– Jak włączymy jakąś reklamę, widzimy, jakie teraz dżinsy będą modne, jakie zabiegi zrobić, żeby pięknie wyglądać, żeby schudnąć itd. (...) Świat nam dzisiaj nie służy, nie pomaga nam – mówi dr n. med. Mariola Kosowicz, psycholog kliniczny, psychoterapeuta, psychoonkolog, kierująca Poradnią Psychoonkologii w Narodowym Instytucie Onkologii im. Marii Skłodowskiej-Curie, Instytucie Badawczym w Warszawie.
Anna Kopras-Fijołek, NewsMed, Wprost: Czy osoby z chorobą otyłościową szukają pomocy u psychologa?
Dr Mariola Kosowicz: Do gabinetów psychoterapeutycznych przychodzą ludzie bez względu na swój status społeczny, wykształcenie, stan zdrowia czy wagę. Wśród osób zgłaszających się psychoterapeutów są również osoby z chorobą otyłościową. Każdy, kto zgłasza się do psychoterapeuty, przynosi swój problem, z którym sam sobie już nie radzi. Ktoś czuje się nieakceptowany społecznie, samotny, ma problemy w pracy, w związku, choruje na depresje. Ważne, że ma w sobie potrzebę zrobienia czegoś dla siebie.
Jak stara się pani im pomóc?
Zawsze trzeba wysłuchać historii danej osoby, poznać wzorce myślenia, działania i dopiero wówczas spróbować przyjrzeć się schematom działania, które nie są adaptacyjne w życiu danego człowieka, poznać ich genezę i wspólnie spróbować znaleźć nowy adaptacyjny sposób myślenia i funkcjonowania. Żyjemy w świecie, który w sposób chory narzuca narracje dotyczące prawie wszystkich aspektów naszego funkcjonowania. Jak mamy wyglądać, starzeć się, co jest właściwe, a co nie jest. Wiele osób ulega tym wpływom i nie wie, kim tak naprawdę jest i jak chce żyć.
Można nie oglądać telewizji, można nie patrzeć na billboardy, na reklamy. Sami ludzie są jednak wobec siebie okrutni...
To prawda. Sami sobie stworzyliśmy świat wykluczający ludzi, którzy nie pasują do narzuconych trendów. Może właśnie dlatego, kiedy widzimy człowieka z chorobą otyłościową, dajemy sobie prawo do oceny, zakładając, że nie pracuje nad sobą i jest leniwy. Niektórym ludziom nie przejdzie nawet przez głowę, że otyłość jest chorobą przewlekłą, charakteryzującą się stanem zapalnym, zachorowalnością na wiele poważnych chorób, a nawet wcześniejszą śmiertelnością. Oczywiście, nikt nie podważy, że otyłość ma swoje uwarunkowania nie tylko genetyczne, ale również biologiczne oraz związane z rozwojem cywilizacji wymuszającej określony styl życia, niemniej jednak nie jest to takie proste, jakby się mogło wydawać. Jedzenie spełnia rolę nie tylko odżywiania w celu przeżycia, ale dla wielu osób jest sposobem redukcji stresu. Czasami dochodzi do błędnego koła. W procesie choroby otyłościowej masa ciała rośnie, a to generuje stres i jemy jeszcze więcej. Później czujemy się winni, mamy do siebie negatywny stosunek, a niekiedy rezygnujemy z podjęcia leczenia i wprowadzenia zmian, zakładając, że i tak się nie uda. Życie z poczuciem bycia „innym” to bardzo poważny stres, który nierzadko prowadzi do unikania kontaktów społecznych, rezygnacji z marzeń, a nawet poważnych problemów psychicznych, np. depresji. Choroba otyłościowa utrudnia życie, wprowadza wiele dysfunkcji organizmu, np. prowadzi do cukrzycy, co dodatkowo obciąża osobę chorą. W chorobie otyłościowej, podobnie jak w wielu chorobach przewlekłych, bardzo dużo zależy od danej osoby, w jakim środowisku przebywa, z jakimi zasobami psychicznymi wyszła ze swojego domu, na ile potrafi współpracować z lekarzami, terapeutą, jak bardzo jest zmotywowana do leczenia. Dlatego w terapii pracuje się nad motywacją do zmiany i urealnieniem tego procesu. Jest to ważny element kompleksowości opieki w procesie leczenia pacjenta. Nie zawsze można osiągnąć wymarzony cel, ponieważ nierzadko zawiera on w sobie warunkowość – albo będę szczupła i szczęśliwa, albo nie doświadczę szczęścia. Tak to nie działa. Do naszych gabinetów przychodzą ludzie, którzy na pierwszy rzut oka nie mają powodu nie czuć się atrakcyjnie, a jednak tak się czują. Każdy człowiek jest inny i każdy ma swoje demony, z którymi można spróbować coś zrobić. Gdybyśmy jako społeczeństwo byli bardziej otwarci i empatyczni, wiele osób z chorobą otyłościową, ale nie tylko, mogłoby dać sobie szansę na podjęcie leczenia i dobre życie.
Czytaj też:
Powikłania otyłości zagrażają zdrowiu i życiu milionów Polaków
Czy można powiedzieć, że leczenie choroby otyłościowej to prewencja depresji?
Nie ma wątpliwości, że chorobę otyłościową, podobnie jak inne przewlekłe choroby, należy leczyć. Leczenie powinno mieć charakter wielodyscyplinarny – osoba chora powinna mieć dostęp do lekarza, psychologa, dietetyka i rehabilitanta. Możliwość uzyskania pomocy, wsparcia buduje w osobie chorej poczucie sprawczości, co bezwzględnie może chronić przed depresją. W literaturze tematu podkreśla się, że osoby z otyłością, które doświadczały odrzucenia społecznego, utrwalają w sobie stygmat bycia innym, gorszym i nawet, kiedy redukują masę ciała, nie czują się ze sobą dobrze i często chorują na depresję. Znam wiele osób, które z lęku przed odrzuceniem nie dają sobie szansy na zbudowanie osobistej relacji i żyją w przekonaniu, że są skazane na samotność. Z drugiej strony znam osoby, które nie poddają się stygmatowi bycia osobą z nadwagą lub chorującą na otyłość i bardzo otwarcie podchodzą do życia. Szukają swojej drogi i przyświeca im przekonanie, że zasługują na szczęście.
Czytaj też:
Katarzyna Głowińska: Choruje 9 milionów dorosłych Polaków. Czas życia się skróci
Co jest ważne?
Nie ma jednej uniwersalnej odpowiedzi. Dla każdego człowieka co innego stanowi wartość w życiu oraz jego poczucie spełnienia i szczęścia. Niemniej jednak przychodzi mi do głowy myśli, że zbyt często spotykam ludzi, którzy odkładają życie na tzw. kiedyś. Chcemy wierzyć, że przyjdą lepsze czasy, że będziemy mieli więcej czasu, że będziemy lepiej wyglądać, że będziemy zdrowsi itp. A w ostateczności budzimy się z poczuciem straconych szans i nierzadko nasz bilans życia jest smutny. Dlatego sztuką jest żyć tak, żeby nasze nieadaptacyjne schematy, wyuczone wzorce myślenia i działania nie decydowały o naszym życiu. Umiejętność autoryzacji nieadaptacyjnych myśli i działań to wielka sztuka i szansa na świadome kierowanie swoim życiem. Przeczytałam kiedyś piękne zdanie, którym możemy zakończyć naszą rozmowę: „Człowiek sam buduje sobie solidny płot ze wszystkich swoich: NIE DA SIĘ, NIE MOGĘ, MUSZĘ, NIE POWINIENEM. A potem wygląda zza tego płotu i zazdrości tym, którzy żyją na wolności”.
Czytaj też:
Historia pacjentki Katarzyny Głowińskiej