W pierwszej kolejności zmieniłbym obecny NFZ w ten sposób, że albo bym go podzielił i wprowadził konkurencję albo wprowadziłbym konkurencję do NFZ-u, zapraszając duży kapitał międzynarodowy. Pacjent musi mieć wybór, więc NFZ musi mieć konkurencję – mówi Krzysztof Łanda, ekspert ds. systemu ochrony zdrowia, lekarz, w latach 2015-2017 wiceminister zdrowia odpowiedzialny za politykę lekową i refundację.
Adrian Dąbek, NewsMed: Raport państwa Fundacji, Barometr WHC, pokazał, że kolejki do lekarzy w Polsce robią się coraz dłuższe. Dane z ubiegłego roku wskazywały, że były najdłuższe, odkąd badania są robione. Dlaczego tak się dzieje?
Krszysztof Łanda, założyciel Fundacji Watch Health Care, wiceminister zdrowia w latach 2015-17: Dzieje się dlatego, że ten system jest dysfunkcyjny. Mimo że mamy wielokrotnie więcej pieniędzy niż 20 lat temu, przypominam, że w 2004 r. budżet NFZ-u wynosił niecałe 30 mld zł, a teraz wynosi ponad 200, to kolejki są dwa razy dłuższe niż były jeszcze 10 lat temu.
Jedną z głównych przyczyn jest to, że mamy do czynienia z monopsonem NFZ – w takiej sytuacji NFZ nigdy nie będzie dbał o efektywność i wydajność tej opieki zdrowotnej. On po prostu finansuje infrastrukturę, a ta infrastruktura, niemalże bez kontroli, po prostu się rozrasta. Polacy myślą, że otworzenie nowego szpitala czy nowego oddziału albo zakup nowego sprzętu jest zawsze dobre i pożądane, ale zakupiony sprzęt medyczny sam z siebie nie będzie leczyć ludzi.
Wydajemy pieniądze na rozrastającą się infrastrukturę, której potem NFZ nie kontraktuje – po prostu nie ma pieniędzy na wykonywanie świadczeń przy jego użyciu.
Sale operacyjne, zamiast pracować przynajmniej 10-20 godzin dziennie, pracują 2 godziny i koniec. A pod koniec roku lekarze nudzą się i nie wykonują operacji, ponieważ NFZ nie ma pieniędzy na finansowanie świadczeń.
Niedawno przeczytałem artykuł, w którym była bardzo dobra diagnoza, że lobby lekarskie ma się świetnie, że ci, którzy produkują wyroby medyczne i którzy zarabiają na rozrastającej się infrastrukturze, też mają się świetnie, natomiast ten trzeci, najważniejszy gracz i teoretyczny beneficjent systemu, czyli pacjent, ma się bardzo słabo.
Pacjent bynajmniej nie jest w centrum systemu. Mimo na przykład szumnych zapowiedzi ministra Szumowskiego, nigdy w Polsce nie było value based healthcare. Pacjent będzie zawsze niepotrzebnym elementem całego systemu, dopóki nie będzie miał wyboru, a NFZ nie będzie miał konkurencji.
Musi nastąpić upodmiotowienie pacjenta, czyli pacjent musi mieć wybór, gdzie zaniesie swoją składkę zdrowotną. Dzisiaj pacjent nie ma żadnego wyboru, a NFZ jest upolitycznioną i zdecydowanie nadregulowaną instytucją.
Lekarze mają podwyżki zagwarantowane coroczną waloryzacją, to się nie powinno przełożyć na większość dostępność, czyli skrócenie kolejek?
Jeszcze raz mówię – według mnie NFZ jako monopson nie będzie dbał o wydajność tego systemu. Dopiero konkurencja do NFZ-u podziała na niego ozdrowieńczo. Bez konkurencji, bez możliwości wyboru dla pacjenta, gdzie swoją składkę zdrowotną zaniesie, nic się nie poprawi.
System dalej będzie osiadał jak kompost i będzie coraz bardziej dysfunkcjonalny.
Czytaj też:
Wiceprezes NFZ Jakub Szulc: Jest pomysł na skrócenie kolejek
Dane o długości kolejek i dostępności do specjalistów oficjalnie raportowane, czy też planowane jak choćby w wyszukiwarce NFZ-u się różnią nieco od tych danych wynikających z państwa Barometru. Z czego to wynika?
Kilkanaście lat temu ukazał się artykuł, pt. „Mniemanologia stosowana”, w którym prześledziliśmy (oprócz mnie jeszcze Konrad Maruszczyk i Bartosz Sękiewicz), jak wygląda raportowanie do NFZ-u kolejek u poszczególnych świadczeniodawców. No bo ustawa niby jest, ale papier wszystko zniesie. Można zapisać w ustawie, że krowy mają latać, ale to nie znaczy, że krowy polecą.
Zresztą sam NFZ niedawno ogłosił, że przygotowuje nowy, lepszy system sprawozdawania kolejek, to jaki jest ten obecny?
We wspomnianym artykule wskazaliśmy m.in., że jeżeli świadczeniodawca nic nie zaraportował, to NFZ przyjmował wartość kolejki dodanego świadczenia jako zero, czyli bez kolejki.
W naszym Barometrze od 2012 r. monitorujemy tzw. świadczenia wskaźnikowe – przynajmniej raz do roku sprawdzamy, jaki jest czas oczekiwania u świadczeniodawców w całej Polsce. Zewnętrzni ankieterzy dzwonią do placówek medycznych jako pacjenci z konkretną potrzebą zdrowotną i pytają o termin konkretnej wizyty – u specjalisty, na badanie czy na zabieg.
To jest bardzo obiektywne badanie. Daje bardzo precyzyjne wyniki, jeśli chodzi o średni czas oczekiwania do wszystkich świadczeń wskaźnikowych, które monitorujemy. Zmiana tego czasu oczekiwania jest moim zdaniem najważniejszym wskaźnikiem, w jakiej kondycji jest system opieki zdrowotnej w Polsce i jak politycy sobie radzą, albo raczej sobie nie radzą, z zarządzaniem opieką zdrowotną.
Znalazł się pan w gronie ekspertów w radzie ds. ochrony zdrowia w zespole deregulacyjnym Rafała Brzoski.
Jestem liderem tak zwanego streamu Zdrowie. W naszej Radzie jest też Dorota Korycińska i Tomasz Zieliński, ale wspiera nas wielu innych ekspertów. Zaangażowało się już kilkadziesiąt osób, które pracują w zespołach, zajmują się konkretnymi problemami, deregulacjami czy absurdami.
Eksperci też mogą przedstawiać swoje propozycje. Gdyby pan miał jakiś pomysł, a raczej na pewno pan ma, na skrócenie kolejek z szansą na faktyczną realizację, to co by to było?
W pierwszej kolejności zmieniłbym obecny NFZ w ten sposób, że albo bym go podzielił i wprowadził konkurencję do tych powstałych części, żeby po podziale NFZ, te – nazwijmy umownie – kasy chorych, cztery do sześciu w całej Polsce, mogły ze sobą konkurować na obszarze całego kraju, a następnie albo wszystkie, albo niektóre z nich bym sprywatyzował.
Albo bym zrobił w ten sposób, że wprowadziłbym konkurencję do NFZ-u, zapraszając duży kapitał międzynarodowy, ubezpieczeniowy, czy reasekuracyjny do zainwestowania w takie NFZ-y Bis, podobne instytucje, które by konkurowały z NFZ o składkę podstawową i to oczywiście też wiązałoby się z bardzo dużymi inwestycjami w Polsce.
Tak jak mówiłem, pacjent musi mieć wybór, więc NFZ musi mieć konkurencję.
Co można jeszcze zrobić? Trwają prace dotyczące e-rejestracji, ale jestem sceptycznie do nich nastawiony. Ministrowie od dawna zapowiadali tak zwaną e-rejestrację i nigdy jej nie wprowadzili dlatego, że politycy nie chcą pokazać Polakom, jak wielki jest to problem – przecież kolejki są objawem bankructwa NFZ.
Są trzy objawy podstawowej choroby systemu. Pierwszy to są kolejki, drugi to korzystanie z przywileju, czyli ze znajomości – politycy w Polsce nie stoją w kolejce jak Nowak czy Kowalski. Dopóki będzie ten równoległy system dla polityków, który jest dostępny od ręki, to nie sądzę, żeby politycy realnie chcieli coś zmienić.
A trzecim objawem tej patologii jest korupcja, jawna i zawoalowana, która w ochronie zdrowia jest powszechna.
To są trzy objawy choroby, którą jest dysproporcja pomiędzy zawartością koszyka świadczeń gwarantowanych a wielkością środków na jego realizację. Deficyt środków jest zawsze względny i trzeba go odnosić do zawartości koszyka. U nas natomiast do koszyka wpisano zbyt wiele świadczeń – łatwo wpisuje się nowe świadczenia do koszyka czy buduje nowe szpitale, a znacznie trudniej zapewnić dla nich odpowiednie finansowanie. Dodatkowo koszyk jest dziurawy, bo nie jest zdefiniowany za pomocą technologii medycznych, tak jak koszyki w krajach, które są liderami, które mają najlepsze systemy opieki zdrowotnej, jak Holandia i Szwajcaria w Europie, czy jak Australia i Singapur na świecie. Tam koszyki są zdefiniowane za pomocą technologii medycznych. U nas wprawdzie części lekowe koszyka są zdefiniowane za pomocą technologii medycznych, czyli za pomocą kolokacji: wskazanie-interwencja, wskazanie-interwencja, natomiast części nielekowe są bardzo słabo zdefiniowane i tam pieniądze publiczne wyciekają w piach.
Jestem przeciwnikiem zwiększania środków na opiekę zdrowotną w takim kształcie jak dziś. To są pieniądze wyrzucane w błoto, to nic nie daje pacjentom, te pieniądze są nieracjonalnie wydatkowane, marnowane, wypływają z Polski.
Padło słowo „prywatyzacja”. To w kontekście systemu ochrony zdrowia jest nie do przyjęcia dla części decydentów i dla części pacjentów.
Powiedziałem, że NFZ może pozostać państwowy – ja nie mam nic przeciwko temu, tylko wprowadziłbym konkurencję do NFZ, też oczywiście prywatną. Konkurencja płatników jest absolutnie konieczna, żeby pacjent stał się podmiotem, a nie piątym kołem u wozu. Ja jako pacjent, kiedy jestem niezadowolony, to wyrazem mojego niezadowolenia powinno być prawo do przeniesienia mojej składki do konkurencji, jak w każdej usłudze.
Jak mawiał świętej pamięci prof. Jacek Ruszkowski, który jest patronem fundacji Watch Health Care, opieka zdrowotna w Polsce jest ostatnim bastionem socjalizmu. Nie ma dzisiaj kolejek czy talonów na samochody, na meble, na papier toaletowy, na chleb czy na mięso. Nie ma, bo tam zadziałała niewidzialna ręka rynku, tam jest konkurencja, tam ci, którzy świadczą usługi, się starają i walczą o klienta.
A NFZ jako monopson stara się przypodobać politykom, bo od polityków zależy los prezesa, wiceprezesów, dyrektorów oddziałów, to jest horrendalnie upolityczniony system.
Czy w tych propozycjach nadesłanych do rady deregulacyjnej udało się znaleźć jakieś pomysły rewolucyjne, czy zaskakujące, które faktycznie mogą przynieść poprawę wydajności czy uproszczenie ścieżek?
Pomysły cały czas spływają, jest ich naprawdę dużo i jestem zaskoczony, jak dużo z tych zgłoszeń jest bardzo dobrze przemyślanych, dotyczących naprawdę merytorycznych kwestii. Także kwestia konkurencji do NFZ-u się pojawia.
Kolejnym problemem, który jest bardzo często podnoszony, to niewydolny system taryfikacji w Polsce. I znowu powtórzę, nie ma konkurencji, nie ma wolnego rynku, taryfy są ustalane w sposób ułomny i są bardzo rzadko zmieniane.
Absurdem jest nierówność podmiotów – firmy farmaceutyczne w Polsce mogą składać wnioski refundacyjne dla swoich leków, a firmy produkujące wyroby medyczne nie mogą złożyć wniosku do Ministerstwa Zdrowia. To jest dyskryminacja, to jest niesprawiedliwe. Dlaczego firmy, które produkują wyroby medyczne, nie mogą samodzielnie złożyć wniosku refundacyjnego czy wniosku o wpisanie do koszyka, tylko muszą to robić przez konsultanta krajowego, przez szefa jakiegoś stowarzyszenia specjalistycznego albo przez prezesa NFZ czy prezesa AOTMiT?
Ci prezesi oczywiście tego nigdy nie robią, więc de facto producenci wyrobów medycznych muszą przejść drogę przez konsultanta bądź specjalistę.
Kilka pomysłów dotyczy kwestii ułomnego prawa, zgłaszający przedstawiają problemy, z którymi się zetknęli jako przedsiębiorcy albo uważają, że coś jest niesprawiedliwe. Część z takich zgłoszeń przekierowujemy do innych strumieni, tam, gdzie na przykład chodzi o podatki.
Obecnie trwa etap gromadzenia zgłoszeń, jeśli chodzi o Radę. My zrobimy to, co możemy i postaramy się jak najlepiej. Przygotujemy odpowiednie formatki deregulacji z oceną skutków, z przedstawieniem, co należy zmienić, dlaczego należy zmienić, kto powinien odpowiadać za zmianę i tak dalej. Ale co się będzie potem z tym działo, tego nie wiemy. Politycy deklarują, że są otwarci na wprowadzanie zmian, ale czy nastąpią zmiany i jakie, to zobaczymy.
Czytaj też:
Jak skrócić kolejki do lekarzy w Polsce? Jest kilka kluczowych zasad