– Odporność państwa to nie tylko ilość zakupionych armatohaubic, czołgów, samolotów, ale również odporne społeczeństwo, odporny system ochrony zdrowia, odporne sieci energetyczne czy cyberodporność – mówił gen. Grzegorz Gielerak podczas szczytu „Bezpieczny pacjent”.
Dyrektor Wojskowego Instytutu Medycznego w Warszawie podkreślił, że współczesny konflikt jest czymś, z czym nie spotkaliśmy się od czasów II wojny światowej. Nowe środki rażenia wymagają zupełnie nowego podejścia do kwestii związanych z zabezpieczeniem medycznym.
– Coś, co było dominujące w trakcie operacji w Iraku i Afganistanie, czyli obrażenia kończyn, dzisiaj zostało zastąpione masywnymi obrażeniami klatki piersiowej i brzucha, a to wszystko przekłada się na radykalnie większą śmiertelność – wyjaśnił.
– Silna armia to jest silne państwo, dobra edukacja to jest rozwój, dobre zdrowie publiczne to jest zdrowe społeczeństwo. To są filary, które wymagają z jednej strony zaangażowania, często osobistego, ale również inwestycji – zaznaczył.
Podkreślił, że czas pokoju jest jedyną okazją, kiedy jesteśmy w stanie podnieść kompetencje medyczne, wzmocnić zaplecze logistyczne, przygotować się do tego, aby efektywnie odpowiedzieć na każdy rodzaj kryzysu.
Jak to wygląda obecnie?
Zwrócił uwagę na brak specjalistycznych szkoleń w Polsce. – To niebywałe, że zajmując taką pozycję na mapie, czyli miejsce, w którym Europa łączy się z Azją, nie wykształciliśmy systemu szkolenia personelu medycznego z punktu widzenia medycyny pola walki – powiedział. – To się musi zmienić – podkreślił.
– Nasze podmioty lecznicze nie są dostatecznie wyposażone w sprzęt i materiały medyczne niezbędne do przeciwdziałania skutkom konfliktu zbrojnego (specyficzne leki, opatrunki niezbędne do tamowania masywnych krwotoków). Nie mamy do końca skutecznych procedur współdziałania pomiędzy cywilną a wojskową służbą zdrowia. Zaniedbaliśmy system szkolenia w tym zakresie – wymieniał.
Gen. Gielerak wymieniał też niską niezależność farmakologiczną Polski (uzależnienie od importu leków w 60-80 proc.), co jest zagrożeniem w przypadku przedłużającego się konfliktu, a także niewystarczający system ewakuacji medycznej.
Co należy zrobić?
Gen. Gielerak wyjaśnił, że optymalny model organizacji zabezpieczenia medycznego musi zostać oparty o dwa rodzaje podmiotów. To specjalizowane centra medyczne (huby) oraz jednostki satelitarne.
Kluczowe jest strategiczne rozmieszczenie. Placówki medyczne muszą być lokowane co najmniej kilkadziesiąt kilometrów od granicy, poza tzw. strefą śmierci i zasięgiem artylerii, by chronić je przed zniszczeniem.
Hubami przy wschodniej granicy powinny być szpitale w Białymstoku i Siedlcach. Zdaniem eksperta wymaga to dodatkowej infrastruktury, nie wydzielonej z obecnie istniejącej, bo „w czasie wojny ludzie też będą mieli zawały, udary i inne przypadki chirurgiczne”.
– Szpital w Białymstoku musi dysponować co najmniej 15-20 łóżkami intensywnej opieki, mieć 8 sal operacyjnych oraz być przygotowanym na przyjęcie dodatkowych 50 rannych. Szpital w Sielcach odpowiednio: 8 łóżek intensywnej terapii, 30-40 rannych na dobę oraz 4-5 sal operacyjnych. Do tego jeszcze 7 szpitali powiatowych, z których każdy musi dodatkowo przygotować 2 sale operacyjne oraz po 4 łóżka intensywnej terapii – wyjaśniał gen. Gielerak.
Wymieniał elementy, jakie powinny spełniać placówki przygotowane do realizacji zabezpieczenia medycznego. To, poza właściwym położeniem, odpowiedni zakres usług (chirurgia, ortopedia, anestezjologia, intensywna terapia), nieprzerwana ciągłość świadczeń (obecność SOR, odpowiednia liczba łóżek) gotowość kryzysowa (rezerwy personelu, zapasy, alternatywne źródła zasilania/łączności/transportu), zdolność do integracji z Państwowym Ratownictwem Medycznym i Wojskową Służbą Zdrowia.
– Podkreślam, nie liczba łóżek leczy i ratuje, tylko liczba łóżek intensywnej terapii, sal operacyjnych i obecność szpitalnego działu ratunkowego – zaznaczył.
– Inwestycje w bezpieczeństwo medyczne państwa powinny służyć zarówno potrzebom militarnym, jak i efektywnie wykorzystywane w czasie pokoju – dodał.
Kolejną kluczową sprawą jest to, żeby personel był dobrze przygotowany do realizacji zadań zabezpieczenia medycznego czasu wojny.
– Przygotowujemy wielopoziomowy system kursów i certyfikacji, szkolenia w zakresie kursów podstawowych, zaawansowanych, kursów instruktorskich, ale również kursów przypominających. Chcemy stworzyć system permanentnego szkolenia personelu medycznego, takiego jakiego do tej pory w Polsce nie mieliśmy i oprzeć ten system na bazie istniejących i przygotowanych do tego podmiotów leczniczych – wyjaśnił.
Czytaj też:
Szczyt medyczny „Bezpieczny pacjent”. Tusk o podniesieniu składki zdrowotnej
