że ta pomoc jest potrzebna i musimy się razem bardziej obserwować. Każdy z ratowników medycznych nosi plecak – bagaż doświadczeń. Ten plecak się, w miarę upływających lat pracy, zaczyna się zapełniać. W pewnym momencie się przepełni i wszystko się wysypie...
Widzimy, obserwujemy, że jest gros ratowników medycznych, którzy, niestety, „idą” w jakieś używki, w alkohol. To jest ich sposób odreagowania wszystkiego. Widzimy też, że rozbijają się rodziny ratowników medycznych – właśnie przez brak wsparcia psychologicznego.
Potrzebujemy takiego wsparcia na zasadzie systemowego rozwiązania, które pomagałoby w codziennej pracy. Codziennie spotykamy się z różnymi sytuacjami – ze śmiercią, z agresją. To zawsze zostaje w głowie. Tu nie ma bohaterów.
Czy każdy może zostać ratownikiem medycznym?
Każdy może zostać, jeżeli tylko oczywiście ma do tego chęć i predyspozycje. Jeżeli wie, z czym wiąże się ten zawód. To nie jest łatwy zawód. Obciążenie fizyczne i psychiczne jest bardzo duże. I ogromna odpowiedzialność.
Każdy może zostać ratownikiem medycznym. Jest „tylko” pytanie – czy młoda osoba, która ten zawód wybierze, wie, z czym będzie się to liczyło. To są nieprzespane noce, to jest rozłąka z rodziną, rozłąka w święta, bo trzeba iść na dyżur.
Mówimy o tych sytuacjach dramatycznych, traumatycznych. Zdarzają się też zapewne takie, kiedy człowiek może z uśmiechem wrócić z pracy do domu?
Tak, oczywiście. Najbardziej tak. Chyba największą satysfakcją dla ratownika medycznego jest sytuacja, kiedy uda nam się uratować jakiegoś pacjenta. Zrobić wszystko, co mogliśmy. A nawet więcej. Nieraz taki pacjent przychodzi później czy do stacji ratownictwa, czy na oddział do ratownika medycznego, żeby podziękować. Niestety, takich sytuacji jest bardzo mało. Coraz rzadziej słyszymy słowo: – Dziękuję. Od kogokolwiek. Po prostu społeczeństwo zaczyna nas traktować jako usługę do wykonania. My nie oczekujemy laurów, nie oczekujemy kwiatów i czekoladek, ale zwykłego ludzkiego odruchu. Po prostu słowa: – Dziękuję.