Beata Igielska, NewsMed: Jak funkcjonować optymalnie, gdy za miedzą wojna, klimat się zmienia na naszych oczach, a sztuczna inteligencja rozwija się w nieznanym kierunku? Świat dla wielu ludzi staje się nieprzyjazny i nieprzewidywalny… Zwracam się do pani z tym pytaniem, bo jest pani nie tylko teoretykiem, ale także praktykiem psychologii pozytywnej.
Prof. Ewa Trzebińska*: Odpowiedź na tak szeroko postawione pytanie, nie może być krótka i sugerująca od razu jakąś drogę postępowania. Aby zmierzyć się z trudnymi realiami aktualnego świata, warto być psychicznie przygotowanym do trudności i wyzwań. Kiedy one się pojawiają, kiedy się piętrzą, osoba nieprzygotowana ma problem, jak sobie poradzić. Znacznie łatwiej jest osobie, która rozwinęła właściwości psychiczne, wyposażające ją w sposób myślenia, odczuwania, planowania, działania i spostrzegania sytuacji w kategoriach zadań do wykonania. Ma bowiem narzędzia i odpowiednią perspektywę, żeby sobie z wieloma naraz sprawami poradzić, poukładać, poustawiać w priorytety, sprawdzić, co może zrobić.
Tak więc pierwsza odpowiedź, jaka mi przychodzi na myśl, to przygotowanie się. W psychologii pozytywnej mamy pojęcia: siły charakteru, siły psychicznej, odporności psychicznej. Odnoszą się do kapitału psychicznego, który stanowi oparcie w różnych sytuacjach. Osoba z takim kapitałem jest bezpieczniejsza. Cokolwiek się zdarzy, będzie mogła polegać na sobie samej, żeby sobie z tym poradzić.
Czy można zmienić myślenie?
Oczywiście, że można. Trudno sobie wyobrazić sytuację, gdy człowiek się nie zmienia. Nasza psychika jest w nieustającym procesie rozwoju. Doświadczenia bieżące zapisują się w naszym umyśle w określony sposób, kształtując nasz sposób odbierania i rozumienia zdarzeń na przyszłość. Dzięki temu stale mamy coś nowego w wyposażeniu psychicznym. Także nasze działania mają konkretne skutki, które określają na przyszłość nasze możliwości, zasoby, szanse na osiąganie różnych celów.
Da się oswoić niepewność jutra? Jeśli tak, to poproszę o techniki pracy nad sobą.
Najbezpieczniejsi jesteśmy, gdy możemy polegać na samych sobie. Powinniśmy więc przejrzeć nasze zasoby, to jakie mamy atuty zarówno w sensie psychicznym jak i w sensie szeroko rozumianego dorobku życiowego: relacje, status społeczno-ekonomiczny, pozycja w środowisku. Chodzi o cały zespół czynników, który daje nam oparcie w samym sobie. Podstawą jest więc rozpoznanie i oszacowanie swoich zasobów, a w dalszej kolejności rozpoznanie w nich tych szczególnych elementów, które są powiązane z aktualnymi wyzwaniami stojącymi przed nami.
Wyłuskanie z całości tego, co potrafimy, czego się nauczyliśmy, z czym jesteśmy obeznani, i co w tej konkretnej sytuacji nam się szczególnie przyda. Zawsze korzystny i pożądany jest też dostęp do doświadczeń dających podstawę dla przekonania, że potrafimy, że damy radę tak, jak radziliśmy sobie w różnych trudnych sytuacjach w przeszłości. Dzięki temu wyzwania, które nadchodzą, będą po prostu kolejnymi przypadkami zastosowania tego, jak pokonujemy trudności.
Tak więc trzeba rozpoznać swoje atuty, na których można polegać, a z drugiej strony, trzeba zaktualizować już posiadane dobre doświadczenia. Nadaje to człowiekowi poczucie wewnętrznej siły, możliwości, optymizmu, patrzenia na to, co się dzieje i na to, co będzie się działo, z przekonaniem, że może być dobrze.
Gdy słucham pani wywodu, przypominam sobie, że kiedyś powiedziała pani: jak nie w siebie wierzę, to w świat. Jak on mnie zawiedzie, wierzę w siebie. Może to jest klucz do poczucia: jestem szczęśliwy?
No tak. Z jednej strony akcentowałam konieczność oparcia w sobie. Ale przecież żyjemy w świecie, działamy w nim, to on stwarza nam różne możliwości, są w nim różne drogi do rozwiązywania problemów. Niewątpliwie pomaga przekonanie, że świat jest przyjazny, że są w nim mechanizmy, narzędzia, które posłużą mi w tym, żeby sobie poradzić. W świecie będą też działały czynniki nie związane z moim własnym działaniem, które być może obrócą sprawy na moją korzyść. Taki rodzaj pozytywnego myślenia przysparza nam odwagi i otwartości na to, co się dzieje.
A jeśli już uda nam się odzyskać nadzieję, jak o nią dbać? To jest emocja i jako taka może mam się wymknąć spod kontroli. Ważne, by być w kontakcie z tym, co realne. To istotne choćby w kontekście ludzi chorych, którzy nie potrafią sobie odpuścić różnych spraw. „Nadzieja umiera ostatnia”, nieustępliwa nadzieja – takie pójście w zaparte w nadziei, której nie ma, może być dużym obciążeniem, balastem. Chyba trzeba sobie odpuścić.
Dotyka pani kontrowersji w odniesieniu do nadziei, tego co może stanowić pułapkę nadziei. Gdy wydaje się, że nie ma podstaw do nadziei, jej podtrzymywanie staje się czymś, co opiera się na złudzeniach.
Wspomniała pani o kwestii realizmu: im bardziej nadzieja jest odrealniona, tym bardziej jest niebezpieczna, bo prędzej czy później nastąpi konfrontacja rzeczywistości z takimi optymistycznymi na wyrost czy na przekór możliwościom przewidywaniami.
Dlatego bezpieczniejszy jest realistyczny optymizm. Jednym ze sposobów jego urealniania jest przyjęcie perspektywy, że moje przewidywanie korzystnego przebiegu sytuacji to założenie, czyli nie wiem na pewno, że będzie dobrze, ale to zakładam. Dzięki takiemu założeniu lepiej się czuję i mam motywację, żeby przyłożyć swoją cząstkę do tego, aby problem obrócił się na korzyść.
Tego rodzaju nadzieja z jednej strony przynosi dobre samopoczucie, co jest bardzo korzystne w trakcie radzenia sobie ze stresem. Z drugiej strony ma praktyczną funkcję – motywuje do podejmowania działań, żeby rzeczywiście było dobrze, dzięki świadomości, że pomyślność to tylko założenie, a nie pewnik.
Są też sytuacje beznadziejne, o których pani wspomniała, kiedy wiadomo, że upragniony cel, jak np. kompletne wyzdrowienie z poważnej choroby, nie jest osiągalny. W takim przypadku psychologowie radzą, żeby postawić sobie inne cele – osiągalne w danej sytuacji. Bo w każdej sytuacji jest coś ważnego, o co warto się starać: realizacja pasji, rozwiązanie jakiejś kwestii, którą chciałoby się uporządkować itp.
Urealnienie celów bardzo pomaga. Wtedy nadzieja na ich osiągniecie jest inspirująca.
Skąd się bierze nasze podejście do świata: albo optymistyczne albo pesymistyczne? Z naszych doświadczeń?
Tak, po pierwsze z naszych doświadczeń, z sukcesów i porażek, które mieliśmy i mamy. Doświadczenie się gromadzi, uogólnia, układa nam się w schemat, który pozwala przypuszczać, czy będziemy dawać sobie radę.
Uczymy się też tych postaw od innych ludzi. Wzory osobowe, z jakimi mamy do czynienia, są bardziej i mniej optymistyczne. Obserwujemy, czy i jak ważne dla nas postacie radzą sobie z problemami, dowiadujemy się jak myślą o tym, co będzie.
Szczególnie dzieci podlegają instruktarzowi ze strony dorosłych. Nie mają jeszcze wystarczająco bogatych własnych doświadczeń ani zdolności poznawczych do wyciągania wniosków z doświadczeń. Wobec tego wiele poglądów przyjmują od dorosłych. Przekazywane one są bezpośrednio przez różne komentarze, przewidywania tego, co będzie. Gdy dziecko boryka się z problemami, rodzice mogą powiedzieć: nie dasz rady, będzie katastrofa. Albo odwrotnie – mogą powiedzieć: dasz radę, wszystko się jakoś ułoży. Taka instrukcja, jak myśleć o trudnych sytuacjach w perspektywie swojej przyszłości jest wtedy podana jako gotowa. Ale też może się to dziać pośrednio, np. poprzez opowiadane dziecku bajki, czytane lub podsuwane lektury. Zawierają one przesłania opisujące świat pod względem tego, na co można w nim liczyć, jakie są koleje i zakończenia przezwyciężania różnych problemów. Morały, które są w bajkach, bardzo często stanowią lekcje optymizmu albo pesymizmu.
Załóżmy, że udało nam się w procesie wychowania ulepić optymistę. Jemu jest na pewno łatwiej w życiu. Wierzy, że wyjdzie z kłopotu, bo wierzy, że ma wpływ na rzeczywistość.
A skoro wierzy, to niemalże automatycznie tak działa, żeby jego wizja się zrealizowała. Jak gdyby to była samospełniająca się przepowiednia.
Ale jeśli ulepiliśmy pesymistę, to jak on ma sobie poradzić z pesymizmem?
Warto pokreślić, że z pesymizmem nie jest tak źle, jakby się wydawało w związku z afirmacją optymizmu. W gruncie rzeczy pesymizm jest innym sposobem spostrzegania świata i swoich w nim możliwości i szans, który także daje podstawę, aby przyjąć określoną strategię radzenia sobie. Przewidywanie, że będzie źle, motywuje osobę, żeby przygotowała się i uodporniła się na niekorzystny obrót zdarzeń. W przygotowaniu takim może być nastawienie, że jakoś to przecierpię, ale też, że wtedy zrobię to i to. Tak myślące osoby oprócz planu A mają zwykle plan B, który jest zabezpieczeniem o praktycznej wartości, konkretną drogą do poradzenia sobie.
Z badań wynika, że człowiek najskuteczniej funkcjonuje, kiedy korzysta ze swoich uformowanych właściwości osobowości. Najbardziej ryzykowne jest żądanie od pesymisty, żeby stał się optymistą.
O ile pesymistyczny sposób myślenia jest dla niego naturalny, nauczył się żyć i radzić sobie z takim nastawieniem, o tyle utrudnianie mu korzystania z tego, wymaganie, żeby zaczął inaczej myśleć, odczuwać i działać, stawia go w sytuacji bezradności.
Czyli większość poradników ociekających brokatem poppsychologii z hasłem „bądź optymistą”, można wyrzucić do kosza na śmieci?
Żadne radykalne rozwiązania nie mają uzasadnienia, optymizm – jak mówiłyśmy wcześniej – jest korzystny. Pesymizm i optymizm nie wykluczają się. Mogę być optymistką w sprawach zawodowych, a jednocześnie mieć pesymistyczne nastawienie w innych sprawach, które mnie dotyczą. To nie jest tak, że nie mogę rozwijać się jako optymistka, mając skłonności pesymistyczne, jeśli jedno i drugie ma uzasadnienie w moim doświadczeniu życiowym. Obie właściwości są moim kapitałem życiowym zdobytym w toku zdarzeń, w których mogłam się dzięki nim odnaleźć. Każda z nich mi służy i w odpowiednich okolicznościach może być dla mnie korzystniejsza niż ta druga. Czasem dobrze jest iść do przodu optymistycznie i zawalczyć wbrew okolicznościom, a czasami dobrze jest mieć plan B i odpuścić, jeśli okoliczności i własne możliwości okazują się niewystarczające, by osiągnąć to, co się planowało.
Rozwój psychiki, rozwój osobisty nie jest jednotorowy. Rozwijamy różne właściwości. Wydaje się, że najlepiej przygotowany do życia jest ktoś, kto ma wiele różnych właściwości i może nimi posługiwać się w zależności od tego, co w danych okolicznościach, w danej sprawie, w tym momencie własnego życia przyniesie mu najwięcej dobrodziejstw.
Odnieśmy się jeszcze do stanu psychicznego powodzian, którzy zostali zupełnie sami ze swoimi emocjami, ale i też często bez systemowej pomocy. Jak oni mogą sobie pomóc?
Powódź to sytuacja bardzo mocno traumatyzująca. Jest to wyjątkowo głęboka trauma, bo dotyczy bardzo wielu aspektów życia i podważa fundamenty, na których opiera się dobrostan człowieka. Dlatego osoby te powinny zostać otoczone systematyczną, profesjonalną opieką. Myślę tu szczególnie o osobach wciąż jeszcze nieotrzymujących wystarczającej praktycznej pomocy, która pozwoliłaby na odbudowywanie odpowiednich warunków życia i co za tym idzie na odzyskiwanie stabilizacji psychicznej. Rozwiązywanie technicznych problemów życiowych podnosi nie tylko jakość życia od trony praktycznej, ale też podnosi na duchu – daje pewien rodzaj spokoju, umożliwia powrót pozytywnych emocji. W wychodzeniu z traumy wsparcie bliskich ma ogromne znaczenie, ale złożoność procesów psychicznych może wymagać także profesjonalnego wsparcia, żeby trauma nie niosła druzgocących konsekwencji na przyszłość.
Wspomniała pani o pomaganiu. Ono jest ważne również dla nas ludzi, których trauma nie dotknęła. Poczucie bycia potrzebnym daje szczęście.
Pomagajmy, to jest pożyteczne i dla osób, które pomoc otrzymają i dla osób pomagających.
Ludzie czerpią z pomagania satysfakcję. Jednocześnie uczą się, jak pomagać, sprawdzają, jak różne rzeczy, które mogą zrobić przyczyniają się do jakiegoś dobra. To trening, który pozwala w przyszłości czuć się osobą przygotowaną do pomagania innym i także w tym sensie lepiej przygotowaną do życia.
Na koniec pytanie, jak spędzi święta prof. Ewa Trzebińska praktykująca psychologię pozytywną?
Spokojnie, stawiając sobie cele i zadania świąteczne na miarę możliwości i realiów, czyli tego, co rzeczywiście może się wydarzyć. W ten sposób można czerpać przyjemność z tego, co będzie i nie mieć nic za złe ani sobie ani innym.
Oglądamy cudowne święta w romantycznych świątecznych filmach czy reklamach, ale cały ten blichtr świąteczny nie jest ani konieczny, ani osiągalny. Po prostu odpuśćmy sobie.
* Prof. Ewa Trzebińska, psycholog kliniczny i dydaktyk – pracuje w USWPS. Jedna z założycielek Polskiego Towarzystwa Psychologii Pozytywnej. Interesuje się psychologią kliniczną i psychologią pozytywną. W pracy naukowej koncentruje się przede wszystkim na psychicznych czynnikach jakości życia.
Czytaj też:
Naukowcy: Obserwujemy narastający kryzys zdrowia psychicznego dzieci, młodzieży i dorosłych