Katarzyna Pinkosz, „Wprost”: Coraz więcej dziś wiemy o tym, jak ważną rolę w leczeniu nowotworów odgrywa genetyka. Geny i rak mają jeszcze tajemnice przed naukowcami?
Prof. Artur Kowalik: Codziennie uczę się czegoś nowego z praktyki diagnostycznej oraz czytając publikacje naukowe dotyczące różnych aspektów biologii, diagnostyki i leczenia chorób nowotworowych. To nieustanna nauka.
Choroby nowotworowe dla naukowców są fascynujące, a z drugiej strony – dla pacjentów – straszne. Geny i rak mają jeszcze dużo tajemnic.
Jeszcze niedawno w przypadku zachorowania diagnoza polegała tylko na ocenie wielkości guza i obecności przerzutów. Dziś można już sprawdzić, jaka zmiana genetyczna doprowadziła do pojawienia się raka.
Dzięki badaniom naukowym końca ubiegłego stulecia i ukończeniu prac nad sekwencjonowaniem ludzkiego genomu w 2003 roku, otworzyły się nowe możliwości diagnostyczne. Zbadanie ludzkiego genomu spowodowało wysyp informacji o obecności mutacji, zwłaszcza w chorobach nowotworowych. To stymuluje przemysł farmaceutyczny, by produkować różnego typu inhibitory, które blokują zmutowane białka, które tworzą się na podstawie wadliwych „instrukcji” od zmutowanych genów.
Genetycy w Polsce od ponad 40 lat wykonują diagnostykę genetyczną dla pacjentów. Szybko wprowadzają nowe odkrycia naukowe dla praktyki.
Rozpędzony przemysł farmaceutyczny produkujący coraz to nowe leki wymusza sprawne wprowadzanie diagnostyki genetycznej, by podać leki celowane tym pacjentom, którym mają szansą faktycznie pomóc.
Wymaga to gruntownej znajomości genetyki oraz biologii nowotworów, jak również umiejętności wykorzystywania nowoczesnych urządzeń (np. NGS) i interpretacji danych genetycznych czy genomowych dla wykonania badania oraz przygotowania wyniku dla klinicysty, aby mógł zaplanować jak najbardziej optymalne leczenie dla chorego.
To zmutowane białka przyczyniają się do powstania nowotworu?
Tak. Zmutowane białka mogą charakteryzować się nadmierną ekspresją. Z kolei innego rodzaju mutacje genetyczne powodują utratę ekspresji białek hamujących rozwój nowotworu. Czyli: mutacje w genach powodują z jednej strony nadaktywność białek stymulujących rozwój nowotworu, a z drugiej strony inne białka przestają blokować rozwój nowotworu. Powoduje to rozwój choroby.
Projektuje się leki, które blokują źle funkcjonujące białka. Jednak żeby móc te leki podawać, konieczna jest diagnostyka genetyczna, by leki otrzymali ci chorzy, którzy faktycznie odniosą korzyść z leczenia. Dziś nie można już prawidłowo leczyć większości pacjentów, bez wykonania u niego badań genetycznych.
Są też badania genetyczne, których celem jest wykrycie predyspozycji dziedzicznych do chorób nowotworowych.
To obecnie jedna z najważniejszych gałęzi nowoczesnej diagnostyki genetycznej. Umożliwia właściwe prowadzenie badań i działań profilaktycznych, by wcześnie wykryć nowotwór, kiedy jest możliwe jego wyleczenie. W niektórych przypadkach można zapobiec pojawianiu się raka, np. dzięki wykonaniu profilaktycznej mastektomii (usunięcia piersi) lub owarektomii (usunięcia jajników), jeśli ryzyko zachorowania jest bardzo wysokie, co pokazują właśnie badania genetyczne.
Czy wszyscy powinniśmy sprawdzić, czy mamy ryzyko zachorowania na raka?
Szacuje się, że ok. 5 do 10 proc. nowotworów jest uwarunkowanych dziedzicznie, to znaczy: ma znaną dziś predyspozycję do dziedziczenia.
To przede wszystkim rak piersi, rak jajnika, ale też niektóre podtypy raka jelita grubego (zespół Lyncha i polipowaty rak jelita grubego), niektóre podtypy raka tarczycy. Tak naprawdę każdy z nas powinien mieć zadane pytanie przez lekarza POZ (podstawowej opieki zdrowotnej), czy w rodzinie występowały nowotwory.
Jeśli tak, to drugie pytanie powinno brzmieć: w jakim wieku występował nowotwór.
Jeśli w drugiej, trzeciej, czwartej dekadzie życia, to lekarzowi powinna zapalić się „czerwona lamka” i powinien skierować pacjenta do poradni genetycznej, by lekarz genetyk oszacował ryzyko i ewentualnie zlecił różnego rodzaju testy genetyczne.
Wyjątkiem jest rak jajnika, który wymyka się z „sita” tych dwóch pytań, ponieważ dziedzicznego raka jajnika wykrywamy u około 25 proc. kobiet nawet powyżej 60 lat.
Wiele by zmieniło, gdyby lekarz rodzinny zadawał pacjentom takie pytania.
Co wtedy, jeśli lekarz nie zadał takiego pytania, a wiemy o przypadkach nowotworów w rodzinie?
Powinniśmy sami poprosić lekarza o skierowanie do poradni genetycznej. Jeśli krewny pierwszego stopnia lub drugiego stopnia, to znaczy: mama, tata, brat, babcia, dziadek chorowali na raka w pierwszych czterech dekadach życia, to należy poprosić o takie skierowanie.
Zdarza się, że np. na raka jajnika lub raka piersi zmarła babcia – ale ze strony ojca. Może się zdarzyć, że mężczyzna dziedziczy mutację po matce, on nie choruje, ale przekaże mutację córce. Również zachowajmy czujność na takie przypadki w rodzinie.
A co wtedy, gdy na raka piersi w młodym wieku zmarła mama mężczyzny?
Rak piersi u mężczyzn występuje rzadko, 1000 razy rzadziej u mężczyzn niż u kobiet. Są to jednak nowotwory bardzo agresywne, a połowa z nich rozwija się na podłożu predyspozycji genetycznej. Dlatego również mężczyźni powinni być kierowani do poradni genetycznej. W takim przypadku powinny być badane całe rodziny.
Czy jesteśmy przygotowani na taką wiedzę – że mamy ryzyko zachorowania na raka?
Badania genetyczne umożliwiają wykrycie predyspozycji do zachorowania. Można wtedy wiele zrobić: zmodyfikować styl życia (są czynniki ochronne, takie jak sposób odżywiania, aktywność fizyczna, niepalenie papierosów, w przypadku kobiet – karmienie piersią). Przede wszystkim jednak, jeśli okazuje się, że mamy predyspozycję genetyczną, to w zupełnie inny sposób korzysta się z badań profilaktycznych. Można wcześnie wykryć nowotwór, a w niektórych przypadkach zminimalizować ryzyko rozwoju nowotworu dziedzicznego, np. dzięki wspomnianej mastektomii czy usunięciu jajników po zakończeniu planów prokreacyjnych.
Jeszcze jeden przykład: w przypadku raka endometrium (trzonu macicy) pojawiła się niedawno nowa klasyfikacja molekularna, którą należy wprowadzić, gdyż od podtypu raka endometrium zależy sposób leczenia. Okazuje się jednak także, że ok. 30 proc. kobiet z rakiem trzonu macicy będzie miało podejrzenie zespołu Lyncha, który predysponuje także do rozwoju niepolipowatego raka jelita grubego.
Czyli taka diagnostyka ratuje życie podwójnie: z jednej strony kobieta może dostać właściwe leczenie raka endometrium, z drugiej: dostaje szasnę na to, by ustrzec się przed drugim nowotworem?
Nawet więcej: u kobiety z rakiem endometrium możemy wykryć predyspozycję, która skutkuje większym ryzykiem raka jelita grubego, a potem objąć całą rodzinę badaniem, by wykryć predyspozycje i pomóc podjąć świadomą decyzję związaną z przeprowadzeniem zabiegów redukujących ryzyko rozwoju tych nowotworów.
Diagnostykę w tym przypadku wykonuje się na materiale tkankowym i tutaj metodą z wyboru jest sekwencjonowanie następnej generacji (NGS), które dostarcza najwięcej informacji i pozwala sprecyzować, które warianty genetyczne należy weryfikować już na tym etapie z próbki krwi jako dziedziczne. W przypadku potwierdzenia obecności mutacji dziedzicznej należy rozpocząć proste testowanie w rodzinie i objąć nosicieli mutacji genetycznych programem profilaktycznym. To się po prostu opłaca i pacjentowi, i płatnikowi. Profilaktyka jest wielokrotnie tańsza niż wieloletnia walka z rozsianym nowotworem, co nierzadko ma fatalny koniec.
Prof. Artur Kowalik jest kierownikiem Zakładu Diagnostyki Molekularnej oraz Zakładu Inżynierii Genetycznej w Świętokrzyskim Centrum Onkologii w Kielcach. Pracuje też w Zakładzie Biologii Medycznej na Uniwersytecie Jana Kochanowskiego w Kielcach.
Czytaj też:
Prof. Kucharz: „U tych chorych na raka nerki od razu trzeba wyłożyć wszystkie karty na stół”Czytaj też:
Prof. Rutkowski: Właściwa diagnostyka niezbędna do prawidłowego leczenia raka
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.