Kardiolodzy i onkolodzy łączą siły. „Chcemy mówić jednym głosem”

Kardiolodzy i onkolodzy łączą siły. „Chcemy mówić jednym głosem”

Dodano: 
Prof. Robert Gil
Prof. Robert Gil Źródło: Ars Lumen/ Piotr Woźniakiewicz
– Finanse nie mogą stać na przeszkodzie skutecznego leczenia pacjenta; niezależnie, czy cierpi na nowotwór, czy na chorobę serca – mówi prof. Robert Gil, prezes Polskiego Towarzystwa Kardiologicznego. I zapowiada ścisłą współpracę z onkologami.

Katarzyna Pinkosz: W Polsce wciąż pierwszą przyczyną zgonów są choroby kardiologiczne, podczas gdy w Europie Zachodniej – choroby nowotworowe. Mówimy o tym, że trzeba wiele zmienić, jeśli chodzi o leczenie chorób kardiologicznych, jednak najważniejsze jest to, żeby wydłużyć życie Polaków. Czy można na to liczyć, gdy kardiolodzy i onkolodzy będą mówić jednym głosem i nie będziemy zastanawiać się, co jest ważniejsze: kardiologia czy onkologia?

Prof. Robert Gil, prezes Polskiego Towarzystwa Kardiologicznego: Tak, dlatego chcemy zacieśnić współpracę między kardiologami a onkologami. Do tej pory często w pewien sposób rywalizowaliśmy ze sobą – o środki z budżetu, które zawsze są za małe.

W ostatnich latach bardzo mocno rozwinęło się leczenie onkologiczne…

… A kardiologia zaczęła zostawać nieco w tyle. Do końca XX wieku polska onkologia, moim zdaniem, była na dość niskim poziomie, mocno scentralizowana; ośrodki wojewódzkie dysponowały niewielkimi możliwościami terapii, a centrala leczenia znajdowała się w Warszawie. W efekcie możliwości i wyniki leczenia w skali kraju były słabe. W tym czasie kardiologia kwitła: leczenie było na dobrym poziomie, pojawiły się leki, które wydłużały życie pacjenta z chorobą wieńcową, zaczęliśmy skutecznie leczyć nadciśnienie tętnicze, zostały wprowadzone przezskórne metody rewaskularyzacji, rozwinęła się elektrofizjologia, w tym ablacje w przypadku arytmii. Wydawało się, że w kardiologii mamy świetnie efekty, coraz lepsze leki, a dzięki coraz lepszej profilaktyce i leczeniu śmiertelność z powodu chorób sercowo-naczyniowych spadnie. Sukcesy kardiologów spowodowały, że społeczeństwo przestało obawiać się chorób sercowo-naczyniowych. Zaczęło pojawiać się stwierdzenie: „zawały serca można już przecież bardzo dobrze leczyć!”.

Wydawało się, że będzie coraz mniej nowych zachorowań na choroby sercowo-naczyniowe, a z pacjentami, którzy już chorują, doskonale sobie poradzimy. Na prestiżowych konferencjach pojawiały się nawet wykresy pokazujące, że po 2040 roku choroby sercowo-naczyniowe będą czymś wyjątkowo rzadkim, przestaną być problemem społecznym!

Tak się jednak nie stało...

Nie, choć wydawało się, że mamy skuteczne leczenie, które będzie jeszcze lepsze... Postęp nadal jest, ale nie tak silny, by zatrzymać epidemię chorób sercowo-naczyniowych.

Tymczasem leczenie onkologiczne przeżyło rozkwit?

W onkologii długo bardzo niewiele się działo, dlatego społeczeństwo dziś najbardziej obawia się zachorowania na nowotwór. W krajach zachodnich przeznaczono jednak ogromne środki na onkologię, dlatego zaczęła bardzo szybko się rozwijać. Pojawiły się nowe metody diagnostyki, rozwinęła się radioterapia, dostępne stały się skuteczne leki biologiczne.

W Polsce onkologia zaczęła mocno rozwijać się dopiero w ostatnich 10-15 latach: okazało się, że można wybudować i bardzo dobrze wyposażyć onkologiczne centra regionalne i skutecznie leczyć pacjentów. Wysyp leków biologicznych i chemioterapeutyków spowodował poprawienie skuteczności leczenia. To bardzo dobrze, jednak w pewnym momencie okazało się, że onkologia jest nieco inaczej traktowana, np. ma osobny budżet przeznaczony na Narodowy Program Leczenia Chorób Nowotworowych. Dla porównania w ramach naszego Narodowego Programu Chorób Układu Krążenia, finanse są praktycznie czterokrotnie mniejsze. Do tego w międzyczasie obniżono wyceny wielu procedur kardiologicznych, a pozostałych nie uaktualniono. W rezultacie kardiologia zaczęła wolniej się rozwijać.

Widzieliśmy też, że dużo łatwiej wchodzą do refundacji nowe leki w onkologii: wystarczyło udowodnić, że wydłużają życie o kilka miesięcy lub poprawiają jakość życia. Często nawet bez konieczności porównania ze wszystkimi dostępnymi terapiami; podczas gdy w przypadku nowych leków w kardiologii musimy udowadniać, że wydłużają one życie o lata i są lepsze w stosunku do grup kontrolnych.

Ta „niesprawiedliwość” czy też nierówność traktowania leżała u podłoża pewnych frustracji środowiska kardiologów. Tymczasem nie tędy droga, bo najważniejsze, żeby zrobić wszystko, by pacjent był równie poważnie traktowany, niezależnie od tego, czy ma problemy kardiologiczne, czy onkologiczne. To znaczy, żeby finanse nie stały na przeszkodzie skutecznego leczenia chorego, niezależnie od tego, czy cierpi na nowotwór, czy na chorobę serca. Jest to tym bardziej ważne, że bardzo często mamy tych samych chorych i bez optymalnego leczenia kardiologicznego nie można zastosować optymalnego leczenia onkologicznego. I odwrotnie.

Zwłaszcza, że często te same czynniki ryzyka odpowiadają za pojawienie się nowotworów, jak chorób serca?

Tak, to nie tylko zanieczyszczenie powietrza i chemicyzacja żywności, ale też palenie papierosów, otyłość, picie alkoholu, zaburzenia snu, problemy socjoekonomiczne, brak pieniędzy na profilaktykę w codziennym życiu. To czynniki ryzyka przyczyniają się zarówno do pojawienia się chorób onkologicznych, jak kardiologicznych.

Wielu pacjentów ma dziś zarówno problemy kardiologiczne, jak onkologiczne?

W przypadku konieczności leczenia onkologicznego bardzo często onkolodzy pytają nas, czy danego pacjenta można poddać terapii onkologicznej, czy jego organizm (serce) sobie z nią poradzi. Nowotwory bardzo często wymagają agresywnego leczenia, leki mogą powodować poważne skutki uboczne. Jednym z nich jest przyspieszenie procesu miażdżycowego, zwiększenie skłonności do nadciśnienia tętniczego, niewydolność serca.

Kardiologia i onkologia – to powinny być dwie nogi dobrze rozwijającego się systemu ochrony zdrowia?

Jeśli uwzględnimy, że choroby sercowo-naczyniowe odpowiedzialne są za 37% przyczyn zgonów Polaków, a onkologiczne za 24%, to od razu widać, że dobre rozwiązania dla tych dwóch specjalności przyniosą korzystne zmiany dla zdrowia.

A na poziomie klinicznej współpracy fakty są nieubłagane: możemy zabić wszystkie komórki nowotworowe u danego chorego, jeśli jednak przy okazji pacjent będzie miał niewydolność serca, to nie pozwoli mu ona funkcjonować prawidłowo.

Co więcej, taka terapia może mu wręcz skrócić życie. Bardzo ważne jest, żeby pacjenci poddani leczeniu onkologicznemu nie rozwijali powikłań kardiologicznych, nie pojawiała się u nich niewydolność serca. Bardzo często musimy pacjentów kardiologicznych przygotować do leczenia onkologicznego, a potem podczas niego ich prowadzić. Dlatego tak szybko obecnie rozwija się kardioonkologia. Od 3 lat są już wytyczne Europejskiego Towarzystwa Kardiologicznego dotyczące tej podspecjalności. To też pokazuje, że musimy coraz mocniej współpracować (kardiolodzy i onkolodzy), na poziomie partnerskim.

Czy kardiologia będzie rozwijać się w taką stronę, w jaką już rozwinęła się onkologia, czyli w stronę medycyny precyzyjnej, gdzie nie leczy się każdego pacjenta tak samo, tylko dobiera leki do pacjenta?

To nieuchronne. Gdy zaczynałem karierę medyczną, podręcznik do kardiologii liczył 200 stron. Dziś wiedza kardiologiczna mieści się w wielotomowych podręcznikach, a do tego dochodzą monografie poświęcone konkretnym chorobom i regularnie wydawane rekomendacje europejskich i amerykańskich towarzystw naukowych. W codziennej pracy klinicznej coraz większą rolę odgrywa diagnostyka obrazowa (nieograniczona do ultrasonografii – popularne echo serca – ale poszerzona o tomografię komputerową, scyntygrafię oraz rezonans magnetyczny i pozytronową emisyjną tomografię.

Czytaj też:
„Piątka dla zdrowia” kardiologów i onkologów. Konieczne, jeśli chcemy żyć dłużej

To dzięki temu możemy nie tylko skutecznie diagnozować, ale też optymalizować leczenie. Tak dla przykładu: kiedyś rozpoznawaliśmy trzy typy kardiomiopatii, dziś wiemy, że jest ich 6 w kwestii głównych grup, a do tego jeszcze wiele jej podtypów. Coraz lepiej możemy te choroby różnicować dzięki możliwościom biologii molekularnej oraz diagnostyce genetycznej. W onkologii diagnostyka genetyczna doskonale się rozwinęła, dziś już nikt nie wyobraża sobie leczenia onkologicznego bez wcześniej przeprowadzonej diagnostyki.

Podobną drogę czeka teraz kardiologia – jeśli jesteśmy w stanie różnicować jednostki chorobowe, które dają podobne objawy, ale mają inną przyczynę, to na każdą z nich powinniśmy mieć specyficzny, celowany lek. Na tym polega personalizacja i precyzja leczenia. Na pewno będziemy musieli nauczyć się wielu rzeczy, których onkolodzy już się nauczyli.

Onkolodzy i kardiolodzy chcą dziś mówić jednym głosem…

Tak, bo najważniejsza jest współpraca na rzecz skutecznego leczenia chorych, a nie rywalizacja o pieniądze. Rywalizacja może odpowiadać tym, którzy lubią zarządzać przez tzw. kryzys. Mogą wówczas unikać trudnych decyzji i uciekać od odpowiedzialności. Jeśli będziemy mówić jednym głosem, a przede wszystkim walczyć o pacjentów, to nasza siła wzrośnie i politycy będą musieli wziąć to pod uwagę.

Czytaj też:
Prof. Legutko: Polska kardiologia idzie w dobrym kierunku. „Chcemy kreować postęp”