Astma, choroby reumatyczne, polipy nosa. Eksperci: potrzebna większa dostępność leczenia

Astma, choroby reumatyczne, polipy nosa. Eksperci: potrzebna większa dostępność leczenia

Dodano: 
Panel „Gdy układ odpornościowy popełnia błąd. Niszczy nas cywilizacja i nasza immunologia”
Panel „Gdy układ odpornościowy popełnia błąd. Niszczy nas cywilizacja i nasza immunologia” Źródło: NewsMed / Adrian Dąbek
W chorobach z kręgu autoimmunologii, jak astma, RZS czy zapalenie zatok z polipami nosa potrzebne są zmiany programach lekowych i rozszerzenie kryteriów leczenia. Chorują coraz młodsze osoby, a wcześniejsze skuteczne leczenie to korzyść dla pacjenta i całego systemu – mówili eksperci podczas debaty „Niszczy nas cywilizacja i nasza immunologia”.

Eksperci rozmawiali o trzech grupach chorób: ciężkiej postaci astmy, zapaleniach zatok przynosowych z polipami nosa oraz reumatoidalnym zapaleniu stawów – głównych problemach, z jakimi borykają się pacjenci i możliwościach leczenia, w tym biologicznego.

Astma. Program lekowy trzeba zmienić

Rozpoczynający dyskusję prof. Maciej Kupczyk zwrócił uwagę, że astma oskrzelowa wpisuje się w problem epidemii chorób alergicznych.

– U większości pacjentów potrafimy osiągnąć dobrą kontrolę choroby za pomocą szeroko dostępnych i w pełni refundowanych podstawowych leków. Mamy też małą podgrupę, około 3-5 proc. pacjentów, z tzw. astmą ciężką, która pomimo zastosowania standardowej terapii nie jest kontrolowana, co objawia się częstymi zaostrzeniami, które wymagają nieplanowanych wizyt lekarskich, wizyt pogotowia, hospitalizacji, zastosowania sterydów, które w stanowią istotne obciążenie – zaznaczył.

Wyjaśnił, że w Polsce mamy dostęp do pięciu leków biologicznych, zgodnych ze standardami międzynarodowymi.

– To jest olbrzymie osiągnięcie medycyny. To są najnowocześniejsze terapie, bardzo bezpieczne i bardzo skuteczne w odpowiednio wyselekcjonowanej podgrupie pacjentów z astmą ciężką – powiedział. Program lekowy istnieje już od kilkunastu lat, uczestniczy w nim około 6 tys. pacjentów. Dodał jednak, że program lekowy został stworzony kilkanaście lat temu i jego funkcjonowanie jest ukierunkowane na leczenie w szpitalach.

– A my dążymy do tego, żeby promować leczenie w ambulatoryjnej opiece specjalistycznej i żeby była możliwość wydania leku do domu – powiedział.

Podkreślił, że wiele zapisów programu lekowego zostało wprowadzonych kilka lat temu i teraz trzeba je zmienić.

Chcielibyśmy zmienić zapisy dotyczące podgrupy pacjentów z ciężką astmą eozynofilową, zmienić liczbę eozynofilów kwalifikującą do udziału w programie lekowym. W tej chwili to jest 350 komórek na mikrolitr, to liczba zupełnie spod dużego palca wzięta, nie ma uzasadnienia w badaniach naukowych, więc można to zmodyfikować – powiedział.

Co jeszcze wymaga zmiany? – Chcielibyśmy zmienić kryteria wiekowe, ujednolicić zapisy, jeśli chodzi o monitorowanie programu lekowego, chcielibyśmy porozmawiać o dostępności leczenia biologicznego u kobiet w ciąży, gdzie standardy jasno mówią, że leczenie jest bezpieczniejsze niż dopuszczenie do utraty kontroli zaostrzeń choroby podstawowej, która stanowi zagrożenie i dla życia kobiety, i dla bezpieczeństwa płodu – podkreślił prof. Kupczyk.

Prof. Kupczyk zwrócił też uwagę, że chorują głównie osoby młode, co sprawia, że jest to poważne obciążenie dla systemu ochrony zdrowia, a także obciążenie socjalne. Chorobowość prowadzi do renty, wczesnego inwalidztwa, zwolnień chorobowych, do nieobecności w pracy,

– Wiemy już, że leczenie biologiczne w przyszłości będziemy stosowali na wcześniejszych stopniach ciężkości astmy, by nie dopuścić do ciężkiego przebiegu astmy, zaostrzeń, wielokrotnych pobytów w szpitalu – zaznaczył prof. Kupczyk.

Ministerstwo problem widzi, ale...

Mateusz Oczkowski z Ministerstwa Zdrowia odpowiedział na pytanie, czy prowadzone są prace, aby rozszerzyć kryteria kwalifikacji do programów lekowych związanych z astmą ciężką. Zaznaczył, że kluczowe jest obciążenie budżetu: jeżeli zmiana kryteriów z astmy ciężkiej na umiarkowaną nie będzie miała dużego wpływu, to „możemy o tym rozmawiać”.

– Możemy również otworzyć ścieżkę dla leków biopodobnych. Ale nie będziemy otwierać kryteriów refundacyjnych dla tych leków, które mają ochronę patentową i dodatkowe świadectwo ochronne. W reumatologii i dermatologii takie zmiany były dokonywane właśnie pod wpływem generyzowania się produktów i poszczególne kryteria kwalifikacji z czasem były liberralizowane – wyjaśnił zastępca dyrektora Departamentu Polityki Lekowej i Farmacji MZ.

Leki biologiczne stanowią olbrzymi przełom w medycynie w pulmonologii, alergologii, we wszystkich specjalnościach. Zakres skuteczności u pacjentów bardzo ciężko chorych, z najcięższymi postaciami, z częstymi hospitalizacjami, z zapotrzebowaniem na sterydy systemowe, z koszmarnymi powikłaniami dotychczasowych terapii to jest – jak to nazywają pacjenci: po prostu magia – zaznaczył prof. Kupczyk.

Dodał, że leki biologiczne gwarantują nie tylko skuteczność leczenia, ale powodują też remisję choroby, cofnięcie się o kilka stopni ciężkości.

Prof. Pietruszewska: Leczenie biologiczne to rewolucja w leczeniu polipów nosa

Podobne zdanie o skuteczności leków biologicznych u pacjentów z polipami nosa prof. Wioletta Pietruszewska.

Leczenie biologiczne to faktycznie rewolucja. Widzimy to w codziennej praktyce. A przewlekłe zapalenie zatok przynosowych z polipami nosa obejmuje do 4 proc. populacji w Polsce – zaznaczyła.

– Jesteśmy bardzo wdzięczni ministerstwu, że dostępne są w chwili obecnej dwa leki, że funkcjonuje program B156. Do programu zostało włączonych 600 osób, teraz pewnie jest to więcej i u 99 proc. widzimy zdecydowaną poprawę. W ich przypadku standardowe leczenie bywało nieskuteczne i musieli być poddawani leczeniu operacyjnemu – wyjaśniła.

Zaznaczyła, że wśród młodych ludzi często występuje nawrót choroby, bo operacja nie leczy przyczyny a skutek.

– Włączenie leczenia biologicznego sprawia, że polipy znacząco się zmniejszają, poprawia się drożność nosa, węch. To wpływa na codzienne funkcjonowanie pacjenta, na ustępowanie zaburzeń snu, poprawia też przebieg chorób dolnych dróg oddechowych – powiedziała. Dzięki leczeniu pacjenci unikają konieczności stosowania glikokortykosteroidów systemowych, część z nich unika też kolejnego leczenia operacyjnego.

Wyjaśniła, że leczenie biologiczne w przypadku polipów nosa obecnie w Polsce można włączyć po przeprowadzeniu dwóch operacji, ale najnowsze europejskie wytyczne mówią, że powinno się to zrobić już po jednej operacji. – Myślę, że można by rozważyć, czy można włączyć leczenie biologiczne u pacjentów po pierwszej operacji, bo wiemy, że ta nawrotowość nastąpi; to kwestia kilku miesięcy – zaznaczyła prof. Pietruszewska.

Podkreśliła, że polipy nosa to nie jest błaha dolegliwość. To nie tylko objawy miejscowe, schorzenie wpływa na zmęczenie, jakość snu, zatkane ucho, a także na dolegliwości ze strony dolnych dróg oddechowych zaostrzane chorobami górnych dróg oddechowych, dolegliwości, które ograniczają funkcjonowanie. Dodała, że obecnie mamy leki, które działają bardzo dobrze na endotyp T2-zależny, ale jest grupa pacjentów, którzy mają endotyp mieszany choroby lub nie do końca sprecyzowany. I u tych pacjentów warto by było rozszerzyć może koszyk dostępnych leków biologicznych.

Prof. Kwiatkowska: Diagnoza jak najwcześniej

Prof. Brygida Kwiatkowska zwróciła z kolei uwagę, że liczba pacjentów z reumatoidalnym zapaleniem stawów rośnie i w Polsce mamy wszystkie leki dostępne w Europie, ale problem leży w innym miejscu. – Liczba pacjentów leczonych w programach lekowych jest ograniczona z powodu braków finansowych. W jednym ośrodku 200 pacjentów czeka na leczenie, w innych są wstrzymane włączania – wyjaśniła.

– Ograniczenia wynikają po pierwsze z płatności, po drugie z ograniczonej bazy lekarsko-pielęgniarskiej w dużych ośrodkach, które są już częściowo „przytkane”. Trzeci element dotyczy chorych w małych ośrodkach, które – nie widząc możliwości leczenia u siebie w programach lekowych – wciąż proponują pacjentowi nieskuteczne leczenie – dodała prof. Brygida Kwiatkowska.

Prof. Kwiatkowska podkreśliła też rolę jak najwcześniejszej diagnostyki wchorobach reumatologicznych, bo proces zapalny generuje wiele schorzeń współistniejących, jak chociażby choroby sercowo-naczyniowe, zwłóknienia płuc i nowotwory.

Wczesna diagnostyka nie tylko sprawia, że człowiek jest sprawny, funkcjonuje i zarabia pieniądze dla państwa, ale dodatkowo nie generuje większych finansowych strat z powodu tego, że musi się leczyć z powodu wielochorobowości – zaznaczyła.

Zwróciła też uwagę, że ośrodki ambulatoryjne są zmuszane do przeprowadzenia określonej liczby wizyt pierwszorazowych, a wizyty pacjentów z wczesnymi objawami chorób reumatologicznych nie są wliczane do wizyt pierwszorazowych, na czym traci pilotażowy program kompleksowej opieki nad wczesnym zapaleniem stawów.

Odyseja diagnostyczna trwa zbyt długo

Małgorzata Ufnal, prezes fundacji Rheuma Active, zwróciła uwagę, że głównym problemem pacjentów z reumatoidalnym zapaleniem stawów jest otrzymanie dobrej i szybkiej diagnozy. – Odyseja diagnostyczna trwa zbyt długo – podkreśliła.

– Natomiast drugi problem, który dociera do mnie od pacjentów, związany jest z tym, że nawet jeżeli mają diagnozę, to ze względu na limity nie są włączani do skutecznego leczenia, które prowadzi do remisji – dodała.

– Nie ma ciągłości leczenia. To jest wielka tragedia dla wielu osób, które mają skuteczne leczenie, ale pod koniec roku z powodu limitów jest im odbierane. To ogromna niesprawiedliwość. W przypadku pacjentów onkologicznych leczenie nie jest wstrzymywane – zaznaczyła.

Na zarzut ten odpowiedział Mateusz Oczkowski. – Chcę sprostować tę wypowiedź. Nie ma pacjentów w programach lekowych, którzy są zakwalifikowani i podawane jest im leczenie, a potem mają przerwę w leczeniu. To dotyczy pacjentów oczekujących na zakwalifikowanie do programu lekowego, czyli sytuacji, gdy pacjent jeszcze nie otrzymuje terapii – powiedział.

W programie lekowym są narzucone takie kryteria, że nie ma możliwości, żeby świadczeniodawca prowadzący program lekowy przerwał terapię jakiekolwiek pacjentów – dodał Mateusz Oczkowski.

Składka zdrowotna jest za niska?

Czy jest możliwe zniesienie limitów w reumatologii? – To jest kompetencja Narodowego Funduszu Zdrowia, który nakłada te limity – powiedział wicedyrektor Mateusz Oczkowski. Dodał, że w Polsce mamy prawie najmniejsze składki zdrowotne w całej Europie.

– Nie możemy oczekiwać takich samych warunków, jakie są w krajach ościennych, mając najniższą składkę zdrowotną. Jest dużo rozwiązań w Unii Europejskiej; oprócz tego, że pacjent ma ubezpieczenie i płaci składkę zdrowotną, to ma jeszcze obowiązkowo zawierać ubezpieczenia komplementarne. Dzięki takim rozwiązaniom każdy kraj stać na więcej, bo wtedy ubezpieczenie publiczne jest przeznaczane na leczenie szpitalne, a komplementarne – na recepty, na leczenie doraźne – wyjaśniał.

Coraz więcej chorób cywilizacyjnych

Marzanna Bieńkowska z Biura Rzecznika Praw Pacjenta zwróciła uwagę, że będzie coraz więcej osób z chorobami cywilizacyjnymi, a zatem wydatki z tym związane muszą być większe.

– Z punktu widzenia pacjenta najważniejsze jest to, co już jest praktykowane w Instytucie Reumatologii, czyli to, żeby pacjent mógł dostawać leki do domu. W wielu przypadkach pacjenci przerywają leczenie, ponieważ trzeba za każdym razem jechać do szpitala po leki, brać urlopy, a nie każdy może sobie na to pozwolić – zaznaczyła.


W debacie „Gdy układ odpornościowy popełnia błąd. Niszczy nas cywilizacja i nasza immunologia” wzięli udział:

  • Mateusz Oczkowski, zastępca dyrektora Departamentu Polityki Lekowej i Farmacji Ministerstwa Zdrowia.
  • Marzanna Bieńkowska, zastępca dyrektora Departamentu Współpracy Biura Rzecznika Praw Pacjenta.
  • Prof. Maciej Kupczyk z Kliniki Chorób Wewnętrznych, Astmy i Alergii Uniwersytetu Medycznego w Łodzi.
  • Prof. Wioletta Pietruszewska, kierownik I Katedry Otolaryngologii oraz Kliniki Otolaryngologii, Onkologii Głowy i Szyi UM w Łodzi
  • Prof. Brygida Kwiatkowska, krajowy konsultant w dziedzinie reumatologii.
  • Małgorzata Ufnal, Prezes Fundacji Rheuma Active.

Czytaj też:
Wizjonerzy Zdrowia 2025. Relacja z gali wręczenia nagród