Szczepionka przeciw gruźlicy chroni przed wznową raka. Ale tylko połowa pacjentów dostaje takie leczenie

Szczepionka przeciw gruźlicy chroni przed wznową raka. Ale tylko połowa pacjentów dostaje takie leczenie

Dodano: 
Urografia
Urografia Źródło: Shutterstock
W niektórych stadiach raka podanie do pęcherza moczowego szczepionki przeciw gruźlicy nawet w 50 proc. przypadków chroni przed wznową. W Polsce na takie leczenie ma szansę tylko połowa pacjentów, którzy go potrzebują, mimo że jest tanie – mówi prof. Krzysztof Tupikowski, urolog.

Szczepionka przeciw gruźlicy po raz pierwszy została podana (doustnie) w 1921 roku dziewczynce urodzonej w rodzinie z prątkującą gruźlicą. Celem było uodpornienie dziecka przeciw tej chorobie. 7 lat później rozpoczęto szerokie stosowanie szczepionki jako sposobu zapobiegania gruźlicy. Naukowcy i lekarze od lat poszukiwali jednak również skutecznych sposobów na raka. Pojawił się również pomysł, by wykorzystać szczepionkę przeciw gruźlicy w celu pobudzenia układu odpornościowego organizmu, by walczył z nowotworem.

Szczepionka przeciw gruźlicy w raku pęcherza moczowego

Obecnie jednym z przełomów w leczeniu nowotworów jest immunoterapia: leki, które mają wpływać na układ immunologiczny chorego w taki sposób, by ten pokonał raka. Pomysł podawania szczepionki przeciw gruźlicy, która jest szczepionką żywą, ale prątki gruźlicy zostały odzjadliwione, można uznać za jeden z początków nowoczesnej immunoterapii.

Szczepionkę przeciw gruźlicy próbowano wykorzystywać w wielu nowotworach, m.in. w leczeniu czerniaka, białaczki, raka piersi, raka jajnika. Najlepsze rezultaty udaje się jednak uzyskać w leczeniu raka pęcherza moczowego: jest to dziś uznawana i rekomendowana metoda leczenia tzw. powierzchniowego raka pęcherza, czyli nienaciekającego błony mięśniowej. Leczenie polega na podawaniu (po usunięciu guza nowotworowego) bezpośrednio do pęcherza preparatów zawierających żywe, atenuowane prątki gruźlicy.

– To taka sama szczepionka, jaką byliśmy szczepieni w dzieciństwie, żeby nie zachorować na gruźlicę. Jest ona podawana do wnętrza pęcherza moczowego – mówi prof. Krzysztof Tupikowski, kierownik Centrum Leczenia Nowotworów Urologicznych w Dolnośląskim Centrum Onkologii, Pulmonologii i Hematologii.

– Takie leczenie stosuje się, gdy mamy nowotwór usunięty w całości, ale jest bardzo wysokie prawdopodobieństwo nawrotu. To pacjenci, u których jest wysokie ryzyko, że nowotwór powróci, a wtedy prawdopodobnie trzeba będzie usunąć pęcherz moczowy, konieczne też będzie dalsze leczenie systemowe. Zastosowanie w odpowiednim momencie szczepionki powoduje, że szansa na to, że nie dojdzie do nawrotu choroby i pęcherz moczowy zostanie uratowany, rośnie o 50 procent – tłumaczy prof. Tupikowski.

Leczenie może być prowadzone w poradniach urologicznych. Wlewki ze szczepionki BCG trzeba powtarzać. Procedura nie jest skomplikowana: – Pacjent przychodzi do poradni urologicznej, oddaje mocz, zakładamy cewnik i podajemy ok. 50 ml zawiesiny prątków gruźlicy. Powodują one, że dochodzi do bardzo specyficznego stanu zapalnego w obrębie pęcherza moczowego. Stan zapalny powoduje, że do ściany pęcherza moczowego napływają komórki odpornościowe: walczą one z prątkami gruźlicy, a także z komórkami nowotworowymi. Tak więc układ odpornościowy przy okazji zwalczania żywych, odzjadliwionych prątków gruźlicy, zwalcza też komórki raka pęcherza moczowego, które mogły pozostać po usunięciu nowotworu – zaznacza prof. Tupikowski.

Podawanie szczepionki przeciw gruźlicy dopęcherzowo jest obecnie uważane za najskuteczniejszą metodę zapobiegania nawrotom choroby, efektywniejszą niż radioterapia lub chemioterapia.

Ten sposób leczenia dostaje w Polsce tylko połowa pacjentów

Mimo wysokiej efektywności, ten sposób leczenia nie jest stosowany u wszystkich pacjentów, którzy z takiego leczenia mogliby skorzystać. Powodem nie jest cena (preparaty są refundowane i stosunkowo niedrogie, w porównaniu z innymi metodami leczenia.).

– Moim zdaniem, dostaje je około połowy pacjentów, którzy z takiego leczenia mogliby skorzystać. Metoda wymaga umiejętności (niewiele osób w Polsce potrafi w ten sposób leczyć), ale też musi być dobrze finansowana. Problemem jest zarówno zbyt mała liczba poradni urologicznych, które wykonują takie leczenie. Sama procedura jest słabo wyceniona, tak więc placówki prywatne nie chcą jej wykonywać. A publiczne, jeśli je wykonują, to popadają w długi – tłumaczy prof. Tupikowski.

Problemem jest też to, że terapia musi być powtarzana: leczenie trwa od 1 do 3 lat. Jeśli pacjent ma daleko do poradni urologicznej, często sam rezygnuje z leczenia. U niektórych osób objawy stanu zapalnego są bardzo nasilone (częste oddawanie moczu, pieczenie, ból przy oddawaniu moczu).

– Biorąc pod uwagę skuteczność leczenia, powinniśmy leczyć w ten sposób więcej pacjentów, gdyż dzięki temu zmniejszamy ryzyko wznowy choroby.

Na pewno sama procedura podania do pęcherza moczowego preparatu powinna być lepiej wyceniona i powinno być więcej poradni zajmujących się takim leczeniem. Dzięki temu pacjenci będą mieli rzadziej wznowę choroby, rzadziej pojawiać się będzie konieczność usuwania pęcherza moczowego. To będzie mniej wyłonionych stomii, mniej cierpienia – zaznacza prof. Tupikowski.

Rak pęcherza moczowego jest trudnym do leczenia nowotworem. Co roku w Polsce notuje się ok. 7 tys. nowych zachorowań i 3,8 tys. zgonów. Najczęściej jego pierwszym objawem jest krwiomocz. Problemem są opóźnienia w diagnostyce i leczeniu, dlatego urolodzy apelują o to, by pacjenci nie zwlekali z pójściem do lekarza, jeśli pojawiają się niepokojące objawy, jak krew w moczu, częstomocz, zaburzenia mikcji, parcie na pęcherz, bóle podbrzusza, ból w okolicy lędźwiowej.