„Mamy leki. Teraz pacjenci chcą też normalnie żyć”. Łukasz Rokicki o nowych priorytetach w hematoonkologii

„Mamy leki. Teraz pacjenci chcą też normalnie żyć”. Łukasz Rokicki o nowych priorytetach w hematoonkologii

Dodano: 
Katarzyna Pinkosz i Łukasz Rokicki
Katarzyna Pinkosz i Łukasz Rokicki Źródło: Wprost
Przez lata celem numer jeden było „mieć skuteczny lek”. Dziś pacjenci hematoonkologiczni oczekują czegoś więcej: skuteczności i normalnego życia. – Potrzeby pacjentów zmieniły się. Chcemy żyć lepiej niż przed chorobą – mówi Łukasz Rokicki, prezes Fundacji Carita im. Wiesławy Adamiec.
– Jeszcze niedawno najważniejsze było, żeby mieć skuteczny lek, który pozwoli żyć. Obecnie pacjenci chcieliby mieć i skuteczny lek, i prowadzić normalne życie – podkreśla Łukasz Rokicki.

Postęp w hematoonkologii widać w wielu wskazaniach: szpiczak plazmocytowy, chłoniaki, a także przewlekłe białaczki. Dostępność opcji rośnie, ale wraz z nią zmienia się skala oczekiwań. – Pojawił się inny problem wśród pacjentów – chcielibyśmy do tego dołożyć jakość życia, poprawić ją, móc żyć lepiej niż przed chorobą. To jest możliwe, gdy trochę zmienimy podejście do leczenia pacjenta – dodaje.

Podskórnie zamiast dożylnie: mniejsza uciążliwość, większa przepustowość

Jednym z kluczowych kierunków jest zastępowanie długich wlewów dożylnych krótkim podaniem podskórnym. Rokicki wskazuje konkretne potrzeby: chłoniak grudkowy od 3. linii – dziś pacjenci spędzają na oddziale wiele godzin: 3–4 godziny infuzji + ok. godzina premedykacji. – Wystarczyłoby zamienić tę formę na podskórną – mówi.

Przykład już sprawdzony to szpiczak plazmocytowy. – Przy daratumumabie przeszliśmy z podania dożylnego na podskórne i nagle okazało się, że zaczęliśmy odciążać system – zaznacza prezes Fundacji. Korzyści są wielowymiarowe:

– czas pacjenta: – „Przy terapii podskórnej o 11:00 można wyjść do domu, a w dożylnej to często ok. 12 godzin w szpitalu”.

– mniej obciążeń miejscowych: „To chorzy mocno przeleczeni; kolejne dostęp naczyniowy i wlew to większa ingerencja, częstsze stany zapalne. Jakość życia spada”.

– przepustowość oddziału: krótsze podania = więcej wolnych foteli, mniej zatorów.

System na granicy wydolności – twarde liczby

Postęp terapeutyczny… zadziałał jak bumerang. – Jesteśmy trochę zakładnikami własnego sukcesu – terapii mamy dużo, pacjenci żyją coraz dłużej, ale kończą się moce przerobowe – przyznaje Rokicki. Dane są wymowne:

ok. 650 hematologów w kraju,

ok. 9 tys. nowych rozpoznań rocznie,

ok. 120 tys. pacjentów aktywnie leczonych,

600 pacjentów przypada na jednego hematologa.

Efekt? – Pacjenci siedzą na korytarzach. Zaczyna się zapychać – mówi Łukasz Rokicki. Rozwiązania? – Potrzebne są zmiany systemowe: wdrożenie pilotażu Krajowej Sieci Hematoonkologicznej, piramida odwróconych świadczeń i inne mechanizmy organizacyjne, które odciążą oddziały i skrócą ścieżkę pacjenta.

„Wakacje terapeutyczne” – terapie ograniczone w czasie

Kolejny kierunek to strategie leczenia ograniczone w czasie, zwłaszcza w przewlekłej białaczce limfocytowej (PBL/CLL). – Czy dla pacjenta to korzyść? Oczywiście tak. Po bardziej intensywnym początku, trwającym np. około 12 miesięcy, może nastąpić przerwa na kilka lat – mówi Rokicki. Wskazuje, że dobór chorych o niskim i średnim ryzyku pozwala zredukować ekspozycję na lek, zmniejszyć ryzyko działań niepożądanych i odciążyć system. – Pacjent zapomni na chwilę o chorobie. Wszyscy na tym wygrywają. Widzimy to w innych krajach – działa i poprawia jakość leczenia.

Nie bez znaczenia są kwestie toksyczności: – Każde leczenie ma działania uboczne. W terapii ciągłej, z tabletkami przyjmowanymi bez przerwy, kumulują się. Jeśli możemy pokazać pacjentowi, że po określonym czasie lek odstawimy – wybierze tę ścieżkę.

Nowe klasy terapii i holistyczna opieka

– Jesteśmy dumni, że jesteśmy w czołówce: bispecyficzne przeciwciała, CAR-T, leczenie podskórne w chłoniaku grudkowym – my to też mamy – mówi Rokicki. Ale obok listy leków liczy się całościowe prowadzenie chorego. – Ważna jest jakość życia i kompleksowe podejście, żeby każdy pacjent wchodzący do systemu był jak najlepiej zaopiekowany. To oznacza m. in. koordynację opieki, edukację, wsparcie psychologiczne i rehabilitację, a w warstwie organizacyjnej – przenoszenie części procedur poza wysokospecjalistyczne oddziały tam, gdzie jest to bezpieczne.

Rajd po Zdrowie: dowód w praktyce

Symbolicznym barometrem skuteczności terapii stał się organizowany przez Fundację Rajd po Zdrowie. – W 2018 roku była nas garstka. Dziś mamy już 400 zgłoszonych samych pacjentów – podkreśla Łukasz Rokicki.

Na starcie stają osoby po leczeniu szpiczaka, z PBL, z chłoniakami. – To jedna wielka rodzina i często nie widać choroby. Kiedy lekarz widzi, że pacjent jedzie rowerem i jest w lepszej formie od niego, to niesamowicie motywuje. Podczas piątego, jubileuszowego Rajdu po Zdrowie mówiliśmy o profilaktyce – nie tylko w hematoonkologii, ale też w pulmonologii i chorobach kobiecych. (...) Badajmy się, nie bójmy się – im wcześniej, tym lepiej – apeluje prezes fundacji.

Co dalej?

Priorytety na dziś są jasne:

– upowszechnić podania podskórne tam, gdzie to możliwe – dla komfortu pacjenta i odciążenia oddziałów.

– rozszerzać terapie ograniczone w czasie u właściwie dobranych chorych – mniej działań niepożądanych, mniejsza ekspozycja na lek, lżejszy system.

– wdrożyć rozwiązania organizacyjne (Krajowa Sieć Hematoonkologiczna, odwrócona piramida świadczeń), które skrócą ścieżkę chorego i zwiększą przepustowość.

– myśleć o jakości życia tak samo, jak o skuteczności.

– Jesteśmy zakładnikami własnego sukcesu – ale to dobry problem. Mamy terapie, pacjenci żyją dłużej. Teraz zadbajmy, by żyli lepiej– podsumowuje Łukasz Rokicki.

Czytaj też:
Prof. Dytfeld: Chciałbym, by Rajd Po Zdrowie trwał do końca świata. I jeszcze jeden dzień