„Nie chcę murów, chcę człowieka”. O tym, co naprawdę leczy w psychiatrii środowiskowej

„Nie chcę murów, chcę człowieka”. O tym, co naprawdę leczy w psychiatrii środowiskowej

Dodano: 
W psychiatrii ważny jest kontakt człowieka z człowiekiem
W psychiatrii ważny jest kontakt człowieka z człowiekiem Źródło: freepik
Czy da się leczyć kryzys psychiczny bez szpitalnych murów, w atmosferze dialogu, szacunku i wsparcia? Katarzyna Szczerbowska – aktywistka i asystentka zdrowienia – opowiada o tym, jak działają Centra Zdrowia Psychicznego, dlaczego warto je rozwijać i co grozi ich istnieniu.

– Jeśli ktoś nie doświadczył kryzysu psychicznego, nie ma pojęcia, jak to jest. Jeśli ktoś nigdy nie był choć przez 5 minut w szpitalu psychiatrycznym, ani nikt z jego bliskich tego nie doświadczył, trudno mu sobie wyobrazić potrzeby takiej osoby – mówi Katarzyna Szczerbowska.

Anna Kopras-Fijołek, NewsMed, Wprost: Jaki był cel pilotażu centrów zdrowia psychicznego?

Katarzyna Szczerbowska: Pilotaż powstał w oparciu o Narodowy Program Ochrony Zdrowia Psychicznego, przyjęty przez polityków w 2010 roku. Zaczęto realizować go jednak dopiero w 2018 roku, po I Kongresie Zdrowia Psychicznego oraz marszu pacjentów i lekarzy pod Ministerstwo Zdrowia. Działamy razem, walcząc o tę reformę od lat – pacjenci i lekarze. Pomysł na nią powstał we współpracy lekarzy i pacjentów. Wzięto też pod uwagę doświadczania podobnych reform w Europie i w Stanach Zjednoczonych. Tam środowiskowe leczenie stało się obowiązujące już wcześniej. Według badań jest najbardziej skuteczne. Zadowoleni są z niego pacjenci i ich rodziny. Pozwala opanować objawy, ale także wesprzeć więzi człowieka doświadczonego przez załamanie zdrowia psychicznego, podsycić jego zasoby, odkryć je po to, żeby mógł wrócić do życia, które przerwał kryzys albo w ogóle z niego nie wypadł. Jest w nim miejsce na pracę nad tym, jak sobie radzić ze swoją wrażliwością, żeby kryzys nie wrócił.

System ochrony zdrowia psychicznego długo oparty był na izolowaniu w szpitalu i wizytach u psychiatry. Leczenie środowiskowe to otaczanie człowieka ludźmi, którzy mogą pomóc na różne sposoby i włączanie w to działanie bliskich, o ile ma takie osoby. To budowanie sieci, która ma go łapać i nie pozwolić wpaść w otchłań. Pilotaż jest programem testowania rozwiązań organizacyjnych i finansowych. Podstawy są dla wszystkich centrów wspólne, ale działają elastycznie. Różnią się odpowiedziami na potrzeby lokalnej społeczności. Inne są propozycje w dużym mieście, inaczej wygląda praca w miejscu, gdzie trzeba dojeżdżać do ludzi na wieś. W oparciu o doświadczenia pilotażu grupa Robocza Kongresu Zdrowia Psychicznego opracowała ostatnio rekomendacje dla centrów zdrowia psychicznego. Składa się ona z psychiatrów, w tym czterech profesorów, są w niej osoby z doświadczeniem kryzysu i psycholog z tytułem doktora.

Jak wygląda działalność CZP?

Mają cztery podstawowe formy wsparcia: poradnię zdrowia psychicznego, oddział dzienny, oddział stacjonarny i zespół leczenia środowiskowego. W centrum zdrowia psychicznego pracują psychiatrzy, psychologowie, psychoterapeuci, pielęgniarki, terapeuci środowiskowi wspierający pacjentów w domu, asystenci zdrowienia, czyli osoby z doświadczeniem kryzysu, które przeszły przeszkolenie, żeby wspierać osoby trwające w kryzysie i ich bliskich, a także pomagać budować współpracę między pacjentem i ludźmi którzy mu pomagają. W poradni proponowane są konsultacje z psychiatrą, diagnostyka, terapie, ale mogą też być organizowane grupy psychoedukacyjne. Jedno centrum ma hostel. Specjaliści, w tym psychiatra, terapeuta, pielęgniarki jeżdżą do domów pacjentów z niepełnosprawnością, lękami, do starszych, samotnych ludzi. Mamy w centrum też koordynatora opieki zajmującego się pacjentami o szczególnych trudnościach, którzy mogą nie pamiętać o wizycie u psychiatry, mieć problem z zadbaniem o swoje podstawowe potrzeby. Dzięki klubom pacjenta, współpracy z pomocą społeczną, grupom psychoedukacyjnym pomaga się wracać do pracy, do nauki, odzyskać sprawczość, samodzielność, rozwiązać problemy. Kryzysy często związane są z trudnościami finansowymi, brakiem pracy, bezpiecznego miejsca do zamieszkania. Zespoły CZP współpracują wtedy nie tylko z opieką społeczną, także z władzami lokalnymi. Dzięki temu można tworzyć mieszkania treningowe, chronione. Scenariusze wsparcia w nich są różne, ale cel wspólny – dać przystań na określony czas, żeby człowiek mógł znaleźć pracę, odbudowywać samodzielność, choćby wynająć pokój. W leczeniu środowiskowym zwraca się uwagę na objawy kryzysu, ale też na to, kim jest człowiek, który przyszedł po wsparcie i w jakim otoczeniu żyje – tak, żeby opiekę przystosować do indywidualnych potrzeb. Do każdego znaleźć klucz. Praca w ochronie zdrowia psychicznego oparta jest na rozmowie. Teraz po raz pierwszy w psychiatrii tak dużo mówi się o budowaniu poczucia bezpieczeństwa, wzajemnego szacunku, dialogu, partnerstwa, o tym, że pacjent nie jest diagnozą, tylko człowiekiem, o humanitarnym, holistycznym wspieraniu. Zwraca się uwagę na poprawianie jakości komunikacji. Rozmawia się o empatii, słuchaniu pacjenta, podążaniu za nim. Jakość leczenia opiera się nie tylko na odpowiednim ustawieniu leków. W psychiatrii ważny jest kontakt człowieka z człowiekiem. Dlatego, kiedy słyszę o konieczności poprawy jakości w psychiatrii, pierwszym słowem, jakie do mnie przychodzi, jest – dialog. Nie mury są dla mnie najważniejsze ani łóżko, tylko człowiek, który staje przy pacjencie. Mogłabym się leczyć w namiocie polowym, gdybym obok miała kogoś o otwartej głowie i sercu. Jakość wsparcia to ludzie, budowanie poczucia bezpieczeństwa, dlatego tak ważny jest wybór personelu i wspieranie go w zdobywaniu miękkich kompetencji. Ważne jest też to, żeby zadbać o tych ludzi. Trwanie przy pacjentach doświadczających kryzysu to ogromny wysiłek, niesamowicie wyczerpująca praca, dlatego ważne są urlopy wytchnieniowe, edukowanie, jak regulować emocje, zadbanie o to, by człowiek kierujący centrum potrafił tworzyć w zespole dobrą atmosferę, zatrudniać świetnych superwizorów dla wszystkich, płacić tyle, żeby nie było potrzeby dorabiania. Psychiatrzy, psychologowie, pielęgniarki to też ludzie i też mogą potrzebować wsparcia.

Jakich usług wcześniej nie było w systemie?

W centrach jest dużo propozycji, których nie ma w koszyku świadczeń gwarantowanych, jak klub pacjenta, praca metodą otwartego dialogu, grupy psychoedukacyjne dla rodzin czy osób z doświadczeniem psychozy, praca z ciałem, terapia sztuką. Mnóstwo czasu personel poświęca na rozmowy z opieką społeczną, co powinno być widoczne dla płatnika, a nie tylko wizyty u psychiatry, psychologa czy osobodzień w szpitalu. W systemie nie było też wcześniej serca centrum – Punktu Zgłoszeniowo–Koordynacyjnego, czynnego zwykle w godz. 8-18, a w niektórych centrach dłużej, w każdy dzień powszedni z wyjątkiem tych ustawowo wolnych od pracy. Jest to miejsce pierwszego kontaktu. Może do niego przyjść człowiek doświadczający kryzysu, sam lub z kimś bliskim, można w nim dostać informację, jak pomóc komuś z rodziny, kto przeżywa załamanie zdrowia psychicznego. Bez skierowania, bez potrzeby wcześniejszego zapisywania się. Punkt Zgłoszeniowo – Koordynacyjny to nie jest okienko, jak w rejestracji, tylko pokój, w którym w bezpiecznych warunkach rozmawia się ze specjalistą o powodzie swojego zgłoszenia, co pozwala wstępnie określić potrzeby człowieka szukającego wsparcia. Mogą paść pytania o jakość snu, ważne więzi, odżywianie, koncentrację, pamięć, nastrój. To tu wspólnie opracowuje się wstępny scenariusz wsparcia. Czasem wystarczy porada.

Kto może skorzystać z pomocy CZP?

Każdy dorosły człowiek, który widzi potrzebę wsparcia lub choćby zastanawia się, czy to, co się z nim dzieje, wymaga konsultacji. Lepiej przyjść niepotrzebnie niż bagatelizować niepokojący stan. To miejsce otwarte na osoby, które w kryzysy pcha wrażliwość i od dawna leczą się psychiatrycznie, ludzi, którzy mają kłopoty z lękiem, smutkiem, bezsennością czy trawieniem, bo straciły pracę, bliską osobę, dotknęła ich ciężka choroba onkologiczna czy ktoś w rodzinie choruje. Dzięki temu, że są cztery podstawowe formy pomocy, pacjent jest koordynowany przez ten sam zespół na różnych etapach zdrowienia. Pomagający mu ludzie ze sobą współpracują, wiedzą, co się działo w szpitalu, pacjent ma asekurację przemieszczać między różnymi formami wsparcia. Scenariusz wspierania zmienia się w zależności od dynamiki kryzysu. Dla mnie ważne jest to, że mówi się o zdrowieniu, a nie leczeniu chorego. Według mojego doświadczenia dobrze jest mieć świadomość, że kryzys nie zwalnia z odpowiedzialności za siebie, wręcz przeciwnie – to sytuacja, która szczególnie jej wymaga. Bardzo jest mi bliska myśl Mike’a Slade’a zajmującego się procesem zdrowienia, którą poznałam na kursie na asystenta zdrowienia: „Zdrowienie to coś, nad czym się pracuje, do czego się dąży i co dotyczy osoby, która doświadcza załamania zdrowia psychicznego. Ważna jest jej wiara w wyzdrowienie, motywacja do niego, wkładanie trudu w przekraczaniu swoich granic. Nie jest to coś, co usługi zdrowia psychicznego mogą „zrobić” osobie zdrowiejącej. Wkład personelu psychiatrycznego i terapeutycznego to wspieranie osoby zdrowiejącej w jej podróży ku zdrowiu”.

Jak wygląda finansowanie działalności placówek?

Centra dostają pieniądze na liczbę mieszkańców terenu odpowiedzialności. Dzięki temu mogą pomagać w kreatywny, elastyczny sposób. Nie są ograniczone kontraktem na określoną liczbę usług. Nie ma więc zjawiska, z którym czasem zderzamy się, idąc w listopadzie czy grudniu do ginekologa – lekarz jest w gabinecie, ale skończyła się liczba usług na kontrakt na NFZ i nie może nikogo przyjąć. Dzięki temu finansowaniu może istnieć Punkt Zgłoszeniowo – Koordynacyjny.

Do ubiegłego roku centrami opiekowało się Biuro ds. Pilotażu Narodowego Programu Ochrony Zdrowia Psychicznego…

Miało stronę z adresami centrów i informacjami, jaką pomoc można dostać. Zespół biura jeździł do centrów, żeby wspierać je w rozwiązywaniu problemów, organizowano dla nich szkolenia online i konferencje. Każdy mógł zadzwonić, napisać pytanie, po informacje zgłaszali się pacjenci i ich rodziny. Ministerstwo zlikwidowało biuro. Na swojej stronie opublikowano tabelkę z adresami centrów – tyle, że kiedy dałam link do niej u siebie na Facebooku, ludzie pisali w komentarzach, że jest nieaktualna. Mamy tam 117 centrum, w tym według doniesień, co najmniej jedno nieistniejące. Tyle ich było w lutym zeszłego roku, a w rozporządzeniu Ministra Zdrowia do realizacji programu dopuszczono 129 miejsc. Nie wiem, co stało się z 12. Czy je otworzono, jak działają?

Jednym z postulatów – od początku istnienia pilotażu – jest stworzenie ośrodka krajowego ds. monitorowania reformy.

Takie miejsca są we wszystkich krajach, w których przeprowadzono reformę systemu ochrony zdrowia psychicznego. Pozwalają wspierać ludzi w pracy w nowym systemie, robić dla nich szkolenia choćby z komunikacji z pacjentem czy budowania zespołu, przeprowadzać wizytacje, słuchać zespołów, jakie mają problemy, pomagać im je rozwiązywać, tworzyć platformę wymiany doświadczeń między centrami, tak by ci, którzy radzą sobie lepiej wspierali tych, którym jest trudniej. Do biura telefonowali ludzie z pytaniami o to, jak sprawozdawać usługi do NFZ-u, jak usprawnić działanie oddziału dziennego, jak wesprzeć asystenta zdrowienia. Można się było zgłosić z każdym problemem. Pracowano tam nad standardem organizacyjnym, nad zasadami działania tych miejsc we współpracy z liderami centrów. Na konferencje byli zapraszani pracownicy NFZ-u, Ministerstwa Zdrowia, organizacje pacjentów. To wszystko poszło do kosza. Ministerstwo Zdrowia wzięło na siebie dozór nad reformą, nie mając ku temu zasobów. Przestano komunikować się z opinią społeczną choćby przez organizowanie konferencji prasowych – tak, jak robił to dwa razy w roku zespół biura. W biurze były zatrudnione 4 osoby i zamiast rozbudować ten zespół, dać mu szansę na współpracę ze specjalistami i na tej bazie tworzyć ośrodek krajowy, z dnia na dzień je zamknięto, wysyłając w tej sprawie maila.

Dlaczego więc taki ośrodek nie powstał?

Nie ma woli politycznej do jego utworzenia, choć na reformę wydano już 8 miliardów złotych. Nigdy też nie przeprowadzono kampanii promocyjnej centrom. Rząd, Ministerstwo Zdrowia nie chwalą się tą reformą.

Czytaj też:
Prawie 18 miliardów złotych nie tylko na podwyżki płac. Minister zdrowia o finansach i priorytetach

Pilotaż CZP przedłużono do końca roku…

Ludzie pracują dziś w bardzo niestabilnej sytuacji. Nie wiedzą, co będzie po 31 grudnia. Zapowiedziano, że centra będą wybierane do systemu w trybie konkursowym, dając mało czasu, żeby takie konkursy rozpisać. Jest też problem finansowy – według prawa w Polsce każdy pacjent może sobie wybrać miejsce udzielania wsparcia. Zdarza się, że pacjenci z terenu odpowiedzialności centrów leczą się w innych szpitalach, chodzą do poradni z innych terenów.

Jakie to ma konsekwencje?

Centra muszą wtedy oddać do NFZ-u pieniądze, które zostały tam wydane na ich pacjentów. Czasem są to ogromne kwoty. Cena usług wzrosła o 11 proc., a ryczałty dla centrów – o 4,5 proc. W tej chwili umowy z nowymi pracownikami podpisywane są tylko do końca roku. Liderzy działają w Ogólnopolskim Stowarzyszeniu Centrów Zdrowia Psychicznego, ale ludzie z Ministerstwa Zdrowia i NFZ-u nie spotykają się z nimi. Nikt nie przyjechał, mimo zaproszenia, na ich konferencję. W ubiegłym roku 5 grudnia odbył się Nadzwyczajny Kongres Zdrowia Psychicznego zorganizowany przez pacjentów i lekarzy, żeby ratować reformę przed demontażem. Kongres odbywa się co dwa lata, po to, żeby przypomnieć o standardach w leczeniu, o tym, że pacjent jest człowiekiem, nie diagnozą. W zeszłym roku spotkaliśmy się dodatkowo, bo bardzo nam zależy na systemie opartym na psychiatrii środowiskowej, na udoskonalaniu centrów, a nie zmianie modelu.

Przed konferencją poprzedzającą ten kongres zadzwonił do mnie rzecznik prasowy Ministerstwa Zdrowia i zaproszono nas na rozmowę. Na spotkaniu z panią minister, Izabelą Leszczyną, był dr Marek Balicki, który opracowywał standardy organizacyjne dla centrów, Tomasz Rowiński, psycholog zajmujący się od lat analizowaniem systemu wsparcia w opiece psychiatrycznej, twórca pierwszego centrum zdrowia psychicznego dla dzieci i młodzieży, które działało na Bielanach, dr Izabela Ciuńczyk, prowadząca Centrum Zdrowia Psychicznego w Koszalinie i prezeska Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Centrów Zdrowia Psychicznego, a także czworo asystentów zdrowienia. Dr Balicki zaproponował pani minister stworzenie zespołu, który opracuje sposób wyprowadzenia centrów z pilotażu do systemu w oparciu o doświadczenia z programu przy zachowaniu tego modelu i zasad finansowania. Pani minister powiedziała – dajcie trzy osoby, ja dam dwie, dwie będą z NFZ-u. Zespół wystartował 13 grudnia. Nie ma w nim ekspertów, którzy opracowali reformę i zajęli się jej wdrażaniem. Należą do niego dwie osoby z NFZ, a poza tym dyrektorzy szpitali psychiatrycznych, konsultant krajowy w dziedzinie psychiatrii, pracujący w szpitalu jako dyrektor medyczny, jest psychiatra dr n. med. Maciej Karaszewski – obecnie pracujący w Ministerstwie Zdrowia, a jeszcze niedawno – w NFZ. Szefem zespołu została pani Dagmara Korbasińska – Chwedczuk, która ma za sobą opracowywanie rozwiązań dla opieki okołoporodowej, a obecnie pełni funkcję Dyrektora Departamentu Zdrowia Publicznego. Jest osobą nową w ministerstwie. W zespole działa dwóch lekarzy rezydentów, co ma walor świeżego spojrzenia, wprowadzenia perspektywy ludzi, pragnących zadbać o szkolenia personelu dla nowego systemu. Jest też pan Kamil Pięta, prowadzący centrum w Wieliczce. Należy ono do grupy centrów typu B, bez własnego oddziału stacjonarnego. W mojej ocenie jedynie dr Anna Depukat i dr Tomasz Rowiński mają głębsze doświadczenie pracy przy modelu leczenia środowiskowego. Pani dr Depukat przejęła prowadzenie Biura ds. pilotażu centrów po doktorze Marku Balickim, kiedy pan Niedzielski, po opuszczeniu NFZ-u, przejął funkcję Ministerstwa Zdrowia w miejsce doktora Szumowskiego.

Podobno zespół ma trzy propozycje finansowania, do tej pory nie wypracowano standardu organizacyjnego, a miał być przedstawiony do konsultacji społecznych najpierw w marcu, potem w czerwcu, następnie w lipcu. Nie wiadomo, kiedy ostatecznie będzie gotowy. Obawiam się, że zostanie zaproponowany nowy nietestowany model, że nastąpi demontaż reformy, a po centrach zostanie tylko ich nazwa. Dotąd, niestety, nie zastrzeżona, więc każdy może sobie tak nazwać swoją placówkę. Martwię się tym, że rozsypią się zespoły centrów, że ludzie zaczną odchodzić do leczenia prywatnie.

Program zyskał uznanie zagranicznych ekspertów...

Sama słyszałam np. od doktora René Keeta, który prowadzi EUCOMS, ogromne pochwały dla tego programu. Mamy w Polsce doświadczenia pracy w psychiatrii w nurcie środowiskowym od lat 70-tych – myślę o prof. nadzw. dr hab. n. med. Marii Załuskiej, która obecnie pracuje w Centrum Zdrowia Psychicznego na Bielanach oraz pani psycholog klinicznej, Katarzynie Muskat, która w latach 90-tych pracowała w ten sposób na Mokotowie, tam, gdzie teraz jest Mokotowskie Centrum Zdrowia Psychicznego. To rozwiązania wprowadzano tylko punktowo, teraz jest szansa na dostęp do takiej pomocy dla wszystkich potrzebujących.

Myślę, że cały problem zaczął się od tego, że bardzo nam zależało, żeby centra miały autonomię finansową, żeby to kierownik centrum dostawał pieniądze na działanie tego miejsca i był za nie odpowiedzialny. Żeby on dysponował nimi, kierując pacjentów pod te skrzydła, które są akurat potrzebne. Praktyka jest taka, że te pieniądze dostaje szpital, a kierownik centrum nawet ich nie widzi. To dyrektor szpitala decyduje o tym, na co są wydawane, trzeba z nim wszystko ustalać i prosić go pieniądze na tę czy inną usługę. Moim zdaniem to wadliwe rozwiązanie – mówiąc eufemistycznie. Tłumaczono mi, że przepisy w Polsce nie pozwalają na to, żeby oddział szpitalny był podwykonawcą dla centrum. Nie rozumiem, dlaczego nie można zmienić przepisów. Są same przeszkody. Ministerstwo ma jakiś problem z tym programem. Ustawa o ochronie zdrowia psychicznego powinna być znowelizowana, żeby podstawą prawną dla centrów nie było jedynie rozporządzenia ministra zdrowia, który w każdej chwili może się zmienić. Każdą nową osobę na tym stanowisku trzeba przekonywać, żeby nie rezygnowała z tych centrów. Podczas kadencji pana Niedzielskiego lekarze zostali zaproszeni do uczestniczenia w warsztatach organizowanych przez ministerstwo, żeby urzędnicy poznali zasady reformy i przekonali się do niej. Pacjenci pisali petycje o to, by nie zamykać centrów. Życie w takim zawieszeniu w powietrzu przedłuża się. Z drugiej strony słyszymy, że tak dużo jest kryzysów, tak dużo jest potrzeb, tak ważna jest edukacja.

Jak obecnie wygląda finansowanie usług psychiatrycznych?

Są centra i tereny, na których jeszcze ich nie ma, a więc dwa finansowania Zwolennicy oparcia opieki na szpitalach walczą o te instytucje. Oddział stacjonarny jest bardzo potrzebny, gdy inne formy wsparcia są niewystarczające, ale do tego muszą istnieć te inne formy. Żeby szpital się opłacał, trzeba mieć pacjenta na każdym łóżku i dwóch na korytarzu. Zwłaszcza w lutym, który jest krótszym miesiącem. Staje się więc na głowie, żeby mieć wszystkie miejsca pozajmowane. Efekt jest taki, że jak jest pacjent w stanie wymagającym natychmiastowej hospitalizacji, szpital nie ma go gdzie przyjąć. Pacjenci jeżdżą więc od szpitala do szpitala i szukają miejsca.

Jeśli byłoby możliwe wydawanie pieniędzy w sposób elastyczny, w zależności od aktualnych potrzeb, można byłoby mieć szpital „niewypełniony”. Wtedy – to jest przecież celem reformy – hospitalizacja byłaby ostatecznością, byłaby jak najkrótsza, a wsparcie po niej takie, by pacjent mógł mieć rehabilitację i wsparcie zabezpieczające go przed nawrotem kryzysu.

Liczycie na to, że te problemy zostaną przez ministerstwo potraktowane i z odpowiednią starannością i zrozumieniem?

Tak. Mam jednak obawy, że może to być trudne, bo jeśli ktoś sam nie doświadczył kryzysu psychicznego, nie ma pojęcia, jak to jest. Jeśli nigdy nie był choć przez 5 minut w szpitalu psychiatrycznym ani nigdy nikt z jego bliskich tego nie doświadczał, jest mu trudno sobie wyobrazić potrzeby takiej osoby. Zawsze można jednak posłuchać pacjentów. Można posłuchać lekarzy, którzy z nami współpracują, którzy są orędownikami leczenia środowiskowego.

Jakie jeszcze są potrzeby?

Połączenie dwóch systemów – dla dzieci i dla dorosłych. Wsparcie powinno obejmować całą rodzinę. Ta współpraca jest absolutnie konieczna. Jeżeli tego się nie robi, pomoc jest pokawałkowana. Zdarza się, że rodzice leczą się w jednym miejscu, dzieci w drugim, wszyscy razem w trzecim i to wspieranie jest nieefektywne, nie ma żadnej koordynacji, człowieka, który nad tym czuwa, bada, czy jest jakiś postęp i czy nie zmienić stylu działania. Bywa tak, że choruje matka, a nikt nie wspiera dziecka, któremu przez to wali się świat. Kryzysy dzieci często są związane z problemami dorosłych. Doskonale za to rozwija się sektor prywatny. Od czasu pandemii bardzo wzrosły potrzeby ludzi, jeśli chodzi o wsparcie. Wydział Psychologii jest najbardziej oblegany na uniwersytecie. Szkolą się kadry, jest więcej psychiatrów. Liderzy potrafią brać 600 zł (psychiatrzy) lub 400 zł (psychoterapeuci) za jedną, 50-minutową, wizytę. Niestety, psychiatra i psycholog czy psychoterapeuta nie znają się nawzajem. Jeden pomaga tak, drugi siak. Owszem, jak ktoś ma pieniądze, pójdzie się tam leczyć, ale też niejednokrotnie zbiera się ofiary tego wsparcia. Są prywatne szpitale psychiatryczne, ale jak jest ciężki przypadek, to się pacjenta wiezie do szpitala, gdzie jest leczony na NFZ. Mówi się o stomatologizacji psychiatrii, ale ja myślę, że to nazwa idealizująca to, co się dzieje. Nie słyszałam o tym, żeby stomatolog usunął pacjenta z gabinetu w połowie leczenia zęba, ale spotkałam wielu pacjentów doświadczających kryzysu z rozgrzebanym wsparciem, urwanym nagle.

Czytaj też:
Ponad 3 miliardy złotych dla psychiatrii. Historyczne wsparcie dla pacjentów i szpitali w całej Polsce

Problemy psychiczne mogą spotkać każdego niezależnie od wieku, od statusu, od wykształcenia. Warto, by decydenci o tym pamiętali…

Spotkałam w szpitalu mężczyznę, polityka, który – nie wchodząc w szczegóły – łączył się z obradami, ze stołówki szpitalnej. Wielu ludzi z doświadczeniem kryzysu za nic nie podzieli się tym, że byli w szpitalu, poszli do psychiatry. Stygmatyzacja jest potężna, ryzykowaliby karierą, autorytetem, pozycją społeczną. Kiedy dochodzą do zdrowia, wolą zapomnieć o trudnym czasie, do lekarzy chodzą w konspiracji.

W Wielkiej Brytanii reforma systemu się dokonała, rozwinęła się opieka środowiskowa dlatego, że wpływowy polityk miał dziecko, które doświadczało kryzysu. Chyba jednak politycy – pełniący swego rodzaju służbę – nie muszą na własnej skórze doświadczać czegoś tak strasznie trudnego, żeby sobie móc to wyobrazić. Wystarczy porozmawiać z pacjentami, odwiedzić ich w szpitalu. Mam jednak wrażenie, że na nas, pacjentów, patrzy się wyłącznie jak na liczby w tabelce w Excelu. Tak jakby NFZ po prostu „ustawił” system, żeby łatwo było wszystko rozliczać. Tylko że psychiatria rządzi się innymi prawami. To nie jest rozliczenie operacji kolana albo wizyty u lekarza POZ-u. To jest inna materia, inny rodzaj pomagania. Tutaj trzeba być niebywale elastycznym.

Ostatnio rozmawiałam z kolegą. Mówiłam, że personel w szpitalu psychiatrycznym jest straszliwie obciążony. Jest za mało ludzi. Powiedział mi: – „Ale wiesz, na onkologii pielęgniarka też dyżuruje 12 godzin”. Tylko że to jest zupełnie inny profil pacjenta. To jest naprawdę ogromny wysiłek emocjonalny, psychiczny, żeby być 12 godzin w miejscu, w którym ludzie są w takich różnych stanach cierpienia. Jedna pani leży cały dzień na jednym boku, bo ma skrajną depresję. Ktoś inny płacze, krzyczy, biega. Ktoś jeszcze inny nie chce jeść albo nic nie mówi. Ktoś starszy bez przerwy szuka żony. To jest naprawdę obciążające dla ludzkiego umysłu. Widzę dużą potrzebę wsparcia personelu, szkoleń, jak sobie z tym radzić i jak współpracować.

To nie jest praca dla każdego…

To jest zajęcie dla ludzi o dużej empatii i sile psychicznej, wypoczętych. Kiedy wchodzi się na oddział szpitala psychiatrycznego w Wielkiej Brytanii, trudno odróżnić pacjentów od personelu. Nie ma fartuchów. Ludzi wspierających jest mniej więcej tyle samo, co podopiecznych. Oni mają czas, żeby z pacjentami rozmawiać, być, karmić ich, wspierać. Kiedy rozmawiałam z jedną z naszych lekarek, powiedziała, że marzy, żeby u nas też tak było.

Jakie osoby trafiają do szpitala?

Dominują bardzo młode, które sobie nie radzą w życiu, które dostają diagnozy depresji reaktywnej, zaburzeń osobowości i które na moje oko chronią się w szpitalu, podobnie jak dzieci na oddziałach psychiatrycznych dla dzieci i młodzieży, czego dowodem jest chociażby to, że jak zaczynają się wakacje, szpitale pustoszeją. Moim zdaniem szpital nie powinien służyć jako schronienie przed wyzwaniami w życiu lecz miejsce leczenia. Można komuś ulżyć w smutku i rozpaczy, dać tabletkę, żeby mógł zasnąć, uspokoić się, najważniejsze jest, żeby się wzmocnić i pozałatwiać swoje sprawy na tyle, żeby to nie było źródłem skrajnego cierpienia. Leki są ważnym elementem pomagania, uratowały niejedno życie na przykład przed samobójstwem lub utonięciem w psychozie, ale ważne są też inne formy pomagania.

Kto częściej zgłasza się po pomoc – kobiety czy mężczyźni?

Coraz częściej – mężczyźni. Dominują w grupach wsparcia, na oddziałach dziennych. Przekonanie, że mężczyźni nie szukają pomocy, to nieprawda. Być może jednak tylko z perspektywy dużego miasta. Nie wiem, jak jest na wsi, w małych miasteczkach, gdzie stygmatyzacja jest większa i może być mężczyznom trudniej zgłaszać się po wsparcie.

Jakie korzyści przynoszą centra?

Pracując na oddziale stacjonarnym, widziałam, że teraz jest już mniej pacjentów, którzy mają tzw. ciężkie kryzysy, psychozy czy głęboką depresję. Zabezpiecza się tych ludzi, żeby nie trafiali do szpitala, Chciałabym, żeby to się rozwijało, udoskonalało. Z perspektywy pacjentów widzę, że jest to bardzo bezpieczna forma pomocy. Wiem – z własnego doświadczenia i moich kolegów, koleżanek – że to działa. Dlatego my, jako pacjenci, staramy się ochronić reformę przed demontażem. Jest dobry model, pomysł na finansowanie, wszystko spięte – po co niszczyć coś, co już dobrze działa?

Katarzyna Szczerbowska, osoba z doświadczeniem kryzysu psychicznego, przez 20 lat pracowała jako dziennikarka, od ponad 10 lat zajmuje się aktywistycznym działaniem na rzecz osób doświadczających kryzysu psychicznego. Certyfikowana asystentka zdrowienia, absolwentka kursu otwartego dialogu i reanimacji emocjonalnej, kończy studia psychologiczne, jest w Radzie ds. Zdrowia Psychicznego przy Ministrze Zdrowia, pracuje w Fundacji eFkropka.

Najbliższa akcja poparcia: Tak Dla centrów Zdrowia Psychicznego organizowana przez pacjentów pod Kancelarią Prezesa Rady Ministrów – 24 lipca w godz. 17-19.

Czytaj też:
Rekordowe wsparcie dla psychiatrii w Krakowie. Ponad 290 mln zł z Funduszu Medycznego