Katarzyna Pinkosz: Polacy żyją krócej niż mieszkańcy zachodniej Europy, często z powodów kardiologicznych. To kwestia słabej profilaktyki, ale czy także gorszych możliwości leczenia? Czy może Pan leczyć pacjentów tak, jak wskazują wytyczne?
Prof. Robert Gil, prezes Polskiego Towarzystwa Kardiologicznego: Gdy zaczynałem swoją karierę zawodową, to w Polsce było kilka bardzo dobrych ośrodków, można było leczyć nowocześnie, ale był problem z dostępnością dla pacjentów do najlepszego leczenia. Gdy po 1989 roku okazało się, że coraz więcej ośrodków ma możliwość zakupu nowoczesnego sprzętu, lekarze zaczęli uczyć się w zagranicznych ośrodkach, to okazało się, że polska kardiologia nie odstaje od tego, co na Zachodzie. Program leczenia zawału mięśnia sercowego w Polsce był jednym z najlepszych w Europie. To był ogromny postęp – strukturalny, kadrowy, lekowo-sprzętowy.
Dziś mamy wszystkie najnowsze metody leczenia, choć nie dostęp jest trudniejszy, głównie jeśli chodzi o zabiegi wysoko specjalistyczne, leki najnowszej generacji. Niektóre nowoczesne leki są kosztowne, dlatego dostępność do nich w Polsce jest ograniczona w ramach programów lekowych, np. dotyczy to programu lekowego B.101 (leczenia hipercholesterolemii).
Nie wystarczy mieć jeden zawał, konieczne są dwa zawały serca lub np. jeden zawał serca i udar mózgu. Leki są refundowane, ale ponieważ płatnik obawia się wysokich wydatków, to refundacja jest ograniczona. Pytanie, czy nie lepiej zacząć leczyć wcześniej, by uniknąć drugiego zawału czy udaru, utrzymać pacjenta w lepszej formie, z mniejszym inwalidztwem, żeby mógł pracować.
Ta „za krótka kołdra” w ochronie zdrowia powoduje, że nie wystarcza pieniędzy na wszystkie nowe technologie, które są w każdej dziedzinie. Presja pacjentów i ekspertów, by te nowe technologie wprowadzać, jest bardzo duża, jednak trzeba zwrócić uwagę na to, że choroby sercowo-naczyniowe to pierwszy morderca Polaków – stanowią 37 przyczyn zgonów Polaków. Jeśli do tego dołączymy ponad 25 proc. zgonów z powodu chorób onkologicznych, to okazuje się, że jest to w sumie ponad 60 proc. przyczyn zgonów. A jednocześnie to właśnie w kardiologii i onkologii możemy zmienić ten odsetek zgonów.
Zarówno dzięki profilaktyce, jak wczesnemu stosowaniu nowoczesnych leków?
Tak; prewencja to nie tylko rzucenie palenia, aktywność fizyczna, redukcja masy ciała, ale też diagnostyka laboratoryjna i wczesne leczenie pacjentów z zaburzeniami lipidowymi, zaburzeniami gospodarki węglowodanowej, z otyłością.
Jesteśmy u progu dużych zmian organizacyjnych w kardiologii – wchodzi Krajowa Sieć Kardiologiczna. Jeśli uda się ją wprowadzić, co to zmieni dla pacjenta? Czy pacjent w każdym miejscu Polski będzie miał szansę na tak samo dobrą opiekę kardiologiczną: wczesną, szybką?
PTK uczestniczyło w tworzeniu projektu sieci, mamy nadzieje, że zmieni to funkcjonowanie ochrony zdrowia w zakresie medycyny sercowo-naczyniowej.
Sieć ma ułatwić dostęp do dobrej kardiologii i kardiochirurgii każdemu Polakowi, niezależnie od miejsca zamieszkania. Jest to system, w którym została zapisana konieczność współpracy między kolejnymi piętrami tej sieci.
Rzecz nie w tym, by w jednym ośrodku wykonywać wszystkie zabiegi, a później niech pacjent sam szuka pomocy. Pacjent musi wiedzieć, gdzie ma trafić.
Chcielibyśmy, by jak najwięcej placówek POZ prowadziło skoordynowaną opiekę kardiologiczną: mają one dużo większe możliwości kierowania pacjentów na badania. Część kolejek – nie tylko w kardiologii – jest spowodowana tym, że szpitale to często jedyne miejsca, w których można wykonać pełną diagnostykę. Ludzie czekają, żeby wykonać badania w szpitalu, a te badania można wykonać w ramach POZ czy AOS. Odwrócona piramida świadczeń zdrowotnych to doskonały pomysł, by za te same pieniądze mądrzej i lepiej leczyć pacjentów. Nie maksymalizować liczby procedur, tylko patrzeć na pacjenta. Sieć daje taką możliwość.
Tak więc sieć to lepsza dostępność do leczenia, bliżej domu pacjenta lepsza opieka specjalistyczna, prowadzona nie tylko w szpitalu. Ważne jest też premiowanie jakości. Nie chodzi o to, by wykonać daną procedurę, tylko o to, żeby wykazać, że uzyskano dzięki temu poprawę wyników leczenia, pacjent wyszedł ze szpitala po operacji zdrowszy, a jednocześnie został przekazany do AOS czy POZ z pewnym planem postępowania. Lekarz POZ nie może ograniczać się do wypisywania recept, skierowań.
