Na III Kongresie Polskiego Towarzystwa Leczenia Otyłości (PTLO), który niedawno odbył się w Warszawie, były tłumy. Wiele młodych twarzy – to jedna z rzeczy dających nadzieję, że coś w Polsce drgnie. Na razie są to głównie słowa. Chociaż od kilku lat specjaliści z PTLO grzmią, że otyłość to choroba, którą trzeba diagnozować i leczyć, to niewiele się zmienia. Lekarze wciąż nie diagnozują otyłości, nie mówią pacjentom o chorobie. Ośrodki leczenia są nieliczne, jak na 9 mln chorych w Polsce. A osoba zmagająca się z otyłością zwykle słyszy w gabinecie lekarza: „Proszę wziąć się za siebie. Mniej jeść i więcej się ruszać”. Albo rozbrajające pytanie: „A czy była Pani już u dietetyka?”.
Na pytanie, do jakiego lekarza, do jakiego ośrodka powinien zgłosić się pacjent z otyłością, prof. Mariusz Wyleżoł, prezes elekt Polskiego Towarzystwa Leczenia Otyłości mówi wprost: „Do lekarzy pasjonatów. Bo w Polsce to oni zajmują się leczeniem otyłości”. Sam jest jednym z takich lekarzy pasjonatów, kieruje Warszawskim Centrum Kompleksowego Leczenia Otyłości i Chirurgii Bariatrycznej w Szpitalu Czerniakowskim w Warszawie. Ponieważ otyłość to choroba przewlekła, bez tendencji do samoistnego ustępowania, za to z tendencją do nawrotów, to trzeba jeszcze znaleźć „lekarza pasjonata” przyjmującego „na NFZ”. A potem poczekać w wielomiesięcznej kolejce.
Otyłość w Polsce to już tsunami. „Mamy czarną koszulkę lidera”
Nie ma u nas jeszcze takiego problemu jak w Stanach czy Meksyku (liderzy otyłości na świecie), ale powoli się do tego zbliżamy, bo dzieci w Polsce są w grupie najszybciej tyjących w Europie. – Mamy pod tym względem czarną koszulkę lidera – mówi prof. Paweł Bogdański, kolejny „lekarz pasjonat”, kierownik Katedry Leczenia Otyłości, Zaburzeń Metabolicznych oraz Dietetyki Klinicznej UM w Poznaniu. I wymienia tylko kilka z ponad 200 powikłań choroby otyłościowej, bo powikłania dotyczą wszystkich narządów; nie ma ani jednego, w którym nie widać jej skutków.
– Nie znamy żadnej innej przewlekłej choroby o tak dużej ilości powikłań. Przykład: 11 mln osób w Polsce ma nadciśnienie tętnicze. Ponad połowa to osoby, które zachorowały, ponieważ nikt nie rozpoznał u nich otyłości. Gdy kończyłem studia, w Polsce 8 mln chorowało na nadciśnienie, teraz już 11 mln, a niedługo będzie to 12-15 mln. 70 proc. endoprotez stawu kolanowego jest z powodu otyłości. Coraz więcej osób będzie miało cukrzycę, coraz więcej osób zachoruje na raka, bo otyłość to poważny czynnik ryzyka m.in. raka piersi, raka jelita grubego, trzustki i wielu innych nowotworów.
Osoby z otyłością mają też gorsze wyniki leczenia, chemioterapii, immunoterapii. Możemy cieszyć się z postępu w onkologii, ale nie będzie nas stać na leczenie onkologiczne, jeśli chorych będzie coraz więcej – ostrzega prof. Bogdański. Nie ma wątpliwości: – Otyłość to ogromne zagrożenie dla funkcjonowania państwa, w interesie nas wszystkich jest to, żeby ją leczyć.
Jedz mniej, więcej się ruszaj? To jakby chorego na raka leczyć radą, żeby rzucił palenie
Radę: „Proszę jeść mniej i więcej się ruszać” prof. Bogdański porównuje do rady dla chorego na raka płuca, żeby przestał palić, bo dzięki temu wyleczy się z raka.
Rzucenie palenia jest konieczne, jednak nie zastąpi operacji, chemioterapii czy immunoterapii. Podobnie w przypadku choroby otyłościowej aktywność fizyczna i odpowiedni styl odżywiania jest niezbędny, ale nie zastąpi leczenia.
– Otyłość jest spowodowana wieloma zaburzeniami, m.in. homeostazy energetycznej: przestaje działać ośrodek głodu, osoba chora na otyłość cały czas myśli o jedzeniu. Przestaje funkcjonować ośrodek nagrody: a najłatwiej dostępną nagrodą jest jedzenie. Dochodzą też zaburzenia przemiany materii – zaznacza prof. Bogdański.
Od niedawna pierwszy raz mamy skuteczne leki dla chorych na otyłość, ale – jak podkreśla prof. Lucyna Ostrowska, prezes Polskiego Towarzystwa Leczenia Otyłości (również „lekarz pasjonat): leki muszą być dobrane przez lekarza do konkretnej osoby, w zależności od tego, co u pacjenta jest problemem: zaburzenia przemiany materii, złe funkcjonowanie ośrodka nagrody, brak wydzielania hormonów inkretynowych odpowiedzialnych za uczucie sytości. Ostrzega też przed stosowaniem leków na otyłość w ceku odchudzenia się.
– To nie są leki dla osób z niewielką nadwagą, bo te leki bardzo mocno wpływają na metabolizm. Nie wiemy, czy osoby z nadwagą, które po prostu chcą schudnąć np. przed Sylwestrem, nie rozregulują sobie przemiany materii. Odchudzenie to nie jest leczenie otyłości. Te leki nie mogą być bezkarnie stosowane, kupowane w receptomatach, żeby schudnąć. Apeluję do celebrytów, żeby ich nie reklamowali
– zaznacza prof. Ostrowska.
Ostrzega też przed stosowaniem modnych diet redukcyjnych, gdyż po ich zakończeniu choroba otyłościowa nawraca: z jeszcze większym impetem. Z kolei modna dieta ketogeniczna, oparta głównie na mięsie i produktach białkowych, powoduje początkowo schudnięcie, jednak dalekosiężnie jest szkodliwa. – Może wywołać szereg zaburzeń, jak np. stłuszczenie wątroby czy dnę moczanową – zaznacza prof. Ostrowska.
Za 3 miesiące koniec programu KOS BAR, a kolejnych programów nie ma
Pacjent z chorobą otyłościową musi być otoczony kompleksową opieką: stąd idea takich programów, jak KOS BAR (leczenia otyłości metodą chirurgii bariatrycznej), czy KOS BMI 30 Plus i KOS BMI dla dzieci. W specjalistycznych ośrodkach osoby z otyłością miały być pod kompleksową opieką lekarza, dietetyka, psychologa, rehabilitanta, a w przypadku KOS BAR – także bariatry. Funkcjonowanie KOS BAR jest chwalone zarówno przez lekarzy, ekspertów systemowych, jak pacjentów, ale wciąż jego istnienie stoi pod znakiem zapytania.
– Oficjalnie program KOS BAR ma trwać do VI 2026 roku, ale ponieważ program zakłada, że pacjent musi być monitorowany przez rok po operacji, to oznacza, że ostatnią operację w ramach KOS BAR możemy wykonać w czerwcu 2025 roku. A ponieważ 3 miesiące trwają badania i przygotowania pacjenta to operacji, to znaczy, że ostatnich pacjentów do programu możemy włączyć w marcu 2025 roku. A co dalej?
– alarmuje prof. Mariusz Wyleżoł.
Polskie Towarzystwo Leczenia Otyłości aktywnie współtworzyło programy KOS BMI 30 Plus i KOS BMI dla dzieci. Okazało się jednak, że te programy nie wystartują. I nie wiadomo, czym i kiedy zostaną zastąpione. Powołany został kolejny ministerialny zespół, który ma pracować nad rozwiązaniami. Mimo że wcześniej programy już były, są też stworzone strategie, również oparte na międzynarodowych wzorach.
– Podobno programy KOS BMI 30 Plus i KOS BMI dla dzieci za drogie i państwa na to nie stać. A ja powtórzę: Nie stać nas na nieleczenie otyłości.
Gdyby to dotyczyło pacjentów onkologicznych, to cała Miodowa byłaby nieprzejezdna, bo byłyby tam tysiące chorych, którzy protestowaliby przeciw zamykaniu programów leczenia i nieotwieraniu nowych
– zaznacza prof. Wyleżoł. Apeluje też, żeby działać dwukierunkowo, czyli leczyć chorych na otyłość, ale też zapobiegać rozwojowi otyłości. – Tu jest ogromna rola przemysłu spożywczego, który nakręca spiralę jedzenia – dodaje.
– 9 mln Polaków choruje na otyłość. Boję się, że na Miodowej mogą w końcu ustawić się pacjenci po zawałach, gdy zrozumieją, że przyczyną zawału była otyłość, a my ich nie leczyliśmy; pacjenci onkologiczni, gdy zrozumieją, że przyczyną raka była otyłość, której nie leczyliśmy.
Pacjenci coraz bardziej rozumieją konieczność leczenia i będą głośno domagać się swoich praw. Miodowa będzie za krótka, gdy pacjenci to zrozumieją. Bo pacjenci chorzy na otyłość mają takie samo prawo do leczenia jak osoby z innymi chorobami – zaznacza prof. Bogdański.