Beata Igielska, NewsMed: Popularny dziś lek leczący otyłość wprowadzono do leczenia cukrzycy typu 2 na przełomie 2017 i 2018 roku. Dopiero w 2021 roku został także zarejestrowany w odpowiednio większej dawce do leczenia otyłości. Wiemy, że jest podobny do hormonu GLP -1. Daje szybkie efekty w utracie masy ciała, ale wydaje się, że jego przyjmowaniu powinna towarzyszyć zmiana diety i ćwiczenia fizyczne. Nie można raczej zostawić pacjenta zmagającego się z otyłością samemu sobie.
Dr hab. Mariusz Wyleżoł, chirurg bariatra, Prezes Elekt Polskiego Towarzystwa Leczenia Otyłości: Leczenie choroby otyłościowej zawsze powinno być kompleksowe, samo wypisanie recepty nie wystarcza, jeśli nie uświadomimy chorego w czymś, co nazywam świadomymi wyborami żywieniowymi. W tej chwili przemysł spożywczy w większości dostarcza produkty żywnościowe, które nie służą naszemu zdrowiu. Jeśli chory nie będzie miał wiedzy żywieniowej, nie będzie dokonywał świadomych wyborów żywieniowych i wówczas niestety lek może nie pomóc. Tymczasem wiedza żywieniowa w naszym społeczeństwie jest niewielka albo oparta nie na dowodach naukowych tylko na nieuprawnionych stereotypach, mitach bądź modach.
Aktywność fizyczna zaś jest jednym z kluczowych elementów leczenia choroby otyłościowej. Ale nie można do niej podchodzić tak, że ruszmy się, żeby spalić kalorie i dzięki temu będziemy chudsi. Prawda jest taka, że jesteśmy tak doskonałą maszyną, jeśli chodzi o wykorzystanie energii, że dosłownie dwa gryzy czegokolwiek całkowicie niwelują nasz wysiłek fizyczny. Ale on jest ważny dla odreagowania stresu, poprawienia jakości snu, zachowania masy mięśniowej – kluczowej w podtrzymaniu podstawowej przemianie materii, żeby nie dochodziło do zaniku mięśni, bo wtedy będzie się zmniejszało nasze zapotrzebowanie na energię, czyli bilans będzie szedł w kierunku niekorzystnym.
Czytaj też:
Otyłość w Polsce. Co Ministerstwo Zdrowia robi w tej sprawie?
Otyłość jest tak dewastującą chorobą, że dotyka każdej sfery życia i wsparcie psychologiczne w wielu przypadkach jest konieczne, ale nie należy go rozumieć, że to jest zaczarowanie chorego i przekonywanie go, żeby nie jadł, tylko służy temu, żeby wspomóc chorego w codziennym życiu, żeby radził sobie lepiej ze stresami, wyzwaniami związanymi z pracą, z sytuacją w domu, żeby te stresy nie wpływały negatywnie na odczucia związane z jedzeniem.
Takie wsparcie psychologiczne byłoby bardzo istotne, zwłaszcza dla osób, u których pojawia się błędne koło myślenia: wezmę lek, zjem pączka. Taki sposób myślenia bywa niestety trwały.
Sądzę, że takie myślenie może pojawić się jeszcze przed przyjęciem leku. W przypadku chorych, u których on działa może się okazać, że chory zapomni o pączku, podobnie jak i o wielu innych łakociach.
Natomiast, jeśli ten lek nie działa, to musimy sobie uświadomić, że napęd do zjedzenia pączka wynika nie ze słabej woli chorego, a z zaburzonych mechanizmów regulacji spożycia pokarmów w przebiegu choroby otyłościowej. Mówiąc w skrócie: chorzy na otyłość jedzą za dużo względem potrzeb swojego organizmu, bo chorują na otyłość, czyli mają zaburzone mechanizmy regulacji spożycia pokarmów.
One są pierwotną istotą tej choroby, a w ślad za tym idzie nadmierne nagromadzenie tłuszczu, czyli objaw. U wielu chorych, u których leki działają, po ich przyjęciu zanika napęd do zjedzenia pączka. Jeśli zaś leki nie działają, może trzeba je zmienić, a może sięgnąć po leczenie chirurgiczne otyłości.
My wciąż o chorobie otyłościowej wiemy mało, działamy trochę po omacku. Postęp w jej leczeniu jest gigantyczny, na naszych oczach obserwujemy rewolucję. Jeszcze kilka lat temu nie śniło nam się, że będziemy dysponowali tak skutecznymi lekami, które dają dwucyfrową redukcję masy ciała. Natomiast wciąż jeszcze nie znamy przyczyn rozwoju tej choroby. U różnych chorych mogą być one bardzo różne. U części chorych leczenie wkomponowuje się w zaburzone mechanizmy, a u części chorych nie. To jak z leczeniem raka – część chorych wyleczymy, a u części mimo stosowania najnowszych metod terapeutycznych i tak rak wraca, a w pewnym momencie doprowadza do zgonu. Tak jest z medycyną w każdym obszarze, np. w kardiologii, w neurologii, reumatologii, także w obesitologii – czyli dziedzinie zajmującej się leczeniem otyłości.
Powiem panu o jeszcze jednej przypadłości w leczeniu otyłości za pomocą nowoczesnych leków. Czasami pacjenci bez wiedzy lekarza sami sobie zwiększają dawkę w imię zasady: oho, schudłem 10 kg, to sobie podkręcę proces. A potem zauważają, że rozwijają oporność na lek.
To są bardzo mocne leki, bardzo istotnie wpływają na organizm. Nie wyobrażam sobie, że można te leki stosować, nie mając wysokospecjalistycznej wiedzy medycznej. Jest nawet wąskie grono lekarzy mających wiedzę, rozumiejących działanie tych leków i wiedzących, jak je stosować.
Jeśli pacjent nieposiadający wykształcenia medycznego sięga po te leki, to niech sobie wyobrazi, że sam zdecyduje się, by w przypadku choroby nowotworowej sięgnąć po chemioterapię. Nie ma takiej opcji. Tak samo może sobie zaszkodzić lekami przeciwko otyłości.
Obecnie na szczęście, systemy informatyczne są przebudowywane tak, że możemy śledzić, jakimi lekami chory był leczony. A jeśli taki samowolny pacjent myśli sobie: o tam, jak coś mi się stanie, to mi pomogą, może się okazać, że za chwilę cała odpowiedzialność spadnie na niego za nieuprawnione przyjmowanie leku, bez konsultacji lekarskiej albo samowolne dawkowanie. Taka chwila nadejdzie, bo tych leków brakuje i Ministerstwo Zdrowia robi wszystko, żeby tę sytuację poprawić m.in. poprzez kontrolę nad tym, jak leki są stosowane, przez kogo i komu są przepisywane.
I bardzo dobrze. Bo później, jeśli pacjent samowolnie schodzi z dużej dawki, odstawienie powoduje choćby zawroty głowy i problemy z koncentracją.
Zrozummy, że otyłość jest chorobą przewlekłą wymagającą przewlekłego leczenia. To jest tak samo jak w leczeniu nadciśnienia: jeśli choremu włączamy leki kontrolujące ciśnienie, on musi je brać. Wtedy spada mu ciśnienie, ryzyko zawału, udaru czy zgonu. Ale odstawienie leków oznacza nawrót choroby. Z badań naukowych wiemy, że w przypadku leków przeciwko otyłości jest tak samo. To jest leczenie przewlekłe. Zarówno chory jak i lekarz muszą się bardzo zastanowić, czy sięgać po te leki, muszą mieć świadomość kosztów związanych z leczeniem i mieć świadomość, że jest to leczenie przewlekłe. Eksperymentowanie na swoim organizmie: „bo idą wakacje, żebym dobrze wyglądała w kostiumie kąpielowym, to przez dwa, trzy miesiące pobiorę sobie leki przeciwko otyłości”, jest proszeniem się o kłopoty, ryzykowanie swoim życiem i zdrowiem. Ryzykujemy rozregulowaniem organizmu, rozwojem choroby otyłościowej, aż po bardzo poważne konsekwencje dla naszego życia i zdrowia.
Czy rozpoznano już wszystkie skutki przyjmowania tych leków? Bo jak z naszej rozmowy wynika, są one stosowane poza wskazaniami, choćby po to, żeby latem wbić się w kostium kąpielowy albo dlatego, że celebrytka musi dobrze wyglądać na gali.
Każde leczenie, czy farmakologiczne, czy chirurgiczne, wiąże się z pewnego rodzaju ryzykiem i możliwością wystąpienia zdarzeń niepożądanych, działań niepożądanych lub powikłań. Jeśli natomiast jakiś lek czy technologia medyczna są dopuszczone, oznacza to, że korzyść wynikająca z tego leczenia istotnie, a nie tylko trochę, przewyższa ryzyko. Zawsze musimy się liczyć z tym, że sięgając po leki, mogą wystąpić działania niepożądane. Tu jest potrzebny lekarz, żeby ocenić, czy są to działania niepożądane leku, czy może jakaś przypadkowa zbieżność, może infekcja, która daje objawy, że coś jest nie tak z tolerancją tego leczenia. Pacjenta trzeba przygotować, zrobić badania, czy nie ma przeciwwskazań do przyjmowania tych leków, czy nie ma w sobie poważnej choroby.
My, chirurdzy bariatrzy, zawsze przed rozpoczęciem leczenia, czy to farmakologicznego, czy chirurgicznego, badamy chorych. Czasem znajdujemy choroby, które jako pierwsze wymagają leczenia, w tym poważne choroby onkologiczne. Nie raz już było tak, że chory zgłosił się na operację bariatryczną, a miał operowanego raka wykrytego przy okazji diagnostyki przedoperacyjnej. O tych samych zasadach musimy pamiętać przy farmakologicznym leczeniu otyłości.
Ta choroba zwiększa możliwość występowania nowotworów złośliwych kilkukrotnie. Co to byłby za dramat, gdyby się okazało, że chory „chudnie”, ale nie z powodu przyjmowania leków, lecz z powodu rozwijającego się nowotworu.
Czytaj też:
Choroba otyłościowa. Stygmatyzacja, agresja słowna, wykluczenie