– Nie jest łatwo w Polsce mieć dziecko z chorobą rzadką, ale jeśli jest rozpoznanie, to potrafi się przewidzieć obraz choroby – mówi dr hab. n. med. Krzysztof Szczałuba, dyrektor Centrum Doskonałości ds. Chorób Rzadkich i Niezdiagnozowanych WUM w wywiadzie dla NewsMed.
Anna Kopras-Fijołek, NewsMed: Kiedy należy podejrzewać chorobę rzadką?
Dr hab. n. med. Krzysztof Szczałuba: W sytuacjach, które są nietypowe – zarówno u osoby dorosłej, jak i u dziecka. Co to znaczy – sytuacje nietypowe? Pacjent wykazuje pewne rzadkie cechy/objawy kliniczne. Albo – pacjent nie podlega standardowemu leczeniu. Nie leczy się dobrze, z jakiegoś powodu. Być może dlatego, że cierpi na chorobę rzadką, chorobę genetycznie uwarunkowaną. Po pierwsze więc – nietypowość/rzadkość pewnych objawów, po drugie – oporność na standardowe leczenie. To bardzo ważne. Dotyczy to np. dzieci z padaczką. Jeśli jest ona oporna na leczenie, to dla nas również jest to sygnał, że istnieją wskazania do diagnostyki genetycznej.
Co jest szczególnie ważne, jeśli chodzi o możliwości leczenia chorób rzadkich?
Wielokrotnie zastanawiałem się nad tą kwestią. Na pewno ważne jest to, że tych ścieżek poznania różnych aspektów choroby rzadkiej, choroby genetycznej, jeżeli już ją znamy, mamy potencjalnie bardzo dużo. Możemy pobrać komórki od pacjenta i wykonywać eksperymenty badawcze na pobranym materiale w celu określenia ewentualnej wrażliwości na leczenie – oczywiście, po uzyskaniu pozytywnej opinii komisji bioetycznej i samych pacjentów. Możemy wykonać model zwierzęcy np. model mysi choroby i obserwować, na czym polega jej patomechanizm i czym różni się, a w czym jest podobna do objawów u człowieka. Możemy wreszcie próbować leczyć te choroby, wykorzystując znane lub zupełnie nowe preparaty u dzieci i osób dorosłych.
Czytaj też:
Jak leczyć choroby rzadkie? „Jako cywilizowany kraj mamy zobowiązania”
Mamy więc trzy poziomy, na każdym z nich możemy zastosować różne preparaty. Nie koncentrujemy się na jednym uszkodzonym genie lub białku. Wręcz przeciwnie, koncentrujemy się na całym szlaku sygnałowym, którego częścią jest defektywne białko. Możemy więc działać na inne białka lub geny, a zatem pośrednio na zmutowany gen/białko. I to w dobie jeszcze, kiedy możliwości terapii genowej w zdecydowanej większości chorób genetycznie uwarunkowanych jeszcze nie ma.
Czy, kiedy ona się pojawi, będzie to terapia uniwersalna dla wszystkich i wszystkich lecząca?
Muszę powiedzieć, że jeżeli chodzi o rdzeniowy zanik mięśni, stał się cud. Dzieci z rdzeniowym zanikiem mięśni wstały, zaczęły chodzić. Rodzice zaczęli też coraz częściej kierować je na fizjoterapię, bo widzą, że podanie preparatów – też różnych, bo to jest kilka kategorii, to nie jest jeden mechanizm działania – powoduje, że wydaje się, iż potrafimy w tej chwili to schorzenie skutecznie leczyć. Zwłaszcza, że wcześnie już rozpoznajemy rdzeniowy zanik mięśni, który jest objęty przesiewowym badaniem w okresie noworodkowym i w – jego ramach – badaniem genetycznym. Możemy szybko zadziałać skutecznym preparatem. Takich przykładów skutecznego działania mamy więcej, również jeśli chodzi o narząd wzroku. W leczeniu neuropatii Lebera czy kilkunastu innych chorób genetycznie uwarunkowanych.
Trochę trudniej jest nam się „przebić” przez ośrodkowy układ nerwowy. Tam jest wiele różnych warstw komórek nerwowych, w różnych okolicach mózgu, który jest niezwykle złożoną strukturą. Obserwujemy, zwłaszcza w chorobach, które dotyczą nie obwodowego, lecz ośrodkowego układu nerwowego, że efekty terapii, w tym terapii genowej lub innej terapii celowanej – są już różne. Wydawałoby się, że to złoty środek. Nie do końca chyba tak jest lub tak będzie w przyszłości. Stąd ta wielość różnych podejść do terapii, wielość znajdowania różnych ścieżek, różnych sposobów leczenia albo rodzajów preparatów może okazać się kluczowa w perspektywie terapii spersonalizowanej.
To, co my robimy w tej chwili w jednej z chorób ultra rzadkich, to jest tzw. przesiew lekowy (ang. drug screening). Hodujemy komórki, a później te komórki poddajemy ekspozycji na „koktajl” składający się z kilku tysięcy różnych preparatów lekowych, które są już dostępne.
Możemy wówczas zaobserwować, jak zmienia się morfologia komórek: które z nich wracają do obrazu komórek zdrowych, a które pozostają chore. Być może ten preparat, który sprawia, że komórki morfologicznie zbliżają się do komórek zdrowych, wybierzemy później jako skuteczną opcję terapeutyczną. Tych ścieżek jest więc bardzo dużo. Brak wprowadzenia w życie podstawowych elementów Narodowego Planu dla Chorób Rzadkich sprawia, że nie jest łatwo mieć w Polsce dziecko z chorobą rzadką, ale jeśli jest rozpoznanie, to potrafi się przewidzieć obraz choroby. Dodatkowo, jeżeli jest odpowiednia samoorganizacja ze strony rodziców w postaci dynamicznych fundacji/stowarzyszeń oraz wówczas, kiedy trafi się na lekarzy/terapeutów, którzy są profesjonalistami i pasjonatami w swoim zawodzie, można naprawdę wiele dla dzieci i dorosłych z chorobą rzadką zrobić.
Czytaj też:
„Zrobienie posiłku jest jak wejście na Everest”. Jest przełom w leczeniu