W ostatnim czasie doszło do kilku tragicznych wypadków z udziałem kilkuletnich dzieci. W Olsztynie zmarło 2,5-letnie dziecko po zatruciu środkiem chemicznym do zwalczania gryzoni. Z podobnego powodu życie stracił dwulatek spod Tomaszowa Lubelskiego, na początku listopada trzyletnia dziewczyna zmarła w szpitalu w Nowym Tomyślu. Dodatkowo pod koniec października do szpitala w Warszawie trafiła dwójka dzieci z objawami silnego zatrucia.
Wszystkie te zdarzenia łączy jeden mianownik – nieodpowiednie użycie bardzo silnego środka do zwalczania pasożytów, a także gryzoni. „Te środki zabijają wszystko, co oddycha powietrzem” – mówi ekspert, Ziemowit Rudy, Dyrektor ds. Klientów Sieciowych i Strategicznych w firmie Rentokil, zajmującej się profesjonalnym zabezpieczeniem przed szkodnikami.
Te środki zabijają wszystko, co oddycha powietrzem
Adrian Dąbek, NewsMed: Czy zaskoczyła pana skala tych zdarzeń? Doszło do kilku tragicznych przypadków w bardzo krótkim okresie.
Ziemowit Rudy: Szczerze mówiąc, niespecjalnie. Biorąc pod uwagę, ile tego sprzedaje się w internecie przez portale wysyłkowe, więc musiało się to prędzej czy później skończyć czymś takim.
Co jest powodem? Brak wyraźnych regulacji pozwalających na sprzedaż tak niebezpiecznych dla zdrowia środków?
Regulacje są, tylko są jednocześnie luki w prawie. Jeżeli takie środki mogłyby być sprzedawane tylko wyspecjalizowanym firmom, oficjalnie zarejestrowanym albo takim, które mają pozwolenia do stosowania tego typu środków, to nie mogliby tego kupić ludzie, którzy takich uprawnień nie mają. To trochę tak jak z bronią. Jeżeli ktoś chce kupić pistolet, to musi pokazać pozwolenie. Natomiast tutaj wystarczy, że kupujący złoży oświadczenie, że posiada kwalifikacje i może ten środek kupić.
Czy te środki mają wyraźne oznaczenie, że nie powinny być stosowane przez osoby nieupoważnione?
Każdy niebezpieczny preparat jest bardzo wyraźnie opisany. Ma ostrzeżenie na etykiecie, i w karcie charakterystyki produktu, że jest bardzo toksyczny. Po drugie w specyfikacji jest napisane m.in. o fumigacji, czyli że preparat wydziela gaz, o tym, że to środek przeznaczony do stosowania wyłącznie przez osoby posiadające specjalistyczne szkolenia i uprawnienia, że jest produktem biobójczym i należy używać go z zachowaniem środków szczególnej ostrożności, w tym przy aplikacji używać specjalistycznych masek przeciwgazowych wyposażonych w specjalne filtry oddechowe klasy B, używać specjalnych kombinezonów ochronnych oraz rękawic.
Dodatkowo w opisie produktu dołączonym przez sprzedawcę z internetu, który mam przed oczami, a który jest przeznaczony do fumigacji zbóż, silosów i magazynów zbożowych dopisane zostało, że zabija krety. I to jest prawda, że ten środek zabija wszystko co oddycha powietrzem, nie można go bezkarnie stosować w dowolnym środowisku w niekontrolowany sposób. Właśnie takie bezmyślne i pozbawione rozsądku używanie specjalistycznej trucizny jest powodem ostatnio nagłośnionych przez media tragedii.
Wszystko więc polega na deklaracji kupującego, że jest fachowcem i przeszedł odpowiednie szkolenie.
To tak jakby ktoś wszedł do sklepu i powiedział, że ma pozwolenie na broń, więc proszę mi sprzedać karabin, pistolet czy granat, bo ja jestem uprawniony. Oświadczam, że jestem. I kupuje coś, co zabija bez problemu. Ale jest regulacja prawna, która mówi o tym, kto to może nabyć. Jest też regulacja prawna o tym, kto i w jaki sposób to może sprzedać, co więcej są również regulacje kto i w jaki sposób przy użyciu specjalistycznego transportu może przewozić tak niebezpieczne substancje, konieczne są uprawnienia ADR.
Czytaj też:
75 proc. Polek jest zatrutych arsenem. To zwiększa ryzyko raka i śmierci
Ale weźmy pierwszy z brzegu sprzedażowy portal internetowy, nie będę wymieniał nazwy, ale jest bardzo znany i często używany. To nie anonimowa strona. Ten szkodliwy produkt można kupić za 143 zł i 50 groszy. W dodatku jest źle opisany, bo jest mowa o tym, że to środek do fumigacji ziarna i na krety, co jest dużym nadużyciem. Co prawda producent w etykiecie produktu podaje informacje, że preparat może być w specyficznych sytuacjach oraz w szczególnych miejscach używany do zwalczania gryzoni, ale taka wiedza powinna być dostępna tylko dla specjalistów, którzy dokładnie i ze zrozumieniem czytają dokładnie całą dokumentację techniczną produktów biobójczych.
Ten produkt jest środkiem owadobójczym i gryzoniobójczym w formie pastylek emitujących gaz drogą reakcji chemicznej. Jest preparatem o działaniu gazowym przeznaczonym głównie do fumigacji i dezynsekcji ziarna zbóż, pszenicy, jęczmienia, żyta, pszenżyta, owsa prosa, sorgo i nasion grochu oraz materiału siewnego w magazynach przechowywania, w komorach elewatorów, w silosach na barkach, w ładowniach statków oraz w kontenerach. Taka jest informacja na opakowaniu.
Wyraźnie zatem widać, że to się nie nadaje do stosowania w warunkach domowych. Z jakiego powodu?
Przede wszystkim chodzi o szczelność. To jest preparat, który można używać w środowisku kontrolowanym, czyli takim, gdzie można mieć faktyczną kontrolę nad przebiegiem procesu tego gazowania. To jest środek ochrony roślin, do zwalczania szkodników zbożowych. Stosuje się go m.in. w stalowych i betonowych silosach czy w zbożowych magazynach płaskich, lub w specjalistycznych hermetycznych komorach przeznaczonych do tego celu oraz w młynach gdzie można wyznaczyć ochronną strefę bezpieczeństwa, ogrodzić taśmami teren wokoło obiektów, w których wykonywane są zabiegi gazowania tak, żeby ludzie mieli do nich dostępu.
Powinna być też informacja, że odbywa się usługa gazowania i nie należy podchodzić, do zagrożonej i oznakowanej strefy. Osoba, która rozkłada tego typu preparat, musi być wyposażona w odpowiedni sprzęt BHP, czyli maskę przeciwgazową z określonym filtrem, nie z jakimkolwiek przeciwpyłowym filtrem, tylko filtrem, który zabezpiecza drogi oddechowe przed działaniem gazu. Musi mieć też szczelny kombinezon. Dodatkowo trzeba poinformować straż pożarną, że prowadzone są takie zabiegi, ponieważ opary tego gazu są łatwopalne i mogą spowodować eksplozję.
A po trzech do pięciu dniach (w zależności od warunków pogodowych) następuje proces rozgazowywania, czyli znowu osoba ubrana w odpowiednie środki ochrony osobistej wietrzy poddany zabiegowi obiekt w odpowiedni sposób, zbiera resztki użytych preparatów i oddaje do właściwej utylizacji, włącznie z opakowaniem nie zapominając o przewożeniu ich odpowiednim transportem z atestem ADR.
Jeżeli pojawią się gryzonie, to zdechną i wszystko, co tam wejdzie. Koty, psy, także ludzie.
Czyli w tych ostatnich przypadkach śmiertelnych z udziałem dzieci, dziecko weszło do piwnicy, w której ktoś położył ten środek?
To dziecko nawet nie musiało tam wejść. Wystarczy, że piwnica była nieszczelna. Albo z piwnicy, w której jest kotłownia i piec, przebiegają rury, którymi ciepło rozprowadzane jest po domu. To jest gaz. Podam przykład z benzyną. Jeżeli rozlejemy ją w piwnicy, to czuć ją na parterze i pierwszym piętrze. Jeżeli czujemy opary, to znaczy, że z tej piwnicy gaz się w jakiś sposób przedostaje.
To są środki przeznaczone do stosowania w magazynach, komorach elewatorów, w silosach, na barkach, w ładowniach statków oraz kontenerach. To jest wyraźnie napisane na opakowaniu. Więc jak ktoś rozkłada to w piwnicy, to łamie wszelkie możliwe zasady bezpieczeństwa.
A jeżeli podejrzewamy, że doszło do kontaktu z tym gazem przez wdychanie, to co robimy?
Trzeba jak najszybciej do szpitala. W standardowym przypadku należy też wziąć opakowanie tego, czym się ktoś zatruł. Ale jeżeli to jest preparat, który wydziela gaz i jest to opakowanie aluminiowe, to należy wykonać szybko zdjęcie etykiety i jak najszybciej jechać na SOR i to na sygnale, od razu na OIOM. Nic więcej się nie da zrobić. Nie powinno się nawet przeprowadzać sztucznego oddychania metodą usta-usta bo gaz zgromadzony w płucach poszkodowanego może również poważnie zaszkodzić osobie udzielającej pomocy. Sztuczne oddychanie wolno zrobić tylko za pomocą specjalistycznego sprzętu. Jeżeli nie doszło do mocnego zatrucia, jest szansa na przeżycie. A jeżeli stężenie gazu i czas ekspozycji były duże, to niewiele można zrobić.
Podobne środki były stosowane w czasie II wojny światowej przez nazistów w komorach gazowych.
To są środki, które działają na metabolizm tlenu w organizmie i zabijają w szybki sposób. A dzieci są bardziej podatne dlatego, że mają inną wydolność oddechową niż osoby dorosłe i mniejszą pojemność płuc. Mniej preparatu muszą pobrać, żeby faktycznie doszło do poważnego zatrucia. Dlatego to dzieci najczęściej padają ofiarami tego typu środków. Rodzice lądują na OIOM i mają szanse przeżyć.
Czytaj też:
Cukrzyca, kiła i pożar. Jak umierali polscy królowie?
Na początku wspomniał pan o lukach w prawie. Jak zatem należy je ograniczyć?
Po pierwsze należałoby w znacznym stopniu zaostrzyć weryfikację tego, czy osoba, która to nabywa, faktycznie ma uprawnienia, czyli powinna przedstawić dokument potwierdzający, że posiada stosowne uprawnienia, a nie tylko oświadczać. Chociaż dzisiaj można każdy dokument podrobić. Więc może należałoby stworzyć listę rządową osób z kwalifikacjami wymaganymi przy zakupie, którą się sprawdza przy sprzedaży. Sprawdzać, czy ktoś jest na liście, czy zdał wcześniej państwowy egzamin, kto wydał certyfikat.
A przede wszystkim zakazać sprzedaży przez Internet. Już sama droga od sprzedającego do paczkomatu czy na adres domowy, to już jest naruszenie prawa, ponieważ tego typu środki mogą być przewożone środkami transportu przeznaczonymi do przewożenia środków bardzo toksycznych. Nie można tego przewozić czymkolwiek. Więc jeżeli ktoś to sprzedaje i wkłada do paczkomatu bombę chemiczną zdolną zabić wielu ludzi, to już popełnia przestępstwo.
To jest narażenie życia. Tego typu środki należy traktować jak broń chemiczną.