– Kilkanaście lat temu lekarze byli trochę bezradni, kiedy nie było skutecznych leków. Dzisiaj mamy bardzo dobrą farmakoterapię do terapii otyłości – mówi prof. dr hab. med. Artur Mamcarz, Kierownik III Kliniki Chorób Wewnetrznych i Kardiologii Wydziału Lekarskiego WUM. – To są leki, które mają znane mechanizmy działania. Pozwalają precyzyjnie nadzorować i kontrolować pacjenta chorującego na tę chorobę, motywować go do przestrzegania zaleceń.
Zmiana trybu życia i nowoczesne leki
Specjaliści proponują też zmianę stylu życia. Natomiast farmakoterapia ułatwia pacjentowi wytrzymanie w reżimie, którego wcześniej nie dał rady zastosować. – Układ hormonalny „mówi” mu: – Jedz więcej, nigdy nie jesteś najedzony, nie masz uczucia sytości. Apetyt jest cały czas wzbudzany. To są błędne koła – tłumaczy specjalista.
Leki hamują procesy, których mechanizm działania jest już znany. Są dowody, że zmniejszają też ryzyko sercowo-naczyniowe. Wśród stosowanych leków są leki inkretynowe, które na początku były stosowane w leczeniu cukrzycy. – Dzisiaj leczy się nimi także chorobę otyłościową, która wpływa na ryzyko powikłań sercowo-naczyniowych – dodaje prof. Mamcarz.
Czytaj też:
Otyłość traktowaliśmy jak słonia w oranżerii. Prof. Czupryniak: Przeżywamy rewolucję
Systemy monitorujące i motywujące
Dzisiaj – jak podkreśla prof. Artur Mamcarz – mamy systemy motywujące i motywacyjne, czyli na przykład ciągłe monitorowanie glikemii, sensory, które nosimy przy sobie w niezauważalny sposób. Przekazują informacje o poziomie glukozy, o stężeniu glukozy cały czas do smartfona. Człowiek może mieć motywację, żeby czegoś nie zjeść albo ostrzegają go o ryzyku wysokich lub niskich wartości. To jest system stworzony pacjentów z cukrzycą, ale to jest absolutna rewolucja. Przełom w prowadzeniu takich pacjentów.
Te systemy się rozwijają, są coraz nowocześniejsze, coraz bardziej dostępne. Wykorzystujemy te technologie do tego, żeby poradzić sobie z problemem, bo na razie mamy ponad 30 procent pacjentów z tą chorobą, za chwilę będzie 50 procent – podkreśla prof. Mamcarz. – Nie chcę być złym prorokiem, ale myślę, że jeśli czegoś nie zrobimy, nie poradzimy sobie z tym, za chwilę ta ilość przekroczy 50 proc. i w każdym wieku będzie to problem.
Czytaj też:
Ortopeda: Leczmy jak najwcześniej