Katarzyna Pinkosz, „Wprost”: Polacy deklarowali, że ochrona zdrowia powinna być jednym z najważniejszych tematów w kampanii wyborczej. Jest Pan zadowolony z tego, jak partie polityczne chcą zmieniać ochronę zdrowia?
Prezes Łukasz Jankowski: Od pewnego czasu obserwujemy, że partie polityczne stronią od tematu zmian w ochronie zdrowia. Wydaje się, że to „gorący kartofel”, a ten, kto ma pomysł na ochronę zdrowia, musiałby podejmować niepopularne decyzje. Partie tego nie robią, dlatego jesteśmy zarzucani pomysłami w stylu: żywienie w szpitalach, tanie leki.
To jest myślenie życzeniowe: leki mają być tanie, jedzenie w szpitalach smaczne, a szpitale mają dobrze działać. Powtarzanie tego jak mantry niczego jednak nie załatwia.
Po wyborach system ochrony zdrowia pójdzie w dobrym kierunku?
Zmiana w systemie ochrony zdrowia zostanie wymuszona przez pacjentów i fakt, że jesteśmy w przededniu rewolucji technologicznej i informacyjnej. Niestety, wydaje się, że politycy nie mają ambicji, by wnieść istotny wkład w tę rewolucję i zmianę systemu ochrony zdrowia.
Doprowadzono do tego, że instytucje państwowe, które podają dane, część polityków uznaje za działające politycznie. Podważane są raporty GUS, NIK. Jeśli instytucje państwowe podają dane, którym się nie wierzy, to trudno mówić o porozumieniu ponad podziałami, skoro nie mamy nawet bazy wiedzy i diagnozy.
Jak rewolucja cyfrowa wymusi zmiany w ochronie zdrowia?
Rewolucja cyfrowa zacznie się oddolnie. Pacjenci będą wybierali przychodnie, gdzie będzie można zapisać się na wizytę internetowo, będą przypomnienia po wizycie, system będzie bardziej dla ludzi.
Zmiany wymusi również system prywatny, który jest bardziej rozwinięty cyfrowo. Nowoczesne technologie sprawią, że zupełnie inna będzie praca lekarza. Już dziś część lekarzy pyta, czy warto jako specjalizację wybierać radiologię, czy nie będzie to domena sztucznej inteligencji. Będzie dużo narzędzi, które podpowiedzą diagnozę, musimy jednak być bardziej krytyczni w stosunku do technologii.
Trzeba zmienić standard kształcenia, podejście lekarza do pacjenta, który musi być traktowany indywidualnie. Trzeba stawiać na profilaktykę zdrowotną, pokazywać korzyści z niej. Uważam, że skoro profilaktyka oznacza korzyści zarówno dla pacjenta, gdyż on nie zachoruje lub będzie zdiagnozowany wcześniej, jak dla systemu i dla pracodawcy, to warto uznać, że jest ona jednym z obowiązków pracowniczych. Uważam, że profilaktykę zdrowotną należy włączyć do uzyskiwania pozwolenia na pracę od lekarza medycyny pracy. Myślę tu przede wszystkim o badaniach profilaktycznych: morfologii, mammografii, kolonoskopii, cytologii – mógłby na nie kierować lekarz medycyny pracy.
Na temat badań profilaktycznych w medycynie pracy toczy się od wielu lat dyskusja. Jednak żadna partia polityczna tego nie wprowadziła i nie ma też w swoich postulatach.
Bo jest to mocno niepolityczny postulat, pojawiłyby się głosy o ograniczeniu wolności. Tyle że zysk dla pacjenta i dla systemu jest tak duży – a my jesteśmy w ogonie Europy, jeśli chodzi o profilaktykę – warto byłoby to zrobić, by potem rozmawiać na temat edukacji zdrowotnej w szkołach. Wtedy za kilkanaście lat nie będą potrzebne rozwiązania uzależniające pozwolenie na pracę od wykonania badań profilaktycznych.
Co jeszcze dla lekarzy jest ważne, jeśli chodzi o zmiany w systemie ochrony zdrowia? Protestujecie…
Dużo mówi się o tym, że brakuje lekarzy, pielęgniarek, niewiele o tym, co lekarz miałby robić.
Ponad 80 proc. czasu pracy lekarza to biurokracja. Nasza praca byłaby optymalniej wykorzystana, gdyby wprowadzić informatyzację. Marzymy o asystentach lekarza, o asystentach pacjenta, który wspomagałyby pacjenta; marzymy o asystentach zdrowienia.
Ważna jest optymalizacja wykorzystania kadr medycznych, by pielęgniarki zajmowały się opieką, asystenci byli asystentami, a lekarze, by zajęli się leczeniem.
Nikt dziś menedżerowi w fabryce nie mówi, ilu ma mieć pracowników, tylko stawia się konkretne cele. Podobnie jest w medycynie – nie mówmy o tym, ilu lekarzy i pielęgniarek ma pracować w szpitalu, tylko o efektach zdrowotnych. Chcielibyśmy mieć jasne i przejrzyste rejestry: w którym szpitalu jak się leczy. Najlepsze szpitale powinny być nagradzane, a zespoły ze słabszych szpitali – wysyłane na przeszkolenie do tych najlepszych. Dziś ten system działa tylko na zasadzie poczty pantoflowej – pacjenci mówią jedni drugim, gdzie lepiej się leczy. Tak nie powinno być.
Jest już ustawa o jakości, ma premiować najlepsze szpitale.
Tak, ale nie wiemy, jak będą wyglądały jej zapisy, cały czas zresztą mówi się o karach, w prokuraturach są jednostki ds. błędów medycznych. Trudno wyobrazić sobie, by jedną ustawą przestawić system z karania do nagradzania i szkolenia. Moim zdaniem jedna ustawa tego nie zmieni. Potrzeba wielu lat.
Naczelna Izba Lekarska najlepiej wie, ilu jest w Polsce lekarzy? No właśnie: ilu ich w Polsce jest? I czy to za mało?
W rejestrze mamy ponad 200 tys. lekarzy, ok. 160 tys. z nich pracuje w systemie ochrony zdrowia, ponad 90 tys. – w szpitalach. Lekarze pracują jednak w wielu miejscach, nie mamy danych, na jaką część etatu lekarz pracuje w danym miejscu. Lekarze emeryci są też aktywni zawodowo. Tylko 4 proc. lekarzy emerytów zupełnie nie praktykuje.
Protestujecie przeciw powstawaniu nowych wydziałów lekarskich na uczelniach niemedycznych, choć Ministerstwo Zdrowia zapewnia, że są normy kształcenia, a jakość edukacji sprawdzi lekarski egzamin końcowy.
Dziś mamy wiele uczelni, które nie mają żadnej opinii Państwowej Komicji Akredytacyjnej, są uczelnie z opinią negatywną. Puszczono kształcenie na żywioł. Mówi się, ze brakuje lekarzy, ale nie wiemy, jak lekarz miałby funkcjonować w systemie. Obiecuje się pacjentom poprawę dostępności do lekarzy, my przewidujemy, że to nie nastąpi, jeśli nie zmieni się funkcjonowanie całego systemu, bo absolwenci nie będą wybierać pracy w publicznym systemie ochrony zdrowia.
Diagnoza Szpitalnictwa 2023 pokazała, że 77 proc. lekarzy pracujących w szpitalach planuje odejście ze szpitali. To katastrofalne dane.
Nawet jeśli pojawi się więcej lekarzy, to nie będą mieć powodu, by zostawać w szpitalach. To reforma nieprzemyślana, nieopierająca się na jakości, tylko na widzimisię jednego czy dwóch ministrów. Tworzy ona w prawie-szkołach prawie-lekarzy. Jesteśmy oburzeni i przerażeni kształceniem w bufecie, dojeżdżaniem po 200 km na zajęcia, zajęciami w dużej części online. Bo na końcu tego wszystkiego jest pacjent.
Zamiast kształcić więcej lekarzy, lepiej wykorzystać inne zawody medyczne?
Kształcenie większej liczby lekarzy jest konieczne, ale trzeba postawić na lepsze wykorzystanie kadr medycznych i kształcić z głową, na uczelniach, które potrafią to robić. Być może warto byłoby zmniejszyć liczbę kształconych studentów anglojęzycznych na uczelniach państwowych, zainwestować w to, by te miejsca zajęli studenci polskojęzyczni. Dałoby się to zrobić, rektorzy są na „tak”.
Gdyby miał pan podpowiedzieć politykom, co jest dziś najważniejsze w systemie ochrony zdrowia: co by to było?
Dla nas najważniejsze są dwie kwestie: ucywilizowanie kształcenia, czyli zamknięcie uczelni, które nie spełniają norm PAKA, wprowadzenie nowych standardów jakości kształcenia lekarzy, jakość leczenia pacjentów oraz wprowadzenie systemu no-fault (wyłączenie odpowiedzialności medyków za nieumyślne błędy medyczne – przyp. red.).
Czytaj też:
Łukasz Jankowski: System ochrony zdrowia upada powoli, Polacy już żyją krócejCzytaj też:
Jak rozwiązać problemy ochrony zdrowia w Polsce? Debata Naczelnej Izby Lekarskiej
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.