Odbierając nagrodę Wizjoner Zdrowia Wprost 2023 – jedną z wielu, które otrzymał Pan od pacjentów, klinicystów, różnych organizacji – powiedział Pan, że nie zawsze udaje się zrefundować nowy lek. I że każda taka negatywna decyzja jest bardzo trudna.
Wiceminister Maciej Miłkowski: Wydawanie decyzji negatywnych jest niesamowicie trudne. Jest łatwiej, gdy wiadomo, że chodzi o lek, który ma np. dużo działań niepożądanych albo jest słabej jakości. Dużo trudniej, gdy lek jest bardzo ważny dla pacjentów, ale nie potrafimy uzgodnić z firmą warunków cenowych.
Zawsze musimy jednak patrzeć na referencje danego leku do tych stosowanych w innych jednostkach chorobowych. Nie możemy pozwolić sobie na to, by płacić za lek nieracjonalnie w jakiejś jednostce chorobowej. Bardzo ważne jest, by negocjować i istotnie obniżyć cenę, bo wtedy pozostanie więcej pieniędzy na leki dla innych pacjentów. Jak do tej pory w wielu przypadkach to się udawało.
Zdarzały się sytuacje, gdy wiedział Pan, że pod względem klinicznym lek powinien znaleźć się w refundacji, ale nie udało się to z powodu wysokiej ceny?
Są takie sytuacje. Mamy ustawową możliwość, że możemy na lek wydać więcej, przekraczając to, co jest zapisane w ustawie refundacyjnej. Często mam negatywne stanowisko Rady Przejrzystości Agencji Oceny Technologii Medycznych i Taryfikacji (AOTMiT), Prezesa AOTMiT, komisji ekonomicznej, a mimo to staramy się dojść do porozumienia cenowego z firmą i to się udaje. Często są opinie, że terapia jest zbyt droga, jednak udaje nam się dojść do porozumienia – dzięki instrumentom dzielenia ryzyka czy negocjacjom. Jednak nie zawsze tak się dzieje – i to są najtrudniejsze sytuacje.
Wiele leków, mimo kosztów i problemów, znalazło się jednak na listach leków refundowanych.
Zawsze jesteśmy dobrze przygotowani do rozmów. Departament przygotowuje raporty, do każdego mam pełen wgląd, jak również do wszystkich analiz, wypowiedzi ekspertów. Wszystko to czytam i często proponuję swoje rozwiązanie. Często podejmuję decyzje w sobotę, niedzielę, kiedy spokojnie mogę wszystko przemyśleć.
Zdarza się, że firmy widzą, że sytuacja jest trudna i same proponują rozwiązania tak nietypowe, tak dobre, że… po prostu trzeba z nich skorzystać. Wiele rzeczy udaje się, często przy twardych negocjacjach z firmami, ale – i to jest ważne – z olbrzymim szacunkiem dla drugiej strony. Firmy to widzą i również podchodzą bardzo poważnie do negocjacji.
Z jakiej decyzji miał Pan największą satysfakcję?
Z każdej. Do każdej decyzji indywidualnie się przygotowujemy. Pamiętam leki dla dzieci chorych na padaczkę, leki w obrzęku naczynioruchowym, w innych chorobach rzadkich – tych decyzji było bardzo wiele. Wiem, kiedy firma może zejść z ceny, staram się to wykorzystywać.
Mówił pan, że praca ministra to służba pacjentom. Tak Pan postrzega swoją rolę?
Zawsze widziałem swoją pracę pod kątem pacjentów. Zarówno wcześniej, gdy pracowałem w Mazowieckiej Kasie Chorych, jak również później, gdy pracowałem w szpitalach. Zawsze widzę to bezpośrednie przełożenie. Im człowiek jest wyżej, tym większy ma wpływ na życie pacjenta. Często rozmawiam z pacjentami, z lekarzami, ze stowarzyszeniami. Czuję więź z pacjentami, dla nich się staram.
Cenią Pana pacjenci, klinicyści, przedstawiciele firm farmaceutycznych. To rzadkość.
Bez tego całego grona nie da się podjąć dobrej decyzji. Niedawno dostałem wyróżnienie od hematologów (honorowe członkostwo Polskiego Towarzystwa Hematologów i Transfuzjologów – przyp. red.). Bardzo trudno wejść merytorycznie w schematy leczenia w hematoonkologii, w poszczególne linie leczenia. Im głębiej w to wchodzę, tym widzę, jak to jest trudne, często nawet lekarze mają problem, by pacjentowi zaproponować najlepszą dla niego terapię.
Czy gdyby miał Pan możliwość pracy z innymi politykami w nowym rządzie, zgodziłby się Pan nadal sprawować funkcję „wiceministra od leków”?
Starałem się zawsze pracować merytorycznie. Zobaczymy, jak wszystko się potoczy.
W żadnym wypadku nie chcę niczego narzucać; wiadomo – to minister decyduje. Ja też nie jestem łatwą osobą, wydaje mi się jednak, że potrafię się porozumieć.
Myślę, że przynajmniej przez pewien okres byłoby to wskazane, bo istotne jest przekazanie wiedzy, kierunków, zwrócenie uwagi na to, co – według mnie – jest ważne.
Co będzie za pół roku, czy rok: tego nie wiem. Na razie robimy to, co jesteśmy w stanie zrobić.
Dużo można jeszcze zrobić?
Ochrona zdrowia ma to do siebie, że gdyby poważnie zrobić jej reformę, to pracy byłoby na kilkanaście lat. Musi być wytyczna strategia, jednak świat się zmienia, zmienia się też medycyna. Dzisiejsze wytyczne za rok mogą być niezasadne, a nawet szkodliwe. W technologiach lekowych i nielekowych jest dużo zmian. Jest jeszcze bardzo dużo do zrobienia.
Całość rozmowy można przeczytać:
Maciej Miłkowski, wiceminister zdrowia. Był m.in. dyrektorem finansowym Mazowieckiej Regionalnej Kasy Chorych, zastępcą dyrektora ds. ekonomicznych Instytutu Matki i Dziecka, zastępcą dyrektora ds. ekonomicznych Instytutu Kardiologii w Warszawie, zastępcą prezesa NFZ ds. finansowych. Od 2018 r. jest podsekretarzem stanu w Ministerstwie Zdrowia