Katarzyna Pinkosz, NewsMed, Wprost: Panie Profesorze, czy to prawda, że do niepodległości Polski w 1918 r. w dużej mierze przyczynili się lekarze, nie tylko lecząc, ale też walcząc z bronią w ręku, ryzykując życiem? Dla wielu z nich walka o Polskę okazała się ważniejsza od medycyny.
Prof. Krzysztof Filipiak, kardiolog, internista, rektor Uczelni Medycznej im. Marii Skłodowskiej-Curie: Zacząłbym od zaskakującej konstatacji, że niepodległość zawdzięczamy w dużej części osobie, która o mały włos, a byłaby lekarzem. Mowa oczywiście o Józefie Piłsudskim (1867-1935). Marszałek rozpoczął studia medyczne w 1885 roku na Cesarskim Uniwersytecie Charkowie. Zdał wszystkie egzaminy po I i II semestrze, w tym najtrudniejsze – anatomię i histologię. Po pierwszym roku zamierzał przenieść się na uniwersytet w Dorpacie (dzisiejsze estońskie Tartu), bardzo popularny wśród polskich studentów i bliższy jego rodzinnej Wileńszczyzny. Ze względu na jego działalność podziemną odmówiono mu jednak przyjęcia do Dorpatu; nie ukończył też żadnych innych studiów. Już w 1887 roku aresztowano go pod zarzutem spisku na życie cara i zesłano na Syberię.
Co ciekawe, pierwszy doktorat honoris causa odrodzonego Uniwersytetu Warszawskiego w 1921 roku przyznano właśnie Józefowi Piłsudskiemu. Był to doktorat honoris causa Wydziału Lekarskiego, no bo jaki inny przyznać można było niedoszłemu lekarzowi?
Doktorat przyznano mu „w uznaniu za zasługi dla nauki polskiej w ogóle, oraz dla medycyny polskiej i dla Wydziału Lekarskiego Uniwersytetu w szczególności”, w oparciu o wniosek Rady Wydziału Lekarskiego z dniu 30 kwietnia 1920 roku, kiedy trwały działania wojenne, ofensywa bolszewicka szła na Warszawę. Wręczono go 2 maja 1921 roku.
Jeżeli wiec pyta Pani Redaktor o najbardziej zasłużonego medyka w odzyskaniu niepodległości 1918 roku – odpowiadam śmiało: dr honoris causa medycyny, niedoszły lekarz Józef Piłsudski.
Piłsudski miał przez całe życie dużą wdzięczność do lekarzy. To dlatego, że dzięki nim udało mu się uniknąć powtórnej zsyłki na Syberię?
Rzeczywiście, gdy drugi raz rozwijał swoje patriotyczno-socjalistyczne zaangażowanie po powrocie z 5-letniego zesłania na Sybir, został w 1900 roku ponownie aresztowany. Aby nie zostać skazanym na powtórną wieloletnią deportację, w więzieniu Cytadeli Warszawskiej zaczął symulować chorobę psychiczną.
W ucieczce ze szpitala dla umysłowo chorych Mikołaja Cudotwórcy w Petersburgu pomógł mu inny polski lekarz Władysław Mazurkiewicz (1871-1933). Ten konspiracyjny działacz Polskiej Partii Socjalistycznej wyprowadził Piłsudskiego ze szpitala w trakcie swojego dyżuru lekarskiego w maju 1901 roku i obaj uciekli na tereny zaboru austriackiego, do Galicji.
O dalszych losach Piłsudskiego wiemy prawie wszystko, ale kariera Mazurkiewicza była w kategoriach medycznych jeszcze bardziej imponująca. Już w 1909 doktoryzował się zagranicą, w 1912 roku habilitował we Lwowie, a w dwa lata później był już profesorem Wydziału Lekarskiego Uniwersytetu Lwowskiego, skąd w 1916 przeniósł się na Uniwersytet Warszawski. To on organizował Wydział Lekarski Uniwersytetu Warszawskiego (nota bene reaktywowany ponownie 2 lata temu), był jego dziekanem, potem zorganizował Wydział Farmaceutyczny tego uniwersytetu, a w czasie wojny polsko-sowieckiej 1920 roku był członkiem Rady Obrony Stolicy.
Myślę więc, że zaraz po Piłsudskim nazwałbym go czołowym polskim lekarzem-niepodległościowcem czasów tworzenia II Rzeczpospolitej.
W pierwszej trójce takich „lekarzy-niepodległościowców” widziałbym też nieco zapomnianą postać Józefa Świeżyńskiego (1868-1948).
To ten warszawski lekarz, działacz narodowy, powołany został w październiku 1918 roku na premiera rządu (w ówczesnej terminologii – prezydenta ministrów) przez Radę Regencyjną i w swoim gabinecie, de facto pierwszym polskim rządzie w 1918 roku trochę zapomnianym przez historyków, przeznaczył funkcję ministra spraw wojskowych dla przebywającego jeszcze w niemieckim więzieniu Józefa Piłsudskiego. Tak więc lekarze odegrali w życiu Piłsudskiego szczególną rolę.
Już po jego śmierci, na emigracji w Edynburgu, medycynę skończyła starsza córka marszałka Wanda Piłsudska (1918-2001) pracująca później jako lekarz psychiatra.
Zamiłowanie do medycyny chyba mocno w Piłsudskim tkwiło, bo w jego otoczeniu zawsze byli lekarze. Miał do nich największe zaufanie, bo przecież lekarzem był jego osobisty adiutant, Bolesław Wieniawa-Długoszowski, później generał i jedna z najbardziej barwnych (choć też tragicznych) postaci II Rzeczpospolitej. Związał się z wojskiem, ale początkowo miał być okulistą.
Tak, gen. Bolesław Wieniawa-Długoszowski (1881-1942) to chyba najbardziej znany lekarz-legionista czasów II Rzeczpospolitej. Generał wojska polskiego, adiutant Józefa Piłsudskiego i jego najbliższy współpracownik, pierwszy ułan II Rzeczpospolitej, zdobywca serc kobiecych i przyjaciel artystów.
To z pewnością postać wielowymiarowa. Próbował zostać okulistą, praktykując we Lwowie i w Paryżu. Udzielał porad okulistycznych znajomym, ale wybrał wojsko i karierę polityczną.
Z marszałkiem łączyła go wizja polityczna Polski, ale także życie prywatne. Obaj przeszli na protestantyzm – Piłsudski przystąpił do luteran (kościół ewangelicko-augsburski), Wieniawa-Długoszowski, podobnie jak Sławoj-Składkowski, o którym za chwilę, do kalwinistów (kościół ewangelicko-reformowany). Wieniawa był też poetą, przyjaźnił się z poetami II Rzeczpospolitej – przynajmniej do czasu umacniania się sanacji po zamachu majowym 1926 roku i rozejścia się dróg generała i tego środowiska. Nawet pisał do najbliższych mu Skamandrytów (Lechoń, Tuwim, Słonimski, Wierzyński, Hemar) w latach dwudziestych wiersze:
„Coś nas ze sobą sprzęgło, poetycka szajko/ mnie, żołnierza prostaka, z dziećmi Appolina,
Czy wspólna silna słabość do wina i kina/ czy chęć smagania ludzi prawdą jak nahajką?
Wy z waszą pieśnią, ja z lancą polecę/ I razem zdobędziemy Polskę jak fortecę,
którą opanowali łajdki i durnie”.
Wieniawa-Długoszowski to postać tragiczna, nie tylko dlatego, że on sam popełnił samobójstwo w 1942 roku w Nowym Jorku. Również dwaj bratankowie generała z pokolenia Kolumbów, uczniowie Liceum im. Stefana Batorego w Warszawie (Andrzej Długoszowski, Marek Długoszowski), polegli w Powstaniu Warszawskim.
Wieniawa-Długoszowski to jednak nie jedyny lekarz z kręgu pionierów II Rzeczpospolitej pozostający w orbicie Naczelnika Państwa – Józefa Piłsudskiego?
Nie, można wymienić co najmniej kilka następnych postaci. To między innymi dr Eugeniusz Piestrzyński (1887-1962), lekarz przyboczny Józefa Piłsudskiego, ginekolog-położnik, postać bardzo blisko zaprzyjaźniona z marszałkiem, skoro był świadkiem (wraz z Wieniawą-Długoszowskim) na jego ślubie z Aleksandrą Szczerbińską w 1921 roku w Belwederze.
Po przewrocie majowym 1926 roku został Dyrektorem Departamentu Służby Zdrowia w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych, co było odpowiednikiem stanowiska ministra zdrowia, gdyż takowy urząd zlikwidowano i włączono do spraw wewnętrznych.
Kolejnym lekarzem-legionistą, opiekującym się marszałkiem w latach 1925-35, był Marcin Woyczyński (1870-1944).
Ważnym legionistą-lekarzem był w II Rzeczpospolitej Felicjan Sławoj-Składkowski (1885-1962), generał dywizji, mason, uczestnik wojny polsko-sowieckiej 1920 roku, komisarz miasta stołecznego Warszawy, premier II Rzeczpospolitej w latach 1936-39.
Ukończywszy studia, praktykował jako lekarz chorób wewnętrznych, potem jako chirurg i ginekolog. Historycy oceniają go bardzo surowo, po jego uciecze do Rumunii we wrześniu 1939 roku; gen. Władysław Sikorski odmawiał mu honoru i pomocy.
Ale do historii polskiej medycyny i epidemiologii przeszedł m.in. jako pierwszy minister spraw wewnętrznych, który nakazał stawianie ubikacji na polskich wsiach. Jako lekarz z wykształcenia szczególną wagę przywiązywał do higieny, stąd dziwne drewniane konstrukcje nieznanych wcześniej toalet zaczęto na ubogich wsiach II Rzeczpospolitej nazywać „sławojkami”.
Z tego samego środowiska wywodzą się inni lekarze-legioniści, zasłużeni w budowie II Rzeczpospolitej: generał dr med. Stanisław Rouppert (1887-1945), lekarz naczelny I Brygady Legionów Polskich, ppłk. dr Stefan Mozołowski (1892-1940), prezes Polskiego Towarzystwa Neurologicznego zamordowany przez NKWD w Starobielsku czy nieco młodszy płk. dr Henryk Cianciara (1895-1962), lekarz marszałków Piłsudskiego i Śmigłego-Rydza.
Nie zapominajmy też o pierwszym ministrze zdrowia odrodzonej Rzeczpospolitej – Witoldzie Chodźko (1875-1954).
Witold Chodźko: psychiatra i neurolog, mianowany został pierwszym ministrem zdrowia publicznego i opieki społecznej postanowieniem naczelnika państwa Józefa Piłsudskiego z 13 grudnia 1918 roku. Aktywnie działał również w odbudowie polskiej medycyny po 1945 roku.
Wymienił Pan głównie lekarzy-wojskowych. Dlaczego tak wielu lekarzy wybierało wojsko, angażowało się w działalność niepodległościową, wojskową, porzucając medycynę i ryzykując życie? To kwestia patriotycznego wychowania, cech charakteru?
To już bardziej pytanie do socjologów niż do lekarza, czy też historyka medycyny – amatora.
Myślę jednak, że w tych świetnie wykształconych lekarzach, zwłaszcza pokolenia, które nigdy wcześniej nie żyło w wolnej Polsce, świadomość kruchości tego młodego państwa i konieczności umocnienia go, brała górę nad codziennym wykonywaniem wyuczonego zawodu.
Tak to sobie tłumaczę, przechodząc na „podwórko kardiologiczne”, nieco mi bliższe. Pionierzy polskiej kardiologii – założyciele Polskiego Towarzystwa Kardiologicznego, już po II wojnie światowej to przecież zarówno wychowany w patriotycznej rodzinie Edmund Żera (1899-1993), który jako student wydziału lekarskiego Uniwersytetu Warszawskiego w 1920 roku bierze udział w wojnie polsko-sowieckiej, ale i zasymilowany Żyd Mieczysław Fejgin (1894-1975), który również rzuca studia, aby walczyć o wolną Polskę z bolszewikami. W II Rzeczpospolitej jest m.in. naczelnym lekarzem Szpitala Żydowskiego w Białymstoku, ordynatorem w Szpitalu Starozakonnych na Czystem, a po II wojnie światowej głównym internistą Ludowego Wojska Polskiego i lekarzem osobistym Bolesława Bieruta. Obaj ci lekarze, niezależnie od środowisk, z których się wywodzą i dalszych życiowych wyborów, pozytywnie zdają egzamin z patriotyzmu w 1920 roku, w największej pierwszej próbie stabilności państwa, które pojawia się na mapie nowoczesnej Europy po 123 latach niebytu.
Ale czy „egzaminu z patriotyzmu” nie zdają też już wykształceni lekarze, którzy na wieść o odradzającej się ojczyźnie rzucają świetne posady na prestiżowych europejskich uniwersytetach i wracają nad Wisłę, aby budować od nowa państwo?
Przecież tak rozumiany patriotyzm cechował tak wielki postacie jak: twórcę polskiej kardiologii prof. Mściwoja Semerau-Siemianowskiego (1885-1953), który porzuca Klinikę w Strasburgu czy prof. Ludwika Hirszfelda (1884-1954), który decyduje się na powrót do Polski w 1920 roku.
To przecież pokolenie wybitnych uczonych, którzy przybywają budować II Rzeczpospolitą podobnie jak nieco od nich starszy profesor Politechniki w Zurychu Gabriel Narutowicz (1865-1922), pierwszy prezydent Polski, zamordowany w zamachu.
Im wszystkim – a wymieniłem tu tylko szesnastu lekarzy – należy się hołd i chwila zadumy w 106. rocznicę odzyskania niepodległości.
Prof. dr hab. Krzysztof J. Filipiak, internista, kardiolog, przewodniczący Komisji Historycznej Polskiego Towarzystwa Kardiologicznego, rektor Uczelni Medycznej im. Marii Skłodowskiej-Curie w Warszawie
Czytaj też:
70 lat PTK. Prof. Filipiak: Warto być kardiologiem w Polsce. Tak to wszystko się zaczęło