Katarzyna Pinkosz, Wprost, NewsMed: W Polsce wciąż główną przyczyną zgonów, także tych przedwczesnych, są choroby sercowo-naczyniowe. W krajach zachodnich udało się to zmienić. W Polsce też jest świadomość konieczności zmian, stąd np. projekt Krajowej Sieci Kardiologicznej, Narodowy Program Chorób Układu Krążenia, coraz większy nacisk na programy profilaktyczne. Czy te działania, które zostały podjęte w 2024 roku, przyczynią się do zmniejszenia nadumieralności Polaków z powodu chorób sercowo-naczyniowych?
Prof. Robert Gil: Jestem przekonany, że tak; idziemy w dobrą stronę, jednak to nie uda się w ciągu roku czy trzech. Efekty działań zobaczymy najwcześniej za 5-10 lat. Trzeba jednak sukcesywnie wprowadzać działania prewencyjne od najmłodszych lat; pokazywać, co społeczeństwo może zrobić, by zachować zdrowie na późne lata. Generalnie musimy „odwrócić piramidę wydatków”: więcej środków przeznaczać na profilaktykę, na leczenie osób „mniej chorych”; wtedy będzie mniej pacjentów trudnych, w dużo cięższych stadiach choroby, których musimy przyjmować do szpitala i ratować życie.
Trudno podjąć decyzję, by większe pieniądze przeznaczać na profilaktykę, gdy chce się dziś ratować także pacjentów najciężej chorych, których leczenie jest droższe, ale dziś też bardzo efektywne…
Byłoby ogromnym błędem, gdybyśmy przestali ratować najciężej chorych, a skupili się tylko na prewencji. To musi być sukcesywnie przesuwanie rok po roku środka ciężkości na prewencję pierwotną już od najmłodszych lat oraz na prewencję wtórną.
Jednak po 10 latach efekty naszych działań mogą przejść nasze najśmielsze oczekiwania. Uważam, że potrafimy to zrobić; z naszą pracowitością, umiejętnościami i mądrością, którą mamy. Potrafiliśmy jako naród uratować się z okresu zaborów, nie utraciliśmy naszych wartości; teraz trzeba zawalczyć także o nasze zdrowie.
Uważam, że Polak potrafi, tylko musi widzieć cel, sens. Tu jednak bardzo ważna jest polityka państwa, która powinna popierać zdrowie także polityką fiskalną. To, co zdrowe, powinno być popierane, a więc tańsze; to, co prowadzi do utraty zdrowia – droższe.
Czyli np. warto byłoby, żeby niezdrowa żywność była dużo droższa?
Tak. Niezależnie od tego, kto sprawuje rządy w Polsce, powinien prowadzić taką politykę, by wydłużyć życie Polaków.
Panie Profesorze, na początku kadencji, ogłosił Pan (drugi już) Dekalog potrzeb polskiej kardiologii. Jak oceniłby Pan – co w 2024 roku udało się z niego zrealizować?
To pytanie nie jest łatwe. W każdym z 10-ciu jego punktów trwają działania związane z ich realizacją. To raptem połowa kadencji, ale może skupię się na wybranych pozycjach. „Pełne uruchomienie Narodowego Programu Chorób Układu Krążenia w całym kraju, a także jego przejrzyste i kolegialne zarządzanie” oraz punkt dziewiąty „Wspieranie potrzeb oraz intensyfikacji rozwoju kardiologii dziecięcej” wydawały się możliwe do zrealizowania. Pierwszy z nich wiąże się m.in. z Krajową Siecią Kardiologiczną. Ze strony poprzedniej władzy mieliśmy obietnicę, że po zakończeniu pilotażu (co miało nastąpić po roku) sieć będzie funkcjonować już w całej Polsce, ponieważ wyniki pilotażu miały być pozytywne. Część z nas w to nawet uwierzyła; jednak kwestie KSK były dobrze znane tylko w tych województwach i ośrodkach, w których był prowadzony pilotaż. Pozostałe słyszały (lub chciały słyszeć) tylko jedno: wejście do KSK oznacza nielimitowane zabiegi. Dotyczyło to jednak tylko ośrodków koordynujących najwyższego rzędu i zabiegów wysoko specjalistycznych. Wszyscy chcieli wchodzić do krajowej sieci, licząc na to, że oprócz swojego ryczałtu dostaną jeszcze nielimitowane pieniądze na zabiegi najwyższego poziomu.
Byłem jedną z osób, którym nie podobała się tamta wersja Krajowej Sieci Kardiologicznej, ponieważ zauważałem asymetrię: jedynymi beneficjentami były ośrodki wysokiego poziomu. A jednocześnie były ogromne problemy z „przesuwaniem” pacjentów po zabiegach „piętro niżej”, czyli do AOS i POZ. Taki system wręcz „napędzał” wyścig na coraz większą liczbę zabiegów, co sprawiało, że pacjenci spoza tej grupy mieli jeszcze większy kłopot z przyjęciem do szpitala.
Nowe Ministerstwo Zdrowia przedstawiło nową propozycję Krajowej Sieci Kardiologicznej, zresztą jako integralnej części Narodowego Programu Chorób Układu Krążenia (NPChUK). Zasady bardzo nam się podobają, zresztą są one wypracowywane z całym środowiskiem kardiologicznym. Jest bardzo dobry podział ośrodków na dwa poziomy kompetencji, dwuletni okres możliwości „dojścia” do drugiego poziomu dla tych, którzy nie spełniają obecnie wszystkich kryteriów. Ma być wprowadzona Elektroniczna Karta Opieki Kardiologicznej, pozwalająca dokumentować historie prowadzenia chorego i planować kolejne jej etapy – to też bardzo dobry krok. Jednak pierwszy „zimny prysznic” jest taki, że wejście do sieci nie oznacza dodatkowych pieniędzy. Podkreśla się koordynację, jednak np. problem sfinansowania koordynatorów pozostaje po stronie ośrodków, które wejdą do sieci. Mam też wrażenie, że KSK jest zbudowana na szpitalnictwie. Sugeruje się budowanie współpracy lokalnej z POZ i AOS; nie ma jednak konieczności przejęcia pacjentów przez POZ i AOS.
Widzimy dobrą wolę Ministerstwa Zdrowia, bo wiele naszych postulatów zostało uwzględnionych, mamy też zapewnienia, że system będzie na bieżąco poprawiany. Trzeba jednak pamiętać, że reforma na poziomie szpitali wszystkiego nie załatwi. Lekarze POZ mają obecnie dużo większe możliwości diagnostyczne; POZ musi brać odpowiedzialność za swoich pacjentów, dlatego należy rozwijać opiekę koordynowaną, w której powinna brać udział także AOS. Całą piramidę świadczeń trzeba zmienić; prace nad tym toczą się w Ministerstwie Zdrowia. Na pewno ten system trzeba będzie zmieniać i widzę chęć zrobienia tego ze strony ministerstwa.
W 2024 roku zdecydowanie przyspieszył Narodowy Program Chorób Układu Krążenia, którym zawiaduje prof. Adam Witkowski. Powstało wiele nowych programów, inicjatyw, są one testowane, mają szansę wejść do systemu przy udokumentowaniu ich pozytywnego znaczenia. Chcemy skorzystać z tej ścieżki w przypadku realizacji punktu nr 7 Dekalogu potrzeb polskiej kardiologii, tj. Narodowego Programu Leczenia Wstrząsu Kardiogennego; jest on już w zasadzie opracowany i ze wsparciem Krajowej Rady d.s Kardiologii (Przewodniczy jej Prof. Janina Stępińska) chcemy iść w tej kwestii do AOTMiT, Ministerstwa Zdrowia oraz NFZ. Tu nie są potrzebne duże środki, ale pewne uporządkowanie procedur dla pacjentów ze wstrząsem kardiogennym. Co do w/w wspomnianego punktu 9-go naszego Dekalogu to z pełną odpowiedzialnością mogę powiedzieć, że staraliśmy się w tym roku dużo mocniej wesprzeć kardiologię dziecięcą niż dotychczas i nie zamierzamy na tym poprzestać.
Jednym z ważnych punktów była też możliwość prowadzenia badań genetycznych w kardiologii…
Dzięki współpracy z Polskim Towarzystwem Genetyki Człowieka udało się stworzyć wytyczne, kiedy i w jakim zakresie badania genetyczne powinny być przeprowadzane u chorych kardiologicznych. Chcemy, by kardiolog mógł na nie skierować pacjenta, a także, żeby w ośrodkach diagnostyki genetycznej były pracownie przeznaczonych dla chorych kardiologicznych, jak również, żeby badania nie były ograniczone do rodzinnej hipercholesterolemii. Zdajemy sobie sprawę z wagi i roli diagnostyki genetycznej w kardiologii dlatego ona będzie tematem wiodącym w przyszłym roku.
A czego nie udało się w tym roku zrealizować?
Nie udało nam się stworzyć nowych, szybkich ścieżek dla wchodzenia nowych technologii lekowych i nielekowych. Myślę, że to kwestia finansów, dlatego chcę wierzyć, iż kiedy rozpocznie się nasza Prezydencja w Europie, dostaniemy środki z KPO, m.in. na ochronę zdrowia, to wiele spraw przyspieszy. Bardzo ważne jest, żeby nie czekać na nowoczesne technologie przez wiele lat. Widzimy i słyszymy w rozmowach dobrą wolę Ministerstwa Zdrowia także w tym względzie.
Ważne postulaty dotyczyły też prewencji i lepszego leczenia chorych na wczesnym etapie…
Bardzo dużo energii poświęcamy na edukację własną i pacjentów, a z drugiej strony wywieraliśmy presję na Ministerstwo Zdrowia, by były coraz bardziej liberalizowane kryteria wchodzenia do programów lekowych; myślę tu o programie B101 dot. leczenie hipolipemizującego. Chodzi m.in. o możliwość stosowania nowoczesnych leków, takich jak inhibitory białka PCSK9 czy inklisiran. Bardzo o to walczyliśmy, wiele udało się zmienić. Dziś te kryteria są zdecydowanie bardziej zbliżone do wytycznych europejskich, choć jeszcze powinny się zmienić. Chcemy też powiązania programu KOS Zawał z programem B101, proponowaliśmy na razie pilotażową wersję programu KOS Zawał Lipid, w ramach którego pacjenci dostawaliby od samego początku leki najnowszej generacji. W drugim półroczu nasze działania w tym kierunku zostały nieco wyhamowane. Wszystkiego naraz nie da się zrobić, a my w drugim półroczu mocno postawiliśmy na edukację lekarzy i edukację pacjenta. Podnosimy kwestie od początku „agresywnego” leczenia hipolipemizującego pacjentów, podawania wysokich dawek statyn, łączenia ich z ezetymibem, a jeśli to nie jest skuteczne, pacjenci nie spełniają celów terapeutycznych, to włączanie leków nowej generacji. Widzimy, że coraz więcej lekarzy leczy zgodnie z zaleceniami, zwiększyła się też liczba pacjentów w programie B101, co nas bardzo cieszy.
Czy Pana hasło jako Prezesa PTK: „Polska kardiologia europejskie standardy” jest nadal aktualne? Jest Pan optymistą, jeśli chodzi o przyszły rok?
Zawsze jestem optymistą, bo głęboko wierzę, że zawsze coś można zmienić, poprawić. Staramy się zapewnić lekarzom i pacjentom dostęp do najnowszej wiedzy, propagowanie najnowszych wytycznych – bo kto, jak nie my i nasi pacjenci wymusi na politykach zrobienie tego, co jest konieczne?
Muszę też powiedzieć, że Polskie Towarzystwo Kardiologiczne mocno zaangażowało się w działania Europejskiego Towarzystwa Kardiologicznego, które działa na rzecz tzw. Cardio Policy, czyli szerokiego planu dla chorób sercowo-naczyniowych w całej Europie. Dla onkologii już taki wieloletni plan istnieje, jest na niego przeznaczony osobny budżet, wydzielony z ogólnego budżetu na zdrowie, co powoduje, że obecnie w diagnostyce i leczeniu onkologicznym dokonuje się ogromny postęp, firmy widzą zielone światło i też w tym kierunku działają. Chcemy, żeby tak samo zadziało się w kardiologii. Dziś ludzie coraz mniej obawiają się zawałów, udarów, gdyż stany ostre potrafimy coraz skuteczniej leczyć. Jednak rokowanie pacjenta z niewydolnością serca wcale nie jest lepsze niż pacjenta z chorobą nowotworową, dlatego trzeba położyć nacisk także na choroby sercowo-naczyniowe.