Zabrakło (im) zdrowia. Po debacie kandydatów na prezydenta
Wymiany poglądów były momentami bardzo emocjonujące, momentami przekrzykiwano się wzajemnie. Można było odnieść wrażenie, że nikt nad tym nie panuje… Ktoś się obrażał, ktoś się unosił, ktoś wychodził na papierosa, ktoś odebrał telefon, ktoś pisał sms-a…. Ktoś sprawiał wrażenie, że za chwilę się popłacze… Ktoś nie wiedział, że ma prawo do riposty i właściwie „o co w tym chodzi”… Ktoś przyszedł z gadżetem, ktoś komuś wręczył gadżet… Ktoś "walczył" z mównicą, stwierdzając ostatecznie, że ma fatalną jakość… Przesadnie co rusz podawano sobie ręce „na powitanie”, podkreślano wzajemnie stopnie naukowe lub pełnione funkcje albo – wymownie je pomijano...
W wypowiedziach kilka razy pojawił się wątek dotyczący zdrowia, ale bardzo szybko dziwnie „znikał”. W dobie gorących dyskusji na temat tego, czy składka zdrowotna powinna być obniżona, czy nie, jakie konsekwencje poniesiemy wszyscy, oczekiwania, czy prezydent zawetuje ustawę, czy może skieruje ją do Trybunału Konstytucyjnego, nikt nie podjął tego tematu. W dobie, gdy pacjenci martwią się, czy dostaną się do lekarza i kiedy. Nikt nie zapytał swojego kontrkandydata, czy – i jeśli tak, to jakie – zamierza podjąć działania w tym kierunku.
Pojawił się, owszem, wątek „Oleśnicy”, dramatycznej sytuacji, która miała tam miejsce, pojawiły się zapowiedzi, jak jeden z kandydatów zapatruje się na kwestię aborcji... Niestety, można było odnieść wrażenie, że ta sprawa po raz kolejny została po prostu „wykorzystana” publicznie, bo temat jest przecież nośny…
Słowo „lekarze” pojawiło się generalnie w kontekście… kosmetologicznym, bo ponoć – jak wskazał jeden z kandydatów – ten kierunek rozwoju jest dla nich bardziej atrakcyjny...
Jedynym nowym dłuższym wywodem dotyczącym ochrony zdrowia, który pojawił się podczas debaty, była prezentacja kartek od przedszkolaków, które wysłały do jednego z kandydatów z prośbą, by coś zrobił – dziecko potrzebowało pomocy w związku z chorobą… Owszem, udało się w ciągu 2 dni zebrać prawie 2 miliony, ale takie sytuacje nie powinny mieć miejsca… Pieniądze na leczenie w polskiej służbie zdrowia powinny być… Kartki od przedszkolaków powypadały z teczki, ktoś je pozbierał, sprawa zamknięta...
Jak pójść na wybory, jak mieć ochotę zagłosować na kogokolwiek, jeśli nie ma się poczucia choć odrobiny bezpieczeństwa, że ktoś myśli nie tylko o obronie kraju, ale również o ochronie naszego zdrowia? Jak zaufać, że ktoś o to zadba, po zdobyciu fotela prezydenckiego, skoro nikt – takie można odnieść wrażenie – nie ma odwagi, by o tym mówić? Skoro nikt nie przedstawia, co chciałby dla pacjentów zrobić, co chciałby zmienić?
Co również znamienne – niedawno podczas jednego z wydarzeń prezes Naczelnej Rady Lekarskiej Łukasz Jankowski odniósł się do uprzedmiotowienia tematu zmian w ochronie zdrowia przez polityków – służącemu jedynie zjednaniu wyborców, szczególnie w czasie trwania kampanii, nie zaś realnej poprawie. „Przed ostatnimi wyborami słyszeliśmy o czarodziejskiej różdżce, to samo dzisiaj robią kandydaci na urząd prezydenta – czytamy w komunikacie Naczelnej Izby Lekarskiej. – Odpowiadają na nasze oczekiwanie, że będzie zmiana, lecz kiedy – jako samorząd lekarski – wysłaliśmy do nich pytania dotyczące pomysłów skrócenia kolejek, czy zwiększania finansowania, nikt nie odpowiedział”.
W debacie, która trwała prawie trzy godziny, uczestniczyli wszyscy kandydaci na prezydenta: Artur Bartoszewicz, Grzegorz Braun, Magdalena Biejat, Szymon Hołownia, Marek Jakubiak, Joanna Senyszyn, Krzysztof Stanowski, Karol Nawrocki, Maciej Maciak, Sławomir Mentzen, Marek Woch, Rafał Trzaskowski oraz Adrian Zandberg.