Rodzice dzieci przebywających w szpitalach często pozostają w cieniu – to oni czuwają dniami i nocami, tłumiąc własny lęk, by dodać otuchy dziecku. Fundacja Dr Clown przypomina, że są oni „niewidzialnymi pacjentami”, których emocje mają bezpośredni wpływ na proces leczenia najmłodszych. To, jak czuje się dorosły, często decyduje o tym, jak dziecko znosi zabiegi, jak współpracuje z personelem i jak zapamięta czas hospitalizacji.
Dzieci błyskawicznie wyczuwają emocje rodziców. Nawet jeśli dorosły próbuje ukryć niepokój, dziecko „czyta” jego nastrój z tonu głosu, gestów i mimiki. – „Choć mówiłam synkowi, że wszystko będzie dobrze, on widział mój strach” – wspomina pani Ula, mama Krzysia. – „Dzieci przejmują emocje rodzica, nawet gdy milczymy”.
Psychologowie zwracają uwagę, że rodzic jest pierwszym regulatorem emocji dziecka. Jego spokój, ciepło i stabilność emocjonalna stanowią dla małego pacjenta bezpieczną bazę. – „Rodzic w szpitalu to nie bierny obserwator, lecz filar poczucia bezpieczeństwa” – podkreśla dr n. społ. Karolina Małek, psycholog współpracująca z Fundacją Dr Clown i wykładowczyni Uniwersytetu Warszawskiego. – „Bliskość rodzica tłumaczy dziecku świat medyczny, nadaje znaczenie trudnym wydarzeniom i pomaga przetrwać stresujące chwile”.
Dlaczego emocje rodzica są tak ważne?
Hospitalizacja to dla dziecka ogromny stres. Obce miejsce, nieznane procedury, ból, tęsknota – wszystko to potęguje lęk. Obecność rodzica łagodzi te napięcia, a jego emocje stają się dla dziecka „mapą”, jak reagować. Gdy mama lub tata są spokojni, dziecko szybciej odzyskuje równowagę, chętniej współpracuje z personelem i lepiej znosi leczenie.
– „Jako lekarz widzę, że uśmiech i spokój rodzica działają jak lekarstwo” – mówi dr n. med. Łukasz Rakasz, ordynator Oddziału Neurochirurgii w Szpitalu Dziecięcym im. prof. J. Bogdanowicza w Warszawie. – „Proste gesty – przytulenie, głaskanie, wspólne oglądanie bajek – zmniejszają ból i napięcie. Dzieci czują się bezpieczniej i szybciej wracają do równowagi”.
Z kolei nadmierny lęk opiekuna może utrudniać leczenie. Dziecko natychmiast odzwierciedla emocje dorosłego – gdy rodzic się boi, mały pacjent staje się niespokojny, nieufny wobec lekarzy, częściej płacze i trudniej znosi procedury medyczne. Dlatego tak ważne jest, by w opiece nad dzieckiem pamiętać również o opiece nad rodzicem.
Rodzic też potrzebuje wsparcia
– „Z pustego i Salomon nie naleje” – przypomina dr Małek. – „Rodzic, który sam jest wyczerpany, niewyspany i zalękniony, nie ma zasobów, by być wsparciem dla dziecka. Czasem wystarczy rozmowa, kilka minut odpoczynku, by odzyskać siłę”.
Psychologowie podkreślają, że rodzic to nie tylko opiekun, ale także ekspert od swojego dziecka – najlepiej zna jego potrzeby, obawy i sposoby reagowania. Jego spokój i zaangażowanie pomagają zespołowi medycznemu działać skuteczniej. Dlatego relacja między personelem a rodzicem powinna opierać się na partnerstwie i zaufaniu.
Fundacja Dr Clown od lat przypomina, że opieka nad dzieckiem w szpitalu zaczyna się od troski o rodzica. Wolontariusze fundacji – znani z kolorowych nosków i „terapii śmiechem” – odwiedzają nie tylko dzieci, ale także ich opiekunów. – „Nie mówimy rodzicom: musicie się uśmiechać” – zaznacza Agata Bednarek, prezes Fundacji. – „Dajemy im przestrzeń na oddech i chwilę wytchnienia. Ten oddech to pierwszy krok do spokoju – a spokój dorosłego to spokój dziecka”.
Jak rodzic może zadbać o siebie podczas hospitalizacji dziecka?
Eksperci Fundacji Dr Clown wspólnie z lekarzami i psychologami opracowali 10 wskazówek, które pomagają przetrwać trudny czas:
Najpierw zadbaj o siebie
- Pamiętaj o podstawowych potrzebach – jedz, pij wodę, śpij, gdy tylko możesz.
- Znajdź chwilę na regenerację – spacer, muzyka czy rozmowa mogą przywrócić spokój.
- Daj sobie prawo do emocji – smutek, złość, bezsilność są naturalne.
- Proś o pomoc bliskich – inni chcą wspierać, ale muszą wiedzieć jak.
- Bądź partnerem dla personelu – zadawaj pytania, dziel się obserwacjami.
Potem wesprzyj dziecko
- Rozmawiaj z dzieckiem i tłumacz, co się dzieje.
- Bądź obecny – przytulanie, wspólna bajka, trzymanie za rękę mają ogromną moc.
- Szukaj chwil radości – śmiech obniża napięcie i ułatwia leczenie.
- Pozwól dziecku dokonywać małych wyborów, by czuło sprawczość.
- Utrzymuj codzienne rytuały – to daje poczucie normalności.
Jak pomóc rodzicowi dziecka w szpitalu?
Nie tylko personel, ale i otoczenie może wesprzeć opiekunów małych pacjentów. Oto 5 prostych sposobów, które robią różnicę:
1. Zapytaj, czego naprawdę potrzebuje. Nie zgaduj – zapytaj: „Co mogę zrobić, żeby było Ci lżej?”
2. Pomóż w obowiązkach. Zrób zakupy, ugotuj, zajmij się rodzeństwem.
3. Słuchaj bez oceniania. Czasem wystarczy obecność i uważne słuchanie.
4. Wnieś odrobinę normalności. Krótka rozmowa, kawa, SMS – to namiastka życia poza szpitalem.
5. Bądź cierpliwy. Rodzic może nie mieć siły na kontakt. Wsparcie dawaj na jego warunkach.
Terapia śmiechem – wsparcie całej rodziny
Fundacja Dr Clown od 1999 roku dociera do ponad 40 tysięcy dzieci i ich rodzin rocznie. Wolontariusze prowadzą tzw. „terapię śmiechem”, która rozładowuje napięcie, poprawia nastrój i pomaga dzieciom szybciej wracać do zdrowia. Dziś misja fundacji obejmuje nie tylko najmłodszych pacjentów, ale i ich rodziców.
– „Uśmiech rodzica to pierwszy krok do uśmiechu dziecka. Dlatego prosimy: pomóżmy rodzicom – wtedy pomożemy też dzieciom” – apeluje Agata Bednarek.
Siła uśmiechu
Hospitalizacja to próba sił emocjonalnych całej rodziny. Choć to dziecko jest pacjentem, jego proces zdrowienia zależy w dużej mierze od stanu psychicznego rodzica. Spokojny, wspierany dorosły staje się najlepszym „lekarstwem” dla swojego dziecka. Dlatego troska o emocje rodziców to nie luksus – to część skutecznego leczenia.
Jak podkreślają eksperci, uśmiech rodzica ma realną moc terapeutyczną – koi, uspokaja, wzmacnia i daje nadzieję. To najprostszy, a zarazem najpotężniejszy gest, jaki można podarować dziecku w trudnym czasie choroby.
Czytaj też:
„Motylkowe dzieci” żyją w nieustannym bólu. „Nikt nie wytrzyma takiej dawki cierpienia”Czytaj też:
Dr Gałązka-Sobotka: polskie dzieci tyją najszybciej w Europie. Winne nie są geny
