Kardiolog: Serca Polaków nigdy nie były łatwe. „Jesteśmy dobrzy, ale w sprincie”

Kardiolog: Serca Polaków nigdy nie były łatwe. „Jesteśmy dobrzy, ale w sprincie”

Dodano: 
Prof. Robert Gil
Prof. Robert Gil Źródło: Ars Lumen/ Piotr Woźniakiewicz
Jako społeczeństwo jesteśmy rozedrgani, bo chcemy wszystko „już”, „teraz”, „więcej”. W nagłych sytuacjach Polak zrobi wszystko, nie kalkulując, czy to się opłaca. Jeśli jednak chodzi o dłuższy bieg, to zaczynamy mieć problemy. Mam rzucić palenie? „To zapalę ostatniego papierosa, a potem się zastanowię” – mówi prof. Robert Gil, prezes Polskiego Towarzystwa Kardiologicznego.

Katarzyna Pinkosz: Ponad 25 lat leczy Pan serca Polaków. Czy w ciągu tych 25 lat serca Polaków się zmieniły?

Prof. Robert Gil, prezes Polskiego Towarzystwa Kardiologicznego: Serca Polaków nigdy łatwe nie były. To jest strasznie trudne pytanie... pierwszy raz udało się zadać Pani pytanie, które mnie zaskoczyło...

Ze względów emocjonalnych powiedziałbym: te serca są inne. Jest w nas bardzo dużo więcej emocji, niestety, zwłaszcza tych złych. Jako społeczeństwo jesteśmy rozedrgani, bo chcemy wszystko „już”; chcemy „teraz”; chcemy „więcej”. Od 1989 roku nasz kraj wykonał przyspieszony marsz. Ale my dziś nie chcemy dorównywać, chcemy mieć tyle samo, chcemy mieć więcej niż inni. Te wszystkie emocje przekładają się na układ sercowo-naczyniowy.

A jak te emocje wpływają na nasze serce? A także na pracę kardiologa?

Muszę powiedzieć, że dziś z pacjentami pracuje się trudniej. Pacjenci są ewidentnie bardziej nastawieni na to, by ich potrzeby były rozwiązane szybko, sprawnie, a jednocześnie, żeby kosztowały ich jak najmniej wysiłku – stąd takie trudności z prewencją. Ratujemy i naprawiamy to, co się już wydarzyło, a nie mamy czasu na to, żeby zabezpieczyć się przed wystąpieniem epizodu sercowo-naczyniowego.

Te emocje, które są w rozedrganym społeczeństwie, powodują, że na pewno rośnie odsetek pacjentów z nadciśnieniem tętniczym. Mówimy, że 11 mln Polaków ma nadciśnienie tętnicze, ale to są wyniki z przeprowadzonych przed wieloma laty badań epidemiologicznych. Dziś śmiem twierdzić, że przypadków nadciśnienia tętniczego jest więcej. Czekamy na nowe badania epidemiologiczne.

Mamy też coraz większy problem z otyłością: to jeden z głównych czynników chorób sercowo-naczyniowych. Większość osób dorosłych ma nadwagę i otyłość. Pod względem otyłości polskie nastolatki są na pierwszych trzech miejscach w Europie, a w niektórych kategoriach wiekowych nawet zajmują niechlubne pierwsze miejsce. Co więcej: obserwujemy nawrót palenia papierosów, a przecież wcześniej liczba Polaków palących papierosy spadała. Obecnie zmieniła się struktura palenia. Są „miłe w zapachu” e-papierosy, podgrzewacze. Niby „mniej toksyczne”, ale nikt nie wie, o ile mniej i czy na pewno mniej. I znów okazuje się, że prawie 25 proc. Polaków jest uzależnionych od nikotyny. Palą coraz młodsi, palą kobiety – bo „w towarzystwie”, bo „to nie to samo, co dawne papierosy”. Ale skutki dla zdrowia wcale nie muszą być mniejsze.

Patrząc na zmiany po 1989 roku: można powiedzieć, że żyje nam się lepiej, ale niekoniecznie wyszło nam to na zdrowie?

Zdecydowanie. Gdy chodziłem do szkoły, zajęcia z WF traktowałem jak coś normalnego. Dziś wiele dzieci przynosi zwolnienia, bo się zmęczy, spoci, bo będzie jakiś uraz… Lepiej załatwić zwolnienie. I pojawia się otyłość, choroby sercowo-naczyniowe.

To jakie dziś są serca Polaków?

Na pewno są pojemne. W nagłych sytuacjach Polak zrobi wszystko: nie kalkulując, czy to się opłaca, bo emocjonalnie jesteśmy dobrymi ludźmi. Jeśli jednak chodzi o dłuższy bieg – już nie mówię o maratonie – to zaczynamy mieć problemy. Jesteśmy niecierpliwi, szybko zapominamy o założeniach, staramy się w bardzo dziecinny sposób sami siebie wytłumaczyć: „zrobię to jutro”. Mam rzucić palenie? „To zapalę ostatniego papierosa, a potem się zastanowię”. Mam pójść na spacer? „Deszcz pada, albo będzie padał”…

Brakuje nam pewnej stanowczości, wytrwałości, cierpliwości w dbaniu o własne zdrowie, czyli naszego wysiłku wykonanego zanim pojawią się objawy choroby.

Leczy Pan pacjentów, którzy wymagają pilnego leczenia, czasem wykonania operacji, żeby żyć. Dlaczego do tego dochodzi? Przecież doskonale wiemy, że należy być aktywnym, dbać o dietę…

Nie ma dwóch takich samych odpowiedzi. Różni nas nie tylko płeć i wiek, ale też geny. Może to działać pozytywnie w rodzinach, w których to „przepracowano”, gdzie np. ojciec zginął wcześnie z powodu zawału serca. Potem ta opowieść niesie się w rodzinie: „Miałem 5, 7 lat, gdy ojciec zmarł na serce”. Część osób wykona badania kontrolne, bo nie chce swoich dzieci zostawić w takiej sytuacji. Ale nie wszyscy to robimy. Bo Polak wie, że w genetyce nie jest 1:1, a póki coś nie boli, to odsuwamy badania na później. Na pewno wiele zależy od poziomu wykształcenia: osoby bardziej wykształcone szybciej dochodzą do wniosku, że trzeba dbać o siebie.

Ale ważna jest też sytuacja finansowa. Ktoś, kto żyje z dnia na dzień – nieraz jest mu trudno, brakuje mu determinacji, żeby zmienić styl życia.

A jeśli chodzi o zdrowie, to niestety w przypadku chorób sercowo-naczyniowych kolejki w przychodniach rejonowych, kolejki do zabiegów: nie maleją, one się wydłużają.

Czytaj też:
Coraz dłuższe kolejki w kardiologii. Prof. Gil: Ci pacjenci nie mogą czekać