Katarzyna Pinkosz, Wprost: Jako lekarz kardiolog: jak ocenia Pani polski system ochrony zdrowia?
Dr n. med. senator Agnieszka Gorgoń-Komor: Przede wszystkim uważam, że kwestie ochrony zdrowia powinny być ponad podziałami politycznymi. Nie byłoby dobrze, gdyby po zmianie ministra zdrowia zmieniać wszystko, co robiła wcześniejsza ekipa; część rzeczy było dobrych i je trzeba kontynuować. Niestety, generalnie dziś nasz system ochrony zdrowia jest niewydolny. Mamy po pandemii ogromny dług zdrowotny. O wydolnym systemie opieki zdrowotnej możemy mówić, gdy będziemy mieć dobre wskaźniki zdrowotne, zmniejszoną chorobowość i mniejszą śmiertelność. Niestety, długość życia w Polsce od 2019 roku skraca się. Mamy cały czas nierozliczone 200 tys. nadmiarowych zgonów w okresie pandemii.
Co rozumie Pani pod pojęciem „nierozliczonych” 200 tys. zgonów?
W okresie pandemii mieliśmy ponad 200 tys. nadmiarowych zgonów. Ok. 50 proc. z nich to były zgony z powodu COVID-19. Do tej pory nie ma jednak analizy, dlaczego pacjenci umierali przedwcześnie, a także np. dlaczego chorzy z podejrzeniem chorób nowotworowych nie mieli dostępu do diagnostyki. Obecnie środowisko medyczne bije na alarm, że pacjenci mają bardzo dużo zaawansowanych zmian nowotworowych. Podobnie zła sytuacja jest w kardiologii.
Bardzo ważne byłoby wykonanie analizy pokazującej przyczyny zgonów. Moim zdaniem, wszystkie niepowodzenia należy analizować, by wyciągać wnioski na przyszłość. Musimy też wyciągnąć wnioski, jak zmniejszyć „dług zdrowotny”, który powstał podczas pandemii. Dlatego mówię, że system jest niewydolny.
A jak Pani pacjenci oceniają dziś swoje możliwości leczenia?
Pacjenci najczęściej skarżą się na kolejki. Niewiele zmieniło zniesienie limitów w ambulatoryjnej opiece specjalistycznej (AOS). Kolejki wcale się nie zmniejszyły, gdyż jest za mało lekarzy, pielęgniarek. Pacjenci, bojąc się o swoje zdrowie, często decydują się na wizytę w prywatnej opiece zdrowotnej, płacąc za wizyty. To nie jest wydolny system publicznej opieki zdrowotnej.
Są jednak rzeczy, które ocenia Pani pozytywnie?
Tak, np. e-Zdrowie; w czasie pandemii sytuacja zmusiła nas do szybkiego nauczenia się korzystania z e-recepty; to bardzo dobrze. Jednak wynaturzeniem są receptomaty, gdzie pacjent za pieniądze może dostać właściwie każdą receptę, jaką chce. Przekroczona została granica zdrowego rozsądku. Pacjent zawsze powinien być zbadany przez lekarza przed wystawieniem recepty.
Kolejna rzecz to teleporady: w okresie pandemii tylko przez tydzień udzielałam teleporad. Nie byłabym w stanie wykonywać zawodu lekarza za pomocą teleporad, jeśli chcę, żeby pacjent odniósł z wizyty korzyść zdrowotną.
Gdyby została Pani ministrem zdrowia: co pilnie by Pani zmieniła?
To nie tylko moje postulaty, ale generalnie przedstawicieli wielu zawodów medycznych; odbywaliśmy na ten temat spotkania już w poprzedniej kadencji Senatu.
Ważne jest przede wszystkim to, żeby wzrosły nakłady na ochronę zdrowia. Średnia w Europie to dziś 8 proc. PKB; w Polsce – zaledwie 4,7 proc. PKB (mówię o PKB na obecny rok, a nie sprzed dwóch lat). To zbyt mało, żeby móc wdrażać nowe technologie i najnowsze wytyczne leczenia.
Poza tym, ponad 80 proc. wydatków na szpitalnictwo to koszty wynagrodzeń; jak więc za pozostałe pieniądze wdrażać nowe technologie?
Kolejnym problemem jest to, że młodzi lekarze nie chcą pracować w szpitalach i wybierać specjalizacji wiążących się z ryzykiem odpowiedzialności karnej np. za uszczerbek na zdrowiu czy zgon pacjenta. Młodzi lekarze mówią, że nie chcą czuć codziennie oddechu prokuratury, wykonując swój zawód. Oczywiście, zawód lekarza wiąże się z ogromną odpowiedzialnością, uważam jednak, że należy wprowadzić zasadę non-fault. Nagradzać tych, którzy bardzo dobrze wykonują zawód, a „wyłapywać” błędy po to, by je korygować i stawiać na jakość opieki medycznej.
Ważne jest też, by nie marnotrawić pieniędzy. Nie w każdym szpitalu musi być rezonans czy tomograf. Trzeba też uszczelnić system, by nie powtarzać niepotrzebnie badań.
Zdarza się, że pacjent w jednym ośrodku ma wykonywaną tomografię, a potem idzie do drugiego ośrodka, gdzie badanie jest powtarzane, bo drugi ośrodek chce mieć badanie wykonane u siebie. Jest to jednak marnowanie pieniędzy, a przy tym, np. w przypadku tomografii, narażanie zdrowia pacjentów.
I nie przyspiesza też diagnostyki…
Uważam, że warto stworzyć centralny rejestr badań obrazowych. Jeśli lekarz chce powtórzyć, to tylko w bardzo uzasadnionych przypadkach, np. jeśli są wątpliwości co do jakości technicznej badania.
Czytaj też:
Co się stanie, gdy resort zdrowia przejmie KO? Poseł Hok: To ostatnia chwila na zmiany
Średnia długość życia w Polsce jest o kilka lat krótsza niż w Europie Zachodniej. Jak to zmienić? Nie mamy przecież innych genów niż mieszkańcy Włoch czy Francji…
Wiemy, że medycyna wpływa na nasze zdrowie tylko w 10-15 proc. W ponad 80 proc. odpowiada za to styl życia. Najważniejsza jest profilaktyka, tymczasem w Polsce z badań profilaktycznych 20-30 proc. pacjentów. To trzeba zmienić.
Jak zachęcić Polaków do badań profilaktycznych?
Jako lekarz zachęcam swoich pacjentów do badań, powinny być jednak szerokie akcje edukacyjne, a także benefity dla osób badających się profilaktycznie. Uważam, że można też np. powiązać profilaktykę stomatologiczną z pójściem dziecka do przedszkola i szkoły; powiązać programy profilaktyczne z medycyną pracy. Uważam, że należy opracować badania profilaktyczne dla osób pracujących w wieku 30 plus, 40 plus, 50 plus, które powinny być wykonywane w ramach medycyny pracy. Wiele organizacji pozarządowych wpisuje edukację zdrowotną w swój profil działalności, można te organizacje wykorzystać do współpracy, również organizując lokalne akcje profilaktyczne. Ważne, żeby nie były to działania jednorazowe. Trzeba też postawić na edukację zdrowotną na etapie wczesnoszkolnym, bo dzieci uczą się dobrych zachowań, które będą procentować w przyszłości.
Wielu pacjentów bardzo późno zgłasza się do lekarza, w bardzo zaawansowanych stadiach, również z powodu takich mitów, że „lepiej się nie badać, bo lekarze zawsze coś znajdą”. Również myślenie lekarzy powinno się zmienić, gdyż wiele chorób przez długi okres nie daje objawów. Konieczna jest czujność i patrzenie na pacjenta całościowo, tymczasem bardzo często specjalista patrzy na pacjenta z punktu widzenia swojej specjalizacji, leczy „swoją” chorobę.
Kolejna rzecz to nowe technologie.
Medycyna tak szybko się rozwija, że jeśli chcemy być częścią Europy, to musimy rozwijać nowe technologie, przyjmować nowe standardy leczenia, być na bieżąco. Nie możemy być ciągle w ogonie Europy. Albo wsiadamy do pendolino, albo pozostajemy w pociągu osobowym lub na peronie.
Pacjenci powinni też wiedzieć, co im się należy w ramach ubezpieczenia zdrowotnego.
Czytaj też:
Dr Gałązka-Sobotka: „W Polsce zdrowie trzeba sobie wychodzić i wyczekać”
W Polsce jest za mało lekarzy, jednak kwestią wzbudzającą ogromne kontrowersje, zwłaszcza u lekarzy, są nowe szkoły kształcące medyków, z których część nie ma akredytacji Polskiej Komisji Akredytacyjnej (PKA). Czy należy je zamknąć?
Uważam, że należy rozwijać uczelnie, które mają tradycje, od wielu lat kształcą lekarzy. W Bielsku-Białej powstała niedawno filia Śląskiego Uniwersytetu Medycznego, kształcąca lekarzy. Długo się o to staraliśmy, bardzo zaangażowały się też w pomoc władze Bielska-Białej, ja również bardzo optowałam za tym, żeby w stolicy Podbeskidzia powstała filia ŚUM, którego renoma gwarantuje jakość kształcenia.
Obecnie w wielu miastach powstały nowe uczelnie kształcące lekarzy, ale część z tych uczelni nie ma np. swoich prosektoriów, nie ma własnej bazy klinicznej. Studenci nie mogą uczyć się anatomii z atlasu; muszą nauczyć się też np. szacunku do zwłok. Osoby, które kształcą studentów, muszą też uczyć ich etyki. Część z tych uczelni nie spełniło wymogów PKA i nie uzyskało akredytacji. Uważam, że biorąc odpowiedzialność za jakość kształcenia, trzeba będzie skontrolować nowe uczelnie i zamknąć te, które nie spełniają kryteriów; natomiast te, które udowodnią, że jakość kształcenia u nich jest dobra, powinny pozostać. Na pewno jednak nie może być sytuacji, że lekarz stażysta jest dziekanem wydziału.
Senator dr n. med. Agnieszka Gorgoń-Komor jest specjalistką chorób wewnętrznych oraz kardiologii, zastępcą ordynatora w Oddziale Kardiologii i Kardioonkologii w Bielskim Centrum Onkologii. Współorganizowała „białe soboty” i „białe niedziele” na rzecz profilaktycznego rozpoznania chorób układu krążenia i chorób cywilizacyjnych, była współorganizatorką Beskidzkiego Dnia Serca. Jest prezesem Oddziału Beskidzkiego Polskiego Towarzystwa Lekarskiego. W poprzedniej kadencji Senatu była członkiem m.in. Komisji Zdrowia, Komisji Rodziny, Polityki Senioralnej i Społecznej.