Katarzyna Pinkosz, Wprost: Na razie nie widać wielu chętnych na zostanie ministrem zdrowia. Chciałaby Pani nim zostać?
Prof. Urszula Demkow: W takiej sytuacji, jaka jest obecnie, to byłaby trudna decyzja, gdyż stan finansów państwa nie jest dobry, nie ma zatem perspektyw, aby poprawiło się finansowanie ochrony zdrowia, a to jest konieczne. Niedostateczne finansowanie systemu będzie podstawowym problemem każdego ministra zdrowia. Pieniądze w systemie ochrony zdrowia są dziś niewystarczające. Zarządzanie ochroną zdrowia polega dziś na przeciąganiu przykrótkiej kołdry – gdy chce się dać jednym, to trzeba zabrać innym.
Jednak Polska 2050 ma bardzo szeroki program zdrowotny. Gdyby go zrealizować, to jakie będą efekty? Czy długość życia w Polsce wydłuży się? Żyjemy krócej niż mieszkańcy Europy Zachodniej…
Powiem tak: jeśli nie wprowadzimy radyklanych zmian, to długość życia Polaków nie będzie rosła, a prawdopodobnie będzie się skracać. System ochrony zdrowia nie jest czymś stabilnym, trzeba go zmieniać, dostosowywać do nowych potrzeb, nowych technologii i zmieniającego się świata.
Jeśli systemu nie transformujemy, to coraz bardziej odstaje on od rzeczywistości i przede wszystkim od potrzeb pacjentów. To tak, jakbyśmy płynęli pod prąd: gdy przestaniemy wiosłować, to zaczynamy się cofać. System ochrony zdrowia musi być elastyczny i wymaga stałej przebudowy, nie tylko administrowania.
Jakie zmiany są najważniejsze, by długość życia w Polsce zrównała się z innymi krajami?
Największy wpływ na wydłużenie życia Polaków miałoby wpływ położenie nacisku na zdrowie publiczne: ważne są więc wszystkie działania, profilaktyczne, prewencyjne oraz edukacja pacjentów.
Czyli: profilaktyka na pierwszym miejscu?
Zdecydowanie tak, jednak programy zdrowia publicznego miały do tej pory niski priorytet; obawiam się, że z powodu braku finansów pozostaną nadal niedoceniane. Poprawa zdrowia, związana z szerokim wprowadzaniem dobrych programów zdrowia publicznego, następuje po kilku latach, a zarządzanie ochroną zdrowia w ostatnich latach polegało głównie na działaniach doraźnych i „gaszeniu pożarów”. Nie istniały długofalowe programy reform systemu, oparte na wskaźnikach demograficznych, szczegółowych analizach. Tego ogromnie brakuje. Potrzebny byłby ponadpartyjny konsensus, wypracowanie podstawowych kierunków, w których zmierzałby system ochrony zdrowia, na co najmniej dwie kadencje parlamentu. Ważne jest też to, żeby kolejne rządy, przynajmniej w ogólnych zarysach, kontynuowały politykę poprzedników, bo przecież zdrowie jest tak samo ważne dla wszystkich obywateli, niezależnie od opcji politycznej, która rządzi.
Ważne, żeby planowanie było długoterminowe i żeby monitorować skutki wprowadzonych zmian, korzystając także z różnych prognoz, bo za 10 lat będziemy zupełnie innym społeczeństwem, a z drugiej strony dostępne będą zupełnie nowe metody diagnozowania i leczenia, nowe technologie. Truizmem jest również stwierdzenie, ze społeczeństwo się starzeje i coraz mniej nowych obywateli się rodzi. Grozi nam katastrofa demograficzna, której system ochrony zdrowia, ale także państwo, jako całość, musi sprostać. Istnieją również różnice potrzeb zdrowotnych pomiędzy regionami kraju, duże miasta są młodsze niż wsie i małe miasteczka, które się wyludniają. Bardzo ważne jest zatem wykorzystanie narzędzia, jakim są wiarygodne mapy potrzeb zdrowotnych do podejmowania decyzji w ochronie zdrowia w różnych regionach kraju.
Czytaj też:
Co się stanie, gdy resort zdrowia przejmie KO? Poseł Hok: To ostatnia chwila na zmiany
Warto kontynuować działania rozpoczęte przez ostatnich ministrów zdrowia?
Dwa działania są warte kontynuacji. Pierwszy to cyfryzacja w medycynie. W czasie pandemii COVID-19 cyfryzacja bardzo przyspieszyła, jednak jeszcze bardzo wiele jest do zrobienia. Przykładem są narzędzia do oceny rachunku kosztów w ochronie zdrowia. Jeszcze kilka lat temu procedury medyczne były wyceniane uznaniowo: np. kardiologiczne były przeszacowane, a pediatryczne – niedoszacowane. Dlatego kardiologia rozwijała się w całej Polsce, a nie powstał na przykład żaden prywatny szpital pediatryczny. Ustawa o standardzie rachunku kosztów weszła dopiero dwa lata temu, a jest to pierwszy krok w kierunku urealnienia kosztów świadczeń – poznamy realną wycenę kosztów poszczególnych świadczeń medycznych. Trzeba urealnić wyceny, wprowadzić algorytmy uwzględniające inflację, wzrost wynagrodzeń, gdyż rosnące koszty wynagrodzeń, prowadzą do zadłużania szpitali. Bardzo potrzebny jest też koszyk świadczeń gwarantowanych. Dobrze opracowany koszyk to podstawowy warunek stabilności systemu. Dziś nie wiemy, jakie procedury „należą” się każdemu obywatelowi w ramach opłacanej składki zdrowotnej. Zapis konstytucyjny interpretuje się, że wszystko wszystkim należy się w ramach ubezpieczenia zdrowotnego. Jest to jednak fikcja, prowadzi do patologii takich jak kolejki, limity. Brak jasno sformułowanych procedur koszykowych uderza przede wszystkim w najbiedniejszych, którzy nie są w stanie zaspokoić swoich potrzeb zdrowotnych w sektorze niepublicznym.
A drugi punkt, który warto kontynuować z działań ostatnich ministrów zdrowia?
Opieka koordynowana. Wcześniej bardzo brakowało ciągłości opieki nad pacjentem. Pacjent pozostawał bardzo zagubiony w systemie ochrony zdrowia. Gdy dostawał skierowanie od lekarza POZ, czekał w kolejce do specjalisty lub szukał pomocy na przeciążonych SORach. Ostatecznie szukał pomocy w sektorze prywatnym. Najbiedniejsi czekali na pomoc, albo ich stan zdrowia tak dramatycznie pogarszał się, że trafiali do szpitala już z bardzo zaawansowaną chorobą.
Opieka koordynowana to dobry kierunek. Na razie dopiero raczkuje, ale warto ją rozwijać. Jako Polska 2050 stworzyliśmy koncepcję tzw. lekarza odpowiedzialnego.
Czyli? Kim byłby „lekarz odpowiedzialny”?
Lekarz POZ, który rozpinałby nad pacjentem „parasol” i prowadził go przez system, niezależnie od tego, czy pacjent potrzebuje opieki specjalisty, czy ma zostać przyjęty do szpitala. Dodatkowo koordynator mógłby w zadaniach administracyjnych bardzo wesprzeć lekarza odpowiedzialnego: wspierając pacjenta w wędrówce przez system celem uzyskania kompleksowej pomocy z rehabilitacją i poradami dietetycznymi włącznie.
Najważniejszym naszym postulatem jest jednak zmiana myślenia o kształcie systemu ochrony zdrowia i zmiana jego podstawowego paradygmatu z płacenia za leczenie na płacenie za wyleczenie, czyli za jakość świadczeń. Chcemy, aby najważniejszym ocenianym parametrem była wartość zdrowotna, a więc jakość świadczeń, a nie wykonanie danej procedury. Jest to zgodne z koncepcją systemu ochrony zdrowia opartego na wartości, gdzie pacjent rzeczywiści znajdzie się w centrum, a płatnik zapłaci za efekt zdrowotny. Dziś NFZ płaci głównie za procedury: za to, że pacjent był w szpitalu, był leczony. Może jednak następnego dnia znów trafić do szpitala albo umrzeć. Przykład: pacjent miał udar, został przyjęty do szpitala, dostał leczenie, naczynie udało się udrożnić, ale pacjent jest leżący, wymaga rehabilitacji. Szpital wypisuje go do domu, a dalsza opieka spoczywa na rodzinie. Jeśli ją stać ją na rehabilitację, to pacjent zostanie usprawniony, ale jeśli nie, to pozostanie niepełnosprawny. A zatem jest to marnowanie wcześniej wydanych pieniędzy na ratowanie mu życia.
Czytaj też:
Dr Gałązka-Sobotka: „W Polsce zdrowie trzeba sobie wychodzić i wyczekać”
Takie kompleksowe programy były już częściowo wprowadzone – przykładem jest program dla chorych na POCHP w Gdańsku, prowadzony przez panią prof. Jassem: pacjenci otrzymali kompleksowa pomoc; dzięki czemu liczba kolejnych zaostrzeń POCHP spadała i chorzy rzadziej wracali do szpitala. Program dostał międzynarodową nagrodę; okazuje się, że w ochronie zdrowia możemy być liderami rozwiązań.
Obecnie opieka zdrowotna oparta na wartości jest już wdrażana w kilku podmiotach, z wielką korzyścią dla chorych oraz z oszczędnościami dla całego systemu. Naszym zadaniem będzie taka transformacja systemu, aby ten model stał się powszechny.
Niezbędne są jednak większe pieniądze na ochronę zdrowia?
Tak, to konieczne, jednak ważne jest też, jak będą alokowane. Skoro mamy za mało środków, to koniecznością pozostaje bardzo efektywne ich wydawanie. Musimy za wszelką cenę starać się ograniczać marnotrawstwo. Zarówno opieka koordynowana jak i postawienie na jakość pozwalają zaoszczędzić środki wydawane w systemie. Oszczędności przyniesie również tzw. odwrócenie piramidy świadczeń, czyli przenoszenie świadczeń zdrowotnych na niższy poziom. Inaczej mówiąc przeniesienie części świadczeń specjalistycznych na poziom POZ oraz przenoszenie niektórych świadczeń szpitalnych na poziom AOS. Opieka szpitalna jest najdroższa, zatem racjonalne nie jest znoszenie limitów w lecznictwie zamkniętym, ale pozostawienie w szpitalu tylko takich pacjentów, którzy nie mogą być diagnozowani i leczeni ambulatoryjnie. Konieczna jest więc zmiana katalogu świadczeń szpitalnych i przeniesienie szeregu świadczeń na niższy poziom.
Bardzo często pacjent jest przyjmowany do szpitala, np. na badania, choć można je wykonać w trybie ambulatoryjnym. Tak jednak się nie robi, ponieważ są procedury ambulatoryjne są słabo wycenione; i bardziej „opłaca się” hospitalizować pacjenta. Efektem jest nieefektywne wykorzystanie środków publicznych, oraz kolejki potrzebujących, którzy musza być leczeni w szpitalu. Niestety, dyrektorzy szpitali są zmuszani są do takich praktyk, gdyż rozlicza się ich z wyniku finansowego szpitala
A jeśli tych reform nie będzie?
Zdrowie jest fundamentem; jeśli nie otrzyma odpowiedniego priorytetu, będzie to miało negatywny wpływ na wszystkie sektory, przede wszystkim na gospodarkę. Żaden rząd nie podniesie dziś wieku emerytalnego; pozostaje więc zachęcanie obywateli do dłuższej pracy. Zły stan zdrowia obywateli uniemożliwi dalszą pracę po osiągnięciu najniższego w Europie wieku emerytalnego. System emerytalny się zawali, gospodarka spowolni, spadnie PKB.
Każdy będzie kiedyś musiał skorzystać z publicznego systemu ochrony zdrowia; każdemu może się zdarzyć zasłabnięcie na ulicy i konieczność odwiezienia karetką do najbliższego szpitala. Każdy może ciężko zachorować i nie udźwignąć katastroficznych kosztów opieki w sektorze niepublicznym. Dlatego cały system musi działać sprawnie. Dla nas wszystkich.
Prof. dr hab. n. med. Urszula Demkow jest immunologiem, kieruje Zakładem Diagnostyki Laboratoryjnej i Immunologii Klinicznej Wieku Rozwojowego Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego. Jest też członkinią Komitetu Immunologii i Etiologii Zakażeń Człowieka PAN oraz szefową zespołu medycznego Polski 2050 Szymona Hołowni.
Czytaj też:
Przyszły minister zdrowia wicepremierem? „Nie chodzi tylko o skrócenie kolejek”